David Purley był jedną z najbardziej bohaterskich postaci, jaką widział świat sportu. Życie niezwykle odważnego i honorowego szaleńca cechowała ciągła pogoń za ekstremalnością.
Przeżycia wojenne, których doświadczył w młodości, zahartowały jego charakter. Spowodowały też, że ścigając się, krzyczał głośno w swoim kasku, ku zachęcie do śmielszych działań. Brytyjczyk, który obchodziłby dziś swoje 77. urodziny, niejednokrotnie oszukiwał przeznaczenie i okazywał się sprytniejszy od nadchodzącej śmierci.
- Nie poradzisz na to nic, że niebezpieczne tory to tak wspaniały element wyścigów. Podobnie jak na wojnie, istnieją pewne granice, których przekroczenie spowoduje, że umrzesz. Nie możesz popełnić błędu, a jeśli to zrobisz, zapłacisz za niego. Dla mnie brzmi to uczciwie, czyż nie?
- Wyścigi powinny wyglądać właśnie tak. Ci, którzy obawiają się o swoje bezpieczeństwo, powinni zająć się łowieniem ryb, nie rywalizowaniem na torze - opowiadał po upływie kilku lat swojej kariery wyścigowej David Purley. Odpuszczanie i strach nie były w jego stylu...
Perypetie urodzonego 77 lat temu Brytyjczyka to z pewnością materiał na przesycony akcją, ludzkimi dramatami i oddaniem film. Jak bowiem możemy sobie wyobrażać historię kogoś, kto od najmłodszych lat niesiony jest przez życie żądzą ryzyka, walki i przekraczania granic ludzkich możliwości?
To kierowca, który pędził najszybszymi bolidami świata, krzycząc w swoim kasku najgłośniej, jak tylko się dało, aby dodać sobie niezbędnej w tym sporcie nieludzkiej odwagi. Doświadczenia wojny domowej w Jemenie wsiąknęły w niego tak bardzo, że poza bojowym okrzykiem zaryzykował pewnego razu swoje życie, aby za wszelką cenę podjąć się próby ratowania kolegi z płonącego bolidu.
'Hero' is a term thrown around rather loosely these days.
— Jacques Dresang (@allamericanracr) June 7, 2019
Then there is David Purley. Straight up one of the bravest, most genuine people not only to grace motorsports, but this green earth. pic.twitter.com/FtInmU4eKM
Jego wyścigowe losy nie były spowite wybitnymi sukcesami. Wydaje się, że “ktoś” wolał zamiast tego włożyć wszelkie siły w obdarzenie Purleya przekraczającą normę dozą szczęścia. Niejednokrotnie przychodziło mu bowiem stawać w szranki ze śmiercią, wzorem słynnego Antonius’a Blocka z “Siódmej pieczęci”, a później wychodzić z nich zwycięsko.
O ile jednak bohater dramatu Ingmara Bergmana podejmując się pojedynku szachowego z mroczną istotą, poszukiwał odpowiedzi na pytanie o sens swojego życia, Brytyjczyk znał je od wczesnych etapów swojej młodości. Były nią wyzwania, ryzyko, ekstremalność.
Dość powiedzieć, że jego wyścigowa kariera była właśnie czymś w rodzaju sprawdzenia swoich możliwości. Być może gdyby oddał się rywalizacji na torze tak samo jak dążeniu do życia w pełni, zajmowałby teraz miejsce wśród największych postaci tego sportu obok Clarka, Laudy, Senny czy Schumachera. Nie można jednak powiedzieć, że David Purley to anonim w świecie Formuły 1. Brytyjczyk uformował swoją legendę w sposób zupełnie inny od wymienionych wyżej mistrzów kierownicy.
Pod pochmurnym niebem
Bognor Reigis zamieszkuje ponad 20 tysięcy osób. To niewielka miejscowość położona na południowym wybrzeżu Anglii. Nie należy spodziewać się tam przyjaznej kąpielom w morzu pogody. Miejsce jest częstym kierunkiem wycieczek leczniczych i od zawsze słynęło ze swoich uzdrowiskowych walorów. Pogarszający się stan swojego zdrowia próbował polepszyć tam nawet kiedyś sam król Anglii Jerzy V. Niedługo później, 26 stycznia 1945 roku, na świat przyszedł tam David Purley.
Plaża w Bognor Reigis
Ojciec Davida należał do grona wyedukowanych i dynamicznie podbijających rynek przedsiębiorców. Urodzony jako Charlie Puxley, zamienił później literę w swoim nazwisku, bo według niego brzmiało to po prostu lepiej.
Swoją biznesową karierę rozpoczynał od kupowania po okazyjnej cenie skrzynek z rybami, które następnie sprzedawał ze sporą przebitką. Wykształcenie elektryczne i “żyłka” do handlu pozwoliły mu później na rozkręcenie własnej działalności. “Lec Refrigeration” zajmowało się głównie produkcją i dystrybucją lodówek.
Młody David od początku dawał rodzicom do zrozumienia, że nie jest mu pisane pójście śladami ojca. Chłopiec często sprawiał im figle, a ci nie nadążali za jego nieposkromionym entuzjazmem do szaleństw. Lat przybywało, lecz dorastający Purley zdawał się nie zmieniać swojego podejścia do życia.
Znana jest historia, gdy mając 17 lat miał on potajemnie “podkraść” rekreacyjną awionetkę swojego ojca, a następnie wznieść się nią w zazwyczaj pochmurne w Bognor niebo. Opowieść nie ma jednak potwierdzenia w słowach jej bohatera i pełni rolę anegdoty, w której być może znajduje się ziarno prawdy.
Rok wcześniej Brytyjczyk zdecydował się porzucić studia w jednym z okolicznych college’ów. Zgodnie z życzeniem ojca Purley podjął się pracy w jego firmie, lecz szybko z niej zrezygnował. Nastolatek pragnął się usamodzielnić i uniknąć związania swojej ścieżki zawodowej z rodzinnym interesem.
W związku z tym oraz przejawiającą się od najmłodszych lat potrzebą życia “na krawędzi” David rozpoczął pracę na budowie wysokich budynków w Londynie. Niedługo potem jednak jego załoga rozwiązała działalność, a młodzieniec pozostał bez pracy i planu na siebie.
Podchorąży Purley
Rozwiązanie trafiło się przypadkowo. Pewnego razu, gdy wracał do domu swoim samochodem, jego uwagę przykuło ogłoszenie wzywające młodych ludzi do zasilenia szeregów armii narodowej. Ku niezadowoleniu swojej matki, Joyce, David zdecydował się spróbować swoich sił i po pomyślnym przejściu rekrutacji dołączył do najstarszego, nieprzerwanie działającego pułku Brytyjskiej Armii, Coldstream Guards.
Po dwóch latach spędzonych w Królewskiej Akademii Wojskowej w Sandhurst został wysłany do położonego w Jemenie Adenu. Purley był wówczas członkiem Pierwszego Batalionu Brytyjskiego Pułku Spadochroniarskiego. To właśnie tam miał po raz pierwszy oszukać przeznaczenie i wyrwać się z objęć śmierci.
Podczas jednego z treningowych skoków David zderzył się w powietrzu ze swoim instruktorem. Ich spadochrony splątały się ze sobą, przez co nie tworzyły powierzchni na tyle rozległej, aby dostatecznie ich wyhamować. Obydwaj cudem uszli z życiem, a jak mówił później przyszły kierowca: - To było naprawdę twarde lądowanie.
David Purley.
— Brands Hatch (@Brands_Hatch) January 26, 2022
Star of one of the finest paddock portraits in our Brands Hatch archive. https://t.co/o9To1CuHoV pic.twitter.com/ARfaj1PFPZ
Brytyjczyk przebywał w Jemenie podczas trwającej tam ośmioletniej wojny domowej. Pobyt w Adenie nie był więc pozbawionym krwi i cierpienia szkoleniem. Miał za to spory wpływ na wciąż kształtującą się wówczas osobowość Davida: - To. co się tam działo, co robiłem i co widziałem, nigdy mnie nie zmartwiło. Uczyniło mnie za to twardszym. Nie dam się popychać nikomu - opowiadał po latach reporterom magazynu MotorSport Magazine.
Doświadczenia wojenne i pomoc niesiona poległym na polu bitwy kolegom zahartowały w nim odruch walki o drugiego człowieka. Ten przejawić miał się kilka lat później, gdy Purley podjął się próby ocalenia i wydostania Rogera Williamsona z płonącego po wypadku bolidu.
Odkrywanie wyścigowej tożsamości
Aby jednak znaleźć się w bohaterskim położeniu podczas Grand Prix Holandii w 1973 roku, David musiał najpierw podjąć decyzję o spróbowaniu swoich sił w wyścigach samochodowych. Zachęcił go do tego sąsiad, późniejszy kierowca Formuły 1, Derek Bell.
W 1968 roku Purley wystartował w swoim pierwszym wyścigu samochodowym na Brands Hatch. Wraz ze swoim kuzynem prowadził jeden z pojazdów AC Cobra, ale chaotyczny styl jazdy spowodował, że David skończył zmagania w barierze. Rok później zdecydował się raz na zawsze porzucić swój żołnierski mundur i oddać się nowemu sposobowi na życie.
Po roku przeszedł na samochody jednoosobowe i zdecydował się na wystawienie swojego własnego zespołu w mistrzostwach Formuły 3. Brytyjczyk z wyścigu na wyścig czuł się za kierownicą coraz lepiej, lecz przygotowany przez niego bolid okazał się być niezwylke zawodny. Purley wspinał się po szczeblach wyścigowej kariery, lecz nie myślał o wejściu do F1, o wyzwaniu, w które mierzy za młodu większość aspirujących kierowców.
Wyścig Formuły 3 w sezonie 1970; David Purley z nr 6
David nigdy nie traktował rywalizacji na torze jako pasji, a jedynie osobisty sprawdzian swoich możliwości. To wyjaśnia, dlaczego podczas pierwszych przygód z pojazdami jednomiejscowymi tak dobrze radził sobie na belgijskim obiekcie ulicznym w Chimay.
- To był bardzo szybki i niebezpieczny tor, na którym moja adrenalina buzowała. W ciągu mojej kariery zawsze jeździłem szybciej, gdy się denerwowałem. Na Chimay, a w późniejszych latach na Nurburgringu czy Rouen, jeździłem na krawędzi, dlatego przeważnie nie byłem zbyt szybki w treningach. Chyba, że mieliśmy kłopoty i musiałem się spiąć, żeby wykręcić dobry czas w ostatnich minutach sesji - tłumaczył później dla MotorSport Magazine.
W Belgii triumfował w sumie trzykrotnie. Ostatni raz w 1972 roku, gdy nadszedł czas debiutu w Formule 2. Był Wielki Piątek, a zawody odbywały się na położonym w Anglii torze Outlon Park. Podczas swoich pierwszych kwalifikacji Purley wywalczył pole position, lecz awaria przepustnicy pozbawiła go szans na walkę o wygraną. W deszczowym wyścigu triumfował Niki Lauda.
David rywalizował tam z wieloma wybitnymi kierowcami, takimi jak wspomniany wcześniej Austriak czy jego późniejszy rywal, James Hunt. W następnym sezonie zdecydował się jednak na starty w powstałej kilka lat wcześniej Formule Atlantic. Zakupił w tym celu bolid March 73B, a umowa miała ponadto umożliwić mu okazjonalny udział w wyścigu Formuły 1.
[ 1973 - David Purley, March-Ford 731, Monaco GP ]#Classic #GoldenEdge #F1 #Motorsport #racing #Formula1 #FIA #monacogp pic.twitter.com/cIBblVJb2R
— .Paulo (@_panucor) October 16, 2019
Sensacyjny debiut Brytyjczyka, za którym wcale nie stały wówczas wielkie sukcesy w niższych seriach, miał miejsce podczas Grand Prix Monako 1973. Purley pojawił się w padoku w barwach zespołu LEC Refrigeration Racing, którego założenie sfinansowała firma jego ojca.
March zgodnie z zapowiedziami udostępnił mu model 731, którego używało kilku innych kierowców (w tym m.in. Hunt). David radził sobie przyzwoicie, biorąc pod uwagę tor, na jakim przyszło mu rywalizować w F1 po raz pierwszy. W wyniku awarii musiał on jednak przerwać rywalizację po pokonaniu 31 okrążeń.
Remembering Roger Williamson, who tragically lost his life on this day in 1973 at the Dutch GP. #F1 #NeverForget pic.twitter.com/Pz6vUw9SDp
— F1 Images ???? (@F1_Images) July 29, 2016
Następnie opuścił dwie kolejne rundy, aby powrócić do stawki na domowe Grand Prix Wielkiej Brytanii. Nie udało mu się jednak ostatecznie wystartować w wyścigu po tym, jak doszczętnie rozbił swój bolid w piątkowym treningu. Pozwoliło mu to jednak uniknąć udziału w wielkim karambolu na starcie rywalizacji. W wypadek zaangażowanych było 8 kierowców, w tym debiutujący w F1 Roger Williamson, który ścigał się takim samym bolidem jak Purley.
Horror na Zandvoort
Obaj zakwalifikowali się do następnego w kolejności Grand Prix Holandii, które odbywało się na świeżo zmodyfikowanym torze Zandvoort. Był to zdecydowanie szybszy niż dziś obiekt, który składał się w głównej mierze z długich i dynamicznych łuków. Williamson ustawił swojego czerwonego Marcha na 18. polu startowym, a starszy o trzy lata David ruszał do rywalizacji z 21. miejsca.
Na starcie zawodnikom udało się jednak przebić do przodu i po 2. okrążeniach zajmowali oni kolejno pozycje numer 13 i 14. Młodszy Brytyjczyk stopniowo powiększał swoją przewagę nad samochodem z tyłu. Na 8. kółku doszło jednak do eksplozji opony w jego bolidzie. Konstrukcją rzuciło w lewo, wprost na niepoprawnie zamocowaną barierę. W efekcie Williamson wpadł na ogrodzenie, które zamiast go zatrzymać, zadziałało jak proca.
Czerwony samochód odbił się od niego i przewrócił do góry kołami, a następnie z dużą prędkością sunął po torze jeszcze przez 200 metrów. Rozlane wokół paliwo spowodowało, że zanim March stanął w miejscu, zdążył zająć się ogniem. Kierowca został uwięziony pod pojazdem.
One of the saddest days in motorsport history. I don't know who the photographer is. After a puncture, Roger Williamson heads for armco at Zandvoort, 1973. David Purley did his utmost to save him. #Zandvoort #Purley #Hero #RIP pic.twitter.com/IAHHoa323N
— Auto Tradition / Racing Spirit (@AutoTradition) February 28, 2021
Groźnie wyglądający wypadek obserwował poruszający się z tyłu Purley, który bez namysłu zdecydował się zatrzymać swój bolid na poboczu, aby ruszyć na pomoc koledze z toru. David przebiegł na drugą stronę trasy do płonącego wraku.
Początkowo próbował samodzielnie przewrócić zniszczonego Marcha na koła, ale konstrukcja okazała się za ciężka. Dopiero po chwili na miejscu zdarzenia pojawili się porządkowi, którzy jednak nie byli w stanie pomóc Brytyjczykowi. Żaden z nich nie był bowiem wyposażony w ognioodporny kombinezon. Tylko jeden z nich miał ze sobą gaśnicę, którą prędko przechwycił Purley.
Siempre me impresionó la desesperación e impotencia de David Purley al intentar sacar a Williamson del monoplaza volcado y en llamas https://t.co/icANlLCI66 pic.twitter.com/BwcqlUWmoe
— Enrique Ruiz-Gimenez (@eruizgi) January 26, 2022
Ta jednak nie pomogła, gdyż płomienie zaczęły przybierać coraz większe rozmiary. Brytyjczyk próbował rozpaczliwie zatrzymać któregoś z przejeżdżających w międzyczasie kierowców, aby zyskać jakiegokolwiek kompana do przewrócenia bolidu. Wyścig trwał jednak dalej, a zawodnicy byli przekonani, że kierowcą palącego się samochodu był właśnie Purley.
Na tor chcieli również wtargnąć kibice, którzy obserwowali tragiczne momenty zza barierek. Uniemożliwiono im to jednak, a David zdecydował się podjąć ostatnią próbę uratowania konającego rywala. Williamson miał wówczas krzyczeć głośno, aby starszy kolega pomógł mu wydostać się spod płonącej konstrukcji. Ostatecznie jednak nie udało mu się tego dokonać.
#OnThisDay in ’73 Jackie Stewart (Tyrrell) won the #DutchGP at Zandvoort. But that hardly mattered, for 25-year-old Roger Williamson died in his blazing March that afternoon, the heroic efforts of his friend & fellow #F1 driver David Purley failing to save him: a dark day for F1. pic.twitter.com/0TafVI5Jtq
— Matt Bishop ????️???? (@TheBishF1) July 29, 2021
Kierowca LEC Refrigeration Racing został odciągnięty na bok przez jednego z porządkowych, którego po chwili uderzył i odepchnął. Purley z opuszczoną głową odszedł z miejsca zdarzenia, po czym usiadł na poboczu i zalał się łzami. Roger Williamson zmarł w wyniku uduszenia się trującymi oparami, a świat wyścigów stracił kolejną młodą gwiazdę.
Najbardziej szokuje fakt, iż po ugaszeniu pożaru na wrak zwęglonego bolidu po prostu narzucono koc. Zawody trwały dalej, a wyścig ostatecznie padł łupem Jackie’ego Stewarta. Niedługo po tym świat obiegły zdjęcia wykonane przez Cor’a Mooija. Obrazy przedstawiały zrozpaczonego Purleya desperacko próbującego uratować Williamsona. Zwyciężyły one później w kategorii “Najlepsza seria zdjęć” podczas World Press Photo 1974.
Po tragicznym wyścigu w padoku nie po raz pierwszy podjęto temat skandalicznych standardów bezpieczeństwa. W wyniku licznych zaniedbań po raz kolejny na torze zginął człowiek, którego z pewnością można było ocalić.
Mówił o tym sam bohater akcji ratunkowej w wywiadzie udzielonym dzień po tragedii: - Myślę, że wyścig powinien zostać przerwany. Wtedy wóz strażacki mógłby pojawić się na miejscu zdarzenia szybciej. Wydawało się, że jechał naprawdę powoli. Oczywiście wokół niego nieustannie poruszały się pędzące bolidy.
- Sytuacja była bardzo trudna, bo znajdowaliśmy się w połowie toru, z dala od miejsca, w którym podejmuje się decyzje dotyczące wyścigu. Jedyne, co widzieli [sędziowie - przyp. red], to kłęby dymu. Na pewno nie zdawali sobie oni sprawy z rozmiarów tragedii - kontynuował wywód Purley.
- Gdybyście zapytali mnie wczoraj, moja odpowiedź byłaby inna. Przespałem się z tym jednak i rozumiem, dlaczego nikt nie był w stanie mi pomóc. Mimo to myślę, że można było zrobić więcej, aby pomóc Rogerowi - skwitował kierowca.
Heroiczna walka o życie rywala poskutkowała przyznaniem mu rok później Medalu Jerzego, drugiego pod względem ważności brytyjskiego odznaczenia cywilnego.
...David Purley was awarded the George Medal for his courage in trying to rescue Roger Williamson from his burning car at the 1973 Dutch Grand Prix...
— Grand Prix Racing ???? (@GP_1950_2022) January 26, 2021
???? J. Wilds pic.twitter.com/zVuuJp1NWL
- Nie jestem bohaterem. Po prostu zrobiłem to, co do mnie należało. Tak jak wtedy, gdy wyciągaliśmy naszych towarzyszy z płonących czołgów w Jemenie. Ci, którzy przeżyli wojnę, wiedzą, że takie zachowanie to nie przejaw altruizmu. To tylko odruch warunkowy - mówił później nagrodzony zawodnik.
Purley twierdził potem, że wydarzenia z Zandvoort miały zniszczyć jego karierę kierowcy. Stał się on wprawdzie bohaterem całego padoku Formuły 1, ale niemal każdy kojarzył jego personę właśnie z nimi.
Brytyjczyk zyskał miano ambasadora walki o bezpieczniejszą przyszłość wyścigów. Z takiego założenia wyszli przede wszystkim organizatorzy następnej w kalendarzu rundy na północnej pętli Nurburgringu. Przed startem weekendu, który miał miejsce ledwie tydzień po tragicznych wydarzeniach w Holandii, próbowali oni usilnie zaprezentować Purleyowi poprawione środki bezpieczeństwa.
Ten uważał to za ironię i absurd: - Wyobraźcie sobie, że po tym wszystkim zaczęto mnie traktować jak specjalistę od kwestii bezpieczeństwa. Przecież mnie pociągają jedynie rzeczy niebezpieczne.
Szczątki bolidu Williamsona po ugaszeniu pożaru, w tle widoczna jest postać Purleya (bez kasku)
Po powrocie na tor David nie czuł się komfortowo. Jego najlepszy czas kwalifikacji był o 46 sekund gorszy od rezultatu Jackie’ego Stewarta, który zdobył wówczas pole position. Wszyscy kierowcy zdecydowali się jednak w tajemnicy przed samym Purleyem poprosić sędziów o warunkowe dopuszczenie go do startu.
Zdawali sobie oni sprawę z tego, że prawdopodobnie najgorszą możliwą rzeczą byłoby w tym momencie nie zezwolić mu na odbudowanie swojej pewności siebie za kierownicą. David wystartował w wyścigu i z okrążenia na okrążenie radził sobie coraz lepiej. Ostatecznie zakończył rywalizację na 15. miejscu ze stratą jednego kółka do zwycięzcy.
Przygody na niższym szczeblu
Do końca sezonu 1973 pozostawały wprawdzie jeszcze 4 wyścigi, lecz Purley wystartował tylko w jednym z nich, we Włoszech. Zmagania na Monzy ukończył na bardzo dobrym, 9. miejscu. Potem David zdecydował się jednak na chwilowy rozbrat z “królową motorsportu”.
Czekał go za to powrót do Europejskiej Formuły 2. Rywalizował tam ze wschodzącymi gwiazdami wyścigów takimi jak Patrick Depailler, Jacques Laffite czy Tom Pryce. Purley kilkukrotnie kończył zmagania na podium, co dało mu ostatecznie 5. miejsce w klasyfikacji generalnej kierowców. Z wyścigu na wyścig stawał się coraz bardziej dojrzałym zawodnikiem.
Przed nadchodzącym sezonem właściciel jego zespołu, Bob Harper, rozważał włączenie się ze swoją ekipą do stawki Formuły 1. Szef Davida nie podjął się jednak tego wyzwania, a sam kierowca postanowił wystawić własny zespół, LEC Refrigeration, w Mistrzostwach Europejskiej Formuły 5000.
Sześciocylindrowy silnik Forda w jego Chevronie B30 był jednak bardzo awaryjny i często nie wytrzymywał trudów wyścigu. Mimo przeszkód Purleyowi udało się zwyciężyć w trzecim wyścigu sezonu na Brands Hatch, a w klasyfikacji końcowej zająć porządne 5. miejsce.
.
— ???? Internal-Combustion.com (@VintageLastFlag) April 23, 2020
david purley 1977 race of champions #F1
????️????️ David Charles Purley (GBR) (LEC Refrigeration Racing), LEC CRP1 - #Ford-Cosworth DFV 3.0 V81977 Race of Champions, Brands Hatch - Great Britain ++Millar+ ????????
????https://t.co/pZ2JYSF4Ec???? pic.twitter.com/71gxe7qyei
David zdecydował się spędzić nadchodzącą zimę w Australii, gdzie wraz z członkami swojego zespołu i doświadczonym w kwestiach inżynieryjnych Derek’iem Bellem pracował nad modyfikacją bolidu Chevrona. Purley chciał wystartować nim w Shellsport International Series, która była nowopowstałą serią gromadzącą na torze samochody w różnych specyfikacjach. W rezultacie podczas wyścigów miały rywalizować tam m.in. pojazdy Formuły 1, Formuły 2 czy Formuły 5000, której reprezentantem był właśnie David.
Brytyjczyk od samego początku czuł się świetnie w nowej maszynie. Z upływem czasu wyrastał na najpoważniejszego kandydata do zdobycia tytułu, a sześć zwycięstw pozwoliło mu na ostateczny triumf w klasyfikacji. Niesiony sukcesem postawił sobie za cel powrót do najlepszej serii wyścigowej na świecie. Pomógł mu w tym jego ojciec, który z chęcią sfinansował sporą część kwoty potrzebnej do wejścia do F1. LEC Refrigeration Racing powróciło w ten sposób na grid.
Purley nie chciał jednak po raz kolejny odkupywać bolidu od innego konstruktora. Czuł, że w otoczeniu zaufanych i bliskich mu ludzi będzie w stanie przygotować auto od podstaw. Pomóc miała w tym osoba byłego projektanta BRM, Mike’a Pilbeama. Inżynier miał otrzymać od Davida polecenie zbudowania “nieskomplikowanego i prostego samochodu dla prostych ludzi”. Banalna konstrukcja miała, jak się później okazało, ocalić Davidowi życie.
Potyczka ze "szczurem"
Wcześniej jednak po raz kolejny miał się on przekonać, że Formuła 1 to “ciężki kawałek chleba”. Zespół opuścił pierwsze 4 rundy sezonu organizowane poza Europą, aby zaoszczędzić trochę funduszy na środkową część mistrzostw. LEC pojawił się zatem na liście zgłoszeniowej dopiero na Grand Prix Hiszpanii na torze Jarama.
Konkurencja okazała się jednak za mocna, a bolid za słaby. Czas wykręcony przez Purleya w czasówce nie wystarczył mu do zakwalifikowania się do wyścigu. Zespół postanowił opuścić nadchodzące Grand Prix Monako, żeby skupić się na poprawie mankamentów modelu CRP 1.
Bolid LEC Refrigeration Racing z sezonu 1977
Te miały odejść w zapomnienie podczas następnego w kolejności Grand Prix Belgii na Zolder. W chłodną niedzielę niebo nad torem było pełne chmur zwiastujących zbliżające się opady. Wyścig rozpoczął się jednak na suchej nawierzchni, a David ruszył do niego jako 20.
Po kilku okrążeniach zaczęło jednak kropić, a utrzymanie bolidu na asfalcie stawało się coraz większym wyzwaniem. Gdy czołówka zjechała do boksu po deszczówki, Purley zdecydował się pozostać jeszcze przez pewien czas na slickach. W efekcie przez pół okrążenia przewodził on stawce, a gdy nareszcie zjechał po opony z bieżnikiem... zgasł mu silnik. Ponowne uruchomienie jego LEC’a trwało dobrą chwilę, a w międzyczasie szansa na rewelacyjny występ uciekała.
Ostatecznie jednak David powrócił na tor w czołówce, przed nabierającym tempa Ferrari Nikiego Laudy. Austriak zbliżał się do Brytyjczyka z każdym zakrętem i wściekał się, myśląc, że czarnym pojazdem poruszającym się przed nim kieruje jeden z dublowanych kierowców. Ostatecznie wymachując pięścią wyprzedził Purleya, który ukończył ten wyścig na 13. miejscu.
When David Purley had his chat with Niki Lauda, Zolder 1977. #DavidPurley #NikiLauda #Legends #F1 pic.twitter.com/qoWTfjb2wk
— Auto Tradition / Racing Spirit (@AutoTradition) January 26, 2022
Chwilę po zakończeniu rywalizacji rozdygotany Lauda pojawił się w garażu LEC’a. Między nim a Davidem doszło do żywej dyskusji, której niewiele brakowało do rękoczynów. Mistrz świata sezonu 1975 miał nazwać wówczas rywala z toru “królikiem”. Ten z kolei nie pozostając dłużny, ubliżał mu, porównując go do szczurów.
Mechanicy Purleya mieli nawet krzyczeć do niego, żeby przegonił intruza, “odgryzając mu resztki ucha”. Podczas następnej rundy w Szwecji na bolidzie LEC’a pojawił się rysunek przedstawiający królika. Pstryczek w nos dla Niki’ego i nowy talizman Davida.
David Purley and rabbit! #DavidPurley #Legend #Purls pic.twitter.com/jzgDoGtQSD
— Auto Tradition / Racing Spirit (@AutoTradition) January 26, 2022
Nie przynosił on jednak szczęścia, gdyż kierowca nadal nie punktował. Po zawodach w na Anderstorp i Paul Ricard we Francji przyszedł czas na Silverstone. Domowy wyścig, do którego kierowca ostatecznie nie przystąpił...
Cud na Silverstone
W piątek w bolidzie Purleya doszło do drobnego pożaru, który prędko ugaszono. W wiele niedostępnych na pierwszy rzut oka miejsc dostało się jednak dużo płynu z gaśnicy, który uszkodził przepustnicę.
Purley nie chciał jednak tracić czasu i niedługo potem pojawił się na torze. Przed wejściem w łuk Becketts pojawił się jednak problem: - W przepustnicy pozostała piana gaśnicza i musiała ona ją uszkodzić. Gdy David zbliżył się do Becketts, pojechał wprost na ścianę - opowiadał później dla MotorSport Magazine szef zespołu Mike Earle.
Mknący z wielką prędkością LEC nie był w stanie zwolnić, gdyż pedał gazu utkwił w podłodze. W rezultacie bolid wypadł z toru, przerwał 3 rzędy siatki ochronnej i z wielką siłą wpadł w barierę. Samochód rozpadł się na dwie części. Ratownicy prędko pojawili się na miejscu zdarzenia, a następnie przetransportowali kierowcę do szpitala. W drodze lekarze sześciokrotnie przywracali akcję serca, aby utrzymać Davida przy życiu.
Jak się później okazało, jego bolid wyhamował całkowicie na barierze z prędkości 173 km/h na dystansie jedynie 66 centymetrów. Siła przeciążenia miała wynieść 179,8 G i jest dziś drugą największą, jaką przeżył człowiek. Dla zobrazowania - piloci samolotów akrobatycznych zmagają się z przeciążeniami dochodzącymi do 10 G. Biorąc to pod uwagę, można śmiało stwierdzić, że połamane nogi, miednica i żebra to niewielki rozmiar obrażeń, z jakimi mógł spotkać się Purley.
Następne 6 miesięcy było nieustannym zmaganiem się z koszmarnym bólem całego ciała. Kierowcę czekała długa rehabilitacja oraz szereg zabiegów, które miały pozwolić mu na całkowity powrót do zdrowia. Najważniejszym z nich była niezwykle ryzykowna operacja przeprowadzona w Belgii. Gdy David zakończył leczenie wszystkich złamań, których doznał w wypadku, okazało się, że jego lewa noga była o 5 centymetrów krótsza od prawej.
