David Coulthard wygrał trzynaście Grand Prix Formuły 1, ale najważniejszym zwycięstwem - mentalnym - było drugie miejsce podczas Grand Prix Hiszpanii 2000. Cztery dni przed wyścigiem przeżył wypadek lotniczy, w którym zginęła dwójka osób. Jechał poobijany, ale zdeterminowany jak nigdy przedtem. 

Wyczynowi kierowcy wykazują się nadludzkimi umiejętnościami. Potrafią opanować najmocniejsze maszyny na świecie i z zegarmistrzowską precyzją operować nimi po najtrudniejszych trasach. Ryzykują i szukają miejsca tam, gdzie zwykły śmiertelnik nie odważyłby się wjechać. Ich rywalizacje oglądamy z zapartym tchem - w końcu wysoka prędkość, duża stawka i wszechobecna adrenalina generują ogrom emocji. Pasja i poświęcenie popychają ich o krok dalej.  

Momentami łapiemy się za głowę, aby zrozumieć, jak wielkimi są postaciami, jednocześnie zapominając, z jakim ryzykiem wiąże się ich praca. Wypadki są naturalną koleją rzeczy - nie da się ich uniknąć w sportach motorowych, tych śmiertelnych również. Jednak nawet wizja śmierci i potworne incydenty nie są w stanie ich powstrzymać. Pokazali to Niki Lauda, Robert Kubica czy Kenny Bräck -  w przeszłości mistrz serii Indycar i zwycięzca Indy 500, który przeżył wypadek o sile 214 G, co do dziś stanowi rekord świata. Takie przypadki pokazują, że sporty motorowe gromadzą wyłącznie najtwardszych z najtwardszych. 

Dzisiaj nikogo nie dziwią prywatne odrzutowce, śmigłowce i jachty. W miarę rozwoju technicznego cywilizacji, coraz większych budżetów celebrytów i rosnącego tempa życia taki środek transportu stał się bardzo pożądany. Nie tylko z perspektywy przeciętnego zjadacza chleba jest to przecież bardzo atrakcyjne - dzisiaj zjem obiad w Paryżu, jutro w Nowym Jorku, a jak będę chciał pojechać do muzeum lotnictwa, to zabiorą mnie do muzeum lotnictwa.

Mówi się, że samoloty należą do najbezpieczniejszych środków transportu, choć lęk przed lataniem jest całkowicie uzasadniony - samoloty potrafią być bezwzględne. Niewielka awaria może przerodzić się w straszną katastrofę. Ale rzeczeni kierowcy lęku nie mają, a jeżeli mają, to tylko ich napędza.

Katastrofa lotnicza i podium w Hiszpanii – szalony tydzień Davida Coultharda

Graham Hill

Ironią losu niektórzy wielcy mistrzowie potrafili latami walczyć na torze na granicy śmierci, aby potem zginąć w wypadkach lotniczych. Taki los spotkał dwukrotnego mistrza świata Formuły 1 z lat 1962 i 1968 - Grahama Hilla, mistrza Pucharowej Serii NASCAR - Alana Kulwickiego, jak i rajdowego mistrza świata - Colina McRae. Ten ostatni zginął w katastrofie śmigłowca. 

Różne są przyczyny wypadków lotniczych, ale jedno jest pewne - są one okrutne. Ludzki organizm w starciu z nimi jest zbyt słaby, w dodatku człowiek będący pasażerem jest całkowicie bezbronny. Osoby, które przeżyły wypadek lotniczy, mają pełne prawo nazywać się szczęściarzami. Kimś takim jest David Coulthard - wieloletni kierowca Williamsa, McLarena i Red Bulla. Nie tylko przeżył wypadek z ofiarami śmiertelnymi, ale także cztery dni później stanął na podium wyścigu Formuły 1. 

David Coulthard 2.0 

W 2000 roku David Coulthard miał już 29 wiosen na karku i niemałe doświadczenie w bolidach Formuły 1 - zadebiutował w 1994 roku, kiedy wypełnił lukę w Williamsie po tragicznie zmarłym Ayrtonie Sennie.

Katastrofa lotnicza i podium w Hiszpanii – szalony tydzień Davida Coultharda

David Coulthard za sterami Williamsa FW16 podczas Grand Prix Wielkiej Brytanii 1994

Od początku wykazywał duży potencjał. W pierwszym roku dzielił fotel z Nigelem Mansellem, którego solidnymi występami ostatecznie wygryzł i został pełnoetatowym kierowcą ekipy z Grove w sezonie 1995. Bywał jednak chimeryczny i popełniał błędy - zapamiętany został szczególnie za amatorską pomyłkę z Australii, gdy prowadząc w wyścigu uderzył w bandę podczas zjazdu do alei serwisowej.  

Szkot przeszedł do zespołu McLarena począwszy od sezonu 1996. Jego partnerem na lata został Mika Hakkinen. Coulthard zaliczył wyjątkowo dobry sezon na tle zespołowego rywala w 1997 roku. Po dyskwalifikacji Michaela Schumachera z mistrzostw zakończył sezon na trzecim miejscu, za to Fin został sklasyfikowany na szóstej pozycji. Ale to właśnie Hakkinen w nadchodzących latach wyrósł do miana legendy tego sportu i zdobył tytuł mistrza świata dwukrotnie – w 1998 i 1999 roku.  

Coulthard prezentował się dobrze, ale nie był w stanie nawiązać walki czy to z Hakkinenem, czy to z Schumacherem. Dla młodszych fanów dobrym zobrazowaniem sytuacji będzie Valtteri Bottas w Mercedesie. Obaj kierowcy byli bardzo szybcy - Coulthard wyjątkowo dobrze radził sobie w Monako, gdzie dwukrotnie triumfował oraz zdobył pierwsze podium dla Red Bull Racing - ale w walce o najwyższe cele zwyczajnie zawodzili. Koniec końców ani jeden, ani drugi nigdy nie uczestniczył w bezpośredniej walce o tytuł. 

I jak dobrze znamy śpiewkę o Valtterim Bottasie w wersji 2.0, tak podobnie wyglądało to z Davidem Coulthardem na początku 2000 roku. Wystarczająco doświadczony i utalentowany, ale ciągle w cieniu zbierającego wszystkie laury kolegi. To był czas, kiedy DC miał pokazać światu, że jest absolutnie topowym kierowcą.  

Katastrofa lotnicza i podium w Hiszpanii – szalony tydzień Davida Coultharda

McLaren zaliczył kiepskie wejście w sezon. Podczas pierwszej rundy zarówno Szkot, jak i Hakkinen wycofali się z powodu awarii jednostek Mercedesa. Dwa tygodnie później problemy z bolidem znowu dotknęły Fina. Coulthard zajął drugie miejsce, ale późniejsza kontrola techniczna pozbawiła go dobrego wyniku. Sędziowie orzekli nielegalne nakładki przedniego skrzydła i zdyskwalifikowali kierowcę McLarena.  

Na problemach brytyjskiej ekipy korzystało Ferrari. Michael Schumacher wygrał dwa pierwsze wyścigi, a niedługo później dołożył także trzecie zwycięstwo - wszystko wskazywało na to, że Niemiec w końcu przywiezie do Maranello trofeum mistrza świata, którego tak bardzo pragnął, odkąd przywdział czerwony kombinezon w sezonie 1996.

W San Marino, podczas trzeciej rundy, Hakkinen i Coulthard dojechali odpowiednio na drugiej i trzeciej pozycji. Kolejny wyścig miał miejsce na torze Silverstone. Szkot zmagał się w końcówce z usterką skrzyni biegów, ale mimo tego zdołał utrzymać na dystans nadciągającego Hakkinena i wygrał domowy wyścig McLarena.

Choć na tym etapie mistrzostw strata do Schumachera wynosiła 20 punktów - wtedy punktowano w systemie 10-6-4-3-2-1 - tak dla Coultharda miało to być nowe otwarcie i - jak sam przyznał po wyścigu - jego walka o mistrzowski tytuł miała się dopiero zacząć.

Tragiczne wojaże 

Rankiem 3 maja 2000 roku David Coulthard wraz ze swoją ówczesną partnerką - Heidi Wichlinski, jak i trenerem - Andrew Matthewsem, przebywali w południowej części Wielkiej Brytanii. Lot do Nicei zaplanowano na popołudnie, ale szkocki kierowca nalegał na wcześniejsze dotarcie na południe Francji, skąd mieli udać się do domu w centrum Monako.

W tym celu dostali się na lotnisko, gdzie czekał już na nich prywatny aeroplan należący do Davida Murraya, właściciela klubu piłkarskiego Glasgow Rangers. Załoga samolotu składała się z dwójki pilotów - 46-letniego Davida Saundersa i 33-letniego Dana Worley'a. Resztę pasażerów stanowiła trzyosobowa ekipa Coultharda. 

W trakcie lotu doszło do poważnej usterki lewego silnika. - Trochę latałem i mam podstawową wiedzę na temat lotów. Kiedy więc po godzinie lotu z Farnborough rozległ się dziwny dźwięk, od razu zorientowałem się, że coś jest nie tak - powiedział po latach ówczesny kierowca McLarena. Po otrzymaniu awaryjnego sygnału pilot wyłączył uszkodzoną turbinę. Od tamtego momentu maszyna polegała wyłącznie na prawym silniku.

Katastrofa lotnicza i podium w Hiszpanii – szalony tydzień Davida Coultharda

Miejsce tragedii - Lotnisko Lyon-Satolas (obecnie Lyon-Saint-Exupéry)

Załoga była zmuszona do awaryjnego lądowania na najbliższym lotnisku - to znajdowało się pod Lyonem. Świadkowie zdarzenia wspominali, że na pokładzie był pożar, gdy samolot znajdował się jeszcze na niebie. Lądowanie było dodatkowo utrudnione, ponieważ maszyna zachowywała się bardzo niestabilnie i coraz szybciej zbliżała się do podłoża.

W pewnym momencie David Saunders krzyknął, że zaczyna tracić kontrolę. Samolot zahaczył skrzydłem o ziemię i przekoziołkował. Uderzenie było potężne - kadłub został rozerwany na części i stanął w płomieniach. 

Coulthard, jego partnerka i trener mieli wystarczająco szczęścia, aby nie tylko przeżyć uderzenie, ale także szybko ewakuować się z wraku. - Mieliśmy czas na przygotowanie się do lądowania, przyjmując pozycję embrionalną [przy. red. pozycja przyjmowana na wypadek awaryjnego lądowania]. Kiedy samolot w końcu się zatrzymał, przód kokpitu oderwał się od kadłuba. W tym momencie ustaliliśmy, że jedyne wyjście prowadzi przez przód samolotu - relacjonował kierowca McLarena. 

Dwójka pilotów tyle szczęścia nie miała. David Saunders i Dan Worley zginęli w wyniku wypadku. Ich kabina była najbardziej narażona na uderzenie. Coulthard po oddaleniu się z wraku natychmiast wrócił do kadłuba, chcąc pomóc, ale w pojedynkę był bezradny. Nawet nadchodzące służby ratownicze nie były w stanie uratować życia pilotów.

Załoga zginęła w bohaterskim akcie – wszyscy pasażerowie wyszli z wypadku bez szwanku. Tragedia pochłonęła życie mężów i ojców. Saunders osierocił dwie córki: dwu- i czteroletnią, Worley pozostawił dwuletnią córeczkę i żonę w zaawansowanej ciąży. 

Jest jak jest 

- To uświadomiło mi, jakim jestem szczęściarzem. Będąc kierowcą wyścigowym, nie żyję w prawdziwym świecie. Pokazało mi to, jak ważna jest rodzina i przyjaciele. [...] Wcześniej byłem skoncentrowany, ale teraz odczuwam determinację na nowo, aby wyciągnąć z każdego dnia jak najwięcej - wyznał po wypadku Coulthard, który następnych kilka dni spędził zaszyty w swoim apartamencie w Monako. Chciał zresetować umysł i odpocząć od natarczywych dziennikarzy.

Jego menadżer, Iain Cunningham, szybko ukrócił wszelkie plotki na temat powrotu kierowcy - [David] wycofałby się wyłącznie wtedy, gdyby został ranny i uznał, że nie da rady. Nie sądzę, że tak się stało. Coulthard na pytania o swój stan zdrowia odpowiadał, że ma kilka siniaków, ale nie powinny one przeszkadzać w jeździe. 

Do startu potrzebna była opinia profesora Sida Watkinsa, głównego lekarza Formuły 1. Potwierdził on, że DC miał kilka rozległych siniaków na klatce piersiowej i otarte łokcie, ale jednocześnie zapewniał o dobrej formie kierowcy zarówno fizycznej, jak i psychicznej.

Katastrofa lotnicza i podium w Hiszpanii – szalony tydzień Davida Coultharda

- Kiedy go badałem, był dokładnie taki sam jak zawsze, z tym samym, łagodnym szkockim humorem - skomentował Watkins i dodał, że spodziewa się determinacji ze strony Szkota, aby podczas nadchodzącego wyścigu osiągnąć dobry rezultat w formie hołdu dla zmarłych pilotów. 

Kierowca, choć nieco odmieniony, szybko przeszedł do porządku dziennego. W rozmowie z DailyMail w 2007 roku odniósł się do całej sytuacji - Ludzie często pytają mnie, jakie były dla mnie konsekwencje katastrofy. Jestem całkowicie otwarty i szczery, mówiąc, że jeśli takie były, to ich nie pamiętam [...]

- Cztery dni po wypadku pojechałem dla McLarena w Grand Prix Hiszpanii. Oddałem pilotom hołd na konferencji prasowej na początku weekendu. To było dziwne uczucie, rozmawiać o nich. Nie miałem z nimi żadnego związku. Uścisnąłem im rękę, kiedy wsiadłem do samolotu, i to wszystko. 

- Co można powiedzieć? Ludzie zginęli, ja nie. Prawdziwą tragedią była śmierć tych mężów i ojców. Czy mogę zmienić to, co się stało? Nie. Czy powinienem pozwolić, aby to wpłynęło na mój stosunek do latania? Nie, a poza tym jako kierowca Formuły 1 nie mam wielkiego wyboru, czy latam, czy nie. Co się stało, to się stało. Jest jak jest.

Mentalny zwycięzca 

Od początku weekendu bardzo mocno prezentowało się Ferrari. Michael Schumacher dysponował najlepszym tempem w treningach. Coulthard wyglądał bardzo solidnie. Jeszcze przed kwalifikacjami przez długi czas utrzymywał się na pierwszym miejscu. Sobotnia czasówka potwierdziła doskonałą formę Schumachera, który zdobył pole position. Tylko 0,078 sekundy straty zanotował Mika Hakkinen. W drugim rzędzie uplasowali się Rubens Barrichello i David Coulthard. 

W takiej samej kolejności ustawiła się czołówka podczas jeszcze kultywowanej niedzielnej 30-minutowej rozgrzewki. Coulthard o mało nie uszkodził bolidu, gdy podczas pokonywania ostatniego zakrętu najechał na tarkę i wszystkie cztery koła oderwały się od podłoża. Mechanicy nie zauważyli żadnych większych usterek, więc Szkot mógł w spokoju przygotować się do popołudniowego wyścigu. 

Katastrofa lotnicza i podium w Hiszpanii – szalony tydzień Davida Coultharda

Michael Schumacher zapoczątkował erę sukcesów Ferrari w XXI wieku

Pierwsza dwójka ruszyła bezbłędnie i utrzymała się w takiej samej kolejności. Barrichello stracił aż dwie pozycje. Coulthard wcisnął się przed Brazylijczyka, ale jeszcze lepszym startem popisał się Ralf Schumacher w Williamsie, który z piątego pola przesunął się na trzecią lokatę.  

Trwała korespondencyjna walka - w końcu tor w Barcelonie jest nawet dzisiaj uznawany za świątynię procesji. Najważniejsza była strategia, ponieważ odpowiednie podejście do pit-stopów było jedynym sposobem, aby wyprzedzić rywala. 

Duże problemy spotkały Michaela Schumachera. Przy pierwszej wizycie Niemiec otrzymał błędną informację od lizakowego i ruszył, pociągając za sobą Nigela Stepney'a - głównego mechanika zespołu, a w przyszłości czołową postać afery szpiegowskiej. Drugi pit-stop ponownie nie poszedł po myśli Schumachera. Tym razem napotkano problemy z tankowaniem. Kierowca Ferrari wyjechał za Miką Hakkinenem, ale wkrótce na dojeździe do pierwszego zakrętu został wyprzedzony przez Davida Coultharda. 

Pierwsza dwójka wpadła na metę w takiej samej kolejności. Mika Hakkinen wygrał swój pierwszy wyścig w sezonie, ale oczy były zwrócone na drugiego z McLarenów. David Coulthard pojechał bardzo solide zawody i ukończył je na drugiej pozycji. Wypadek w żadnym stopniu nie wpłynął na formę wyścigową Szkota, który był nadal tym samym świetnym zawodnikiem.

Dublet McLarena to było najlepsze, co mogło się zdarzyć dla mistrzostw, szczególnie że Michael Schumacher po bratobójczej walce z Ralfem stracił kolejne dwie pozycje i dojechał dopiero na piątym miejscu, premiowanym zaledwie dwoma punktami. W klasyfikacji mistrzostw rzecz jasna nadal prowadził Niemiec, ale przewaga stopniała do 14 punktów. Za plecami mistrza świata z 1994 i 1995 roku znalazł się Mika Hakkinen, który dwoma oczkami wyprzedził Davida Coultharda. 

- Wsiąść do bolidu, jeździć, wykonywać swoją pracę i wyjechać maksymalną liczbę punktów, to najlepsza rzecz, jaka mogła się przytrafić zespołowi i mnie - skomentował Coulthard na powyścigowej konferencji prasowej. Był obolały, ale jakże usatysfakcjonowany z wyniku, bo przecież od wypadku minęło dosłownie kilka dni. Na podium zabrakło tradycyjnego oblewania szampanem - tam Coulthard zachował powagę i uznanie dla poległych pilotów.

Radości z występu nie ukrywał Ron Dennis, szef McLarena - Myślę, że z tego rodzaju doświadczeniem wyjdziesz silniejszy albo słabszy. Z pewnością nie wyjdziesz taki sam. Myślę, że [David] wyszedł silniejszy, co jest dla niego zasługą. Jestem bardzo dumny z jego reakcji i zachowania podczas tego weekendu. 

Sezon 2000 był dla Davida Coultharda najlepszym w karierze. Co prawda w klasyfikacji generalnej ukończył mistrzostwa na trzecim miejscu, a lepszy wynik wykręcił już rok później, ale wygrał 3 wyścigi i ogółem aż 11 razy kończył zawody na podium. Zdobył 73 punkty - nigdy przedtem ani później nie zbliżył się już do tego rezultatu.