Christian Horner wyjaśnił, co dokładnie stało za słabszym tempem Maxa Verstappena w drugiej części rywalizacji w Miami. Swoimi odczuciami podzielił się także sam zawodnik, ale te były... trochę inne od wniosków szefa.

Po tym, jak Holender cudem uniknął kolizji z Sergio Perezem po starcie, nic nie wskazywało na to, że w niedzielę podczas oficjalnej ceremonii na podium nie usłyszymy ponownie standardowego zestawu hymnów. 

Sprawcą całego zamieszania, które odmieniło wyścig, został w tym przypadku duet Magnussen/Sargeant, który zderzył się ze sobą w pierwszym sektorze, co następnie poskutkowało wdrożeniem okresu pełnej neutralizacji. To z kolei okazało się zbawienne dla Lando Norrisa, który zdecydował się przedłużyć swój stint. Wyjazd samochodu bezpieczeństwa pozwolił mu odbyć bezpłatną wymianę opon i utrzymać ówczesną pozycję lidera. 

Co ciekawe, po wznowieniu rywalizacji Verstappen nie był w stanie dotrzymać kroku napędzonemu Brytyjczykowi. Ten systematycznie zwiększał swoją przewagę, którą finalnie utrzymał aż do mety. Zdaniem szefa Red Bulla słabsze tempo jego podopiecznego było podyktowane uszkodzeniami podłogi, do których doszło podczas szerokiego wyjazdu w sekwencji zakrętów 14-15. 

- W okolicach 20. okrążenia Max uderzył w słupek, co spowodowało dość znaczne uszkodzenia dolnej części samochodu - wyjawił Christian Horner. - Musimy dokładnie przeanalizować tę sprawę, ale do tego momentu miał naprawdę dobre tempo i oddalał się od Oscara, Lando i całej reszty. 

Poproszony o doprecyzowanie tej informacji, głównodowodzący Byków odparł: - Chodzi o obszar wokół lewej tylnej części podłogi, gdzie widać, że brakuje paru rzeczy i wszystko się wygina. Z pewnością to było to. Czy to był efekt uszkodzenia? Tak, bo jeżeli spojrzymy na zdjęcia, to od razu widać, że czegoś brakuje i nie było to zaprojektowane w ten sposób. 

Interesujące jest jednak, że Max Verstappen miał na ten temat trochę inne zdanie: - Pachołek mi się nie podobał, więc go trąciłem i zrobiłem jeszcze test zderzeniowy przedniego skrzydła - śmiał się. - Nie czułem, że w aucie coś się zmieniło. Może wcześniej doszło do uszkodzeń? Nie wiem. Uderzyłem w pachołek, ale moje tempo było identyczne. Nie wiem, czy miałem jakiekolwiek uszkodzenia.

Ważnym wątkiem powyścigowych rozmów była też neutralizacja, która pomogła Norrisowi w odniesieniu triumfu.

- Samochód bezpieczeństwa pojawił się w najlepszym możliwym momencie z punktu widzenia Lando, który zyskał w ten sposób darmowy postój - tłumaczył Horner. - Oczywiście nie była to dla nas dobra sytuacja, ponieważ mieliśmy o 6-7 okrążeń starsze opony. Biorąc jednak pod uwagę uszkodzenia, myślę, że 2. miejsce jest dla nas dobrym wynikiem.  

- Widzieliśmy, że reszta zaczyna się zbliżać, więc strategicznie to był najlepszy moment na pit stop. Oczywiście Lando skorzystał z darmowego postoju i korzyści w postaci świeższych opon, ale do tego trzeba jeszcze dowieźć wygraną, co tylko potwierdza, że wykonał naprawdę bardzo dobrą robotę. 

- To bez wątpienia trudny tor. Myślę, że zachowanie opon jest tutaj wyjątkowe, o czym zresztą można było słyszeć przez ostatnie trzy dni. Nawet zdobywając pole position w piątek i wygrywając w sobotnim sprincie, [Max] nie był zadowolony z balansu samochodu. Mieliśmy z tym problem przez cały weekend i dlatego uważam, że ten wynik jest naprawdę pozytywny.

- Musimy pogratulować Lando pierwszego zwycięstwa, bo to zawsze bardzo ważny moment dla każdego kierowcy. Gratulacje dla niego i całego McLarena, ale pamiętajcie, że my też sporo tutaj ugraliśmy. Zdobyliśmy w ten weekend najwięcej punktów jako zespół, wliczając w to sprint, więc to był naprawdę mocny występ.