Deszcz, Fernando Alonso i pięćdziesiąt tysięcy kibiców obecnych wokół toru towarzyszyło startującym w 89. edycji 24-godzinnego wyścigu Le Mans. Z powodu wizyty pierwszego z wymienionych gości samochód bezpieczeństwa nie zjechał do boksu po okrążeniu formującym, a prowadził stawkę przez pierwsze trzynaście minut rywalizacji.

Za kierownicami najbardziej interesujących dla polskich kibiców aut zasiedli jako pierwsi: Robert Kubica (WRT – nr 41) oraz Alex Brundle (Inter Europol Competition – nr 34). W trakcie ruszania do startu ogromnego pecha doświadczył zespół High Class Racing. Jego LMP2 z numerem 20 utknął na podnośniku.

Zamieszanie na starcie

Od trzęsienia ziemi i ogromnych wstrząsów wtórnych rozpoczęło się ściganie po zjeździe samochodu bezpieczeństwa. W jednym z pierwszych zakrętów doszło do kolizji na przodzie stawki. W tył Toyoty nr 8 uderzył Glickenhaus Oliviera Pla, nr 708.

Wśród podnoszonej spod kół wody rozegrały się też dramaty innych zespołów. Jedną z pierwszych ofiar ograniczonej widoczności i przyczepności okazał się prowadzący LMGTE Am Porsche nr 72, które dwukrotnie w pierwszych chwilach wyścigu traciło przyczepność i opuszczało tor, a w konsekwencji spadło na ostatnie miejsce w klasie. Pokonany przez nadsterowność został też High Class Racing z numerem 20, zatrzymując się przy moście Dunlop.

Na wyjściu z Indianapolis w duże kłopoty wpadł Alpine z numerem 36. Na szczęście udało się uratować auto przed uszkodzeniami i skończyło się jedynie na chwilach strachu i czasie straconym na przepuszczaