Podczas trwającego weekendu F1 w Belgii na jaw wyszły kolejne interesujące informacje na temat przyszłości Maxa Verstappena i potencjalnego opuszczenia Red Bulla, najprawdopodobniej na rzecz Mercedesa. W tle ponownie przewija się postać Christiana Hornera, który miał blokować inną, łagodniejszą klauzulę wyjścia czterokrotnego mistrza świata.

W ostatnich tygodniach Formuła 1 mówi głównie o holenderskim kierowcy Red Bulla i jego najbliższych planach. Spekulacje o transferze do Mercedesa były mocno podsycane przez różne sprawy, m.in. słynne wakacje na Sardynii, aczkolwiek w tej chwili wydaje się, że wszystko powoli się uspokaja, a o pozostaniu Verstappena w stajni z Milton Keynes mówi się coraz częściej.

W głównej mierze przyczynił się do tego sam Toto Wolff, który przed kilkoma dniami dość jasno dał do zrozumienia, że priorytetem jest dla niego utrzymanie obecnego składu. Swoje w tym aspekcie zrobiły też najświeższe wypowiedzi Maxa i informacje z padoku, choć te czasem wskazują, iż wszystko jest ciągle możliwe. 

Jak zwykle panują tu pewne nieścisłości. W środę telewizja ORF pisała o tym, że klauzula Verstappena jest już nieaktywna. Cały czas w mediach wymieniana jest jednak druga wersja, która dotyczy nie połowy sezonu (po GP Wielkiej Brytanii), lecz okresu po GP Węgier. To właśnie o tym pisał wczoraj serwis PlanetF1, który ma dobre dojścia do Red Bulla, wskazując na konieczność wypadnięcia z top 3 przed wakacjami. Co ciekawe, znalazła się tam również wstawka na temat potencjalnych dodatkowych obwarowań, np. finansowych czy wspólnego porozumienia. 

Serwis wspomina ponadto, że drzwi ostatecznie, jeszcze przed przerwą, może domknąć sam Mercedes. Już zresztą przed weekendem w Belgii w tle latały różne informacje o tym, że skład zespołu jest naprawdę blisko finalizacji. Choć nie doszło do niej w czwartek czy piątek, to teraz typuje się, że możliwym terminem jest początek weekendu na Węgrzech, ale nie wygląda to na przesądzone.

Podobne spojrzenie zaprezentował Auto Motor und Sport, który twierdzi, że szeroko omawiany zapis w kontrakcie 27-latka może zostać aktywowany szybciej, po rundzie na Spa. Aby do tego doszło, czterokrotny mistrz musiałby w jeden lub dwa weekendy - w zależności od wersji klauzuli - stracić przewagę nad Russellem, która wynosi dokładnie 18 oczek.

Hornera nie ma, Verstappenowie harcują... i grają bezpiecznie

Najciekawsze w raporcie AMuS jest natomiast to, co zatytułowano „rozwikłaniem tajemnicy Red Bulla”. Michael Schmidt sądzi, że brak pośpiechu Maxa może wynikać z tego, że udało mu się uzyskać nieco swobody w zakresie swoich dalszych losów w F1. Choć jego kontrakt obowiązuje do sezonu 2028, to w 2026 roku - przed sezonem 2027 - ma mieć prostszą drogę do opuszczenia Red Bulla, jeśli tego zechce. Jest to świeża nowina, szczególnie że wcześniej taką opcję miał blokować Christian Horner, ale on nie jest już oczywiście szefem Czerwonych Byków - i właśnie to się zmieniło.

Niemcy nie wchodzą głębiej w kulisy zwolnienia, ale przedstawiają taką postawę Verstappenów jako bardzo rozsądną. Co prawda fotel faworyta od dawna okupuje Mercedes, lecz rewolucja 2026 niesie ze sobą wiele niewiadomych. Tym samym najbardziej logicznym zagraniem dla Holendra na ten moment może być przeczekanie pierwszego roku nowych regulacji i obranie najkorzystniejszego kierunku 12 miesięcy później. Cały trik polega na tym, aby nie wybierać z góry i nie przestrzelić, tylko upewnić się, kto naprawdę będzie mocny. Błąd mógłby okazać się czasowo bardziej kosztowny od odczekania zaledwie jednego sezonu.

- W Mercedesie lub innym zespole Verstappen musiałby zdecydować się na długoterminowy kontrakt. A przecież ten, kto zmieni barwy, nie będzie mógł od razu dokonać odwrotu. Max po sezonie 2026 miałby wolną drogę do opuszczenia Red Bulla, choć kokpity w Ferrari, Astonie Martinie i Mercedesie byłyby zajęte - napisano w AMuS.

- Verstappen mógłby kontynuować jazdę w Red Bullu, jeśli zespół walczyłby o zwycięstwa także przy nowych przepisach, aczkolwiek jego obóz domagał się tej wolności kontraktowej. Szef zespołu, Christian Horner, nie chciał się na to zgodzić. Mówi się, że był to ostatni element sprawy związanej z pozbawieniem go władzy. 

Takie podejście jest o tyle interesujące, że w temacie pierwszej autorskiej jednostki napędowej Red Bulla w ostatnich dniach pojawiły się pozytywne sygnały, według których silnikowy odłam firmy miał zrealizować wszystkie założone cele względem poziomu wydajności.

- Padokowe plotki sugerują, że to jednostka Mercedesa może być tą „do pokonania” w następnym sezonie. Jednocześnie przyjmuje się, że rozwijający się projekt silnikowy Red Bulla spełnił każdy cel, chociaż niewiadomą pozostaje to, jak te cele wypadają na tle rywali, czyli Mercedesa, Hondy, Audi i Ferrari - czytamy na PlanetF1.