Szczątki zniszczonego w wypadku bolidu Davida
Jeden z tamtejszych doświadczonych chirurgów podjął się przeprowadzenia terapii, która miała na celu ponowne złamanie kończyny a następnie rozciąganie jej codziennie o jeden milimetr. Kuracja miała zakończyć się przeszczepem kości. Był to jednak niezwykle ryzykowny zabieg, niewykonywany wcześniej na człowieku. Jego niepowodzenie mogło spowodować, że Purley byłby zmuszony poruszać się na wózku inwalidzkim do końca życia. Kierowca podjął ryzyko, a operacja zakończyła się sukcesem.
Jego kariera stanęła natomiast w miejscu i nigdy nie udało mu się powrócić na najwyższy szczebel. Ostatnie lata czynnego udziału w świecie motorsportu spędził on na rekreacyjnym ściganiu się motocyklami enduro i jazdą w jednej z niższych serii wyścigowych w Wielkiej Brytanii, Aurora AFX. Gdy jednak sponsorów ubywało, a jego ojciec wycofał się z finansowania dalszych startów, Purley definitywnie porzucił swoje wyścigowe “ja”.
Nieszczęście dopadło go w powietrzu
Znany z ciągłej potrzeby przekraczania granic David postanowił skupić się później na jednej ze swoich odwiecznych pasji - lotnictwie akrobatycznym. Kupił on w tym celu jeden z samolotów Pitts Special, które miały mu pozwolić na rekreacyjne loty.
Jego życie spowolniło jednak nieco, gdy po wstąpieniu w drugi związek małżeński na świat przyszło jego jedyne dziecko. Purley skupił się bardziej na zacieśnianiu rodzinnych więzów i spędzał dużo czasu, pomagając swojej żonie, Gail, w wychowaniu córki. Nie zaprzestał latania, a pewnego razu szczęście jednak go opuściło.
...David Purley took up aerobatics after his racing career ended, sadly losing his life on 2 July 1985 when his Pitts Special crashed into the English Channel off Bognor Regis. pic.twitter.com/unae0nMZ7G
— Grand Prix Racing ???? (@GP_1950_2022) January 26, 2021
- W końcu może ci go zabraknąć. Myślę, że definitywnie wykorzystał każde ze swoich dziewięciu żyć - wspominał później James Hunt, z którym David pojedynkował się na torze.
Purley miał w zwyczaju spędzać dużo czasu w powietrzu nad pochmurnym zazwyczaj południowym wybrzeżem Anglii, niedaleko swojej rodzinnej miejscowości Bognor Reigis. 2 lipca 1985 roku jego samolot spadł niespodziewanie do kanału La Manche, a były kierowca poniósł tragiczną śmierć.
Ciało Davida pochowano w Chichester, a w jego miasteczku powstał pomnik upamiętniający jego bohaterską postać. Zdobi go krótki napis: "Zniknął twój gorliwy uśmiech, wysoko uniesiona głowa i krok żołnierza. Wyryte były niebiosa twym eleganckim stylem, a ziemia wzbogacona twoją dumą”.
Zapamiętano go jako niezwykle uprzejmego i ciepłego człowieka, który “gdy tylko z nim przebywałeś, czynił Cię najważniejszą osobą na świecie”. Znany z urokliwego uśmiechu i swojego wielkiego poczucia humoru Brytyjczyk zdawał się przynależeć przez swoje szarmanckie zachowanie do pokolenia lat 50-tych. Tak właśnie opisywali go rywale z toru czy najbliżsi w garażu współpracownicy.
#F1 #Formula1 #OnThisDay #OTD #TalDiaComoHoy
— DriversAnniversaries (@Carhack89) July 2, 2018
02 JUL
33 years ago today, Died David Charles Purley (1945 – 1985 †) ???????? (Team #LEC Refrigeration Racing; #Token_Racing RJ02 '73/'77).#RIP pic.twitter.com/XBSRchtiaG
David na torze nie był asem, z pewnością nie należał do kierowców z potencjałem na najwyższe laury w sporcie. Była to jednak postać absolutnie niezwykła, czarująca i odważna. Być może lepszy sprzęt i więcej zawodowego szczęścia dałyby mu pole do zaprezentowania pełni swoich umiejętności. Mimo to jednak nie brakowało mu przychylności losu, który nieraz wyciągał do niego pomocną dłoń.
Bohaterski czyn Purleya z Zandvoort zapewnił mu nieśmiertelność w kanonach nie tylko Formuły 1. Stał się wzorem pomocy drugiemu człowiekowi i na zawsze będzie wspominany jako jeden z największych przejawów odwagi w każdym sporcie. Warto pamiętać o tym, że był to jednak jeden z wielu epizodów w jego życiu. Nie pozwólmy nigdy zapomnieć o jego osobie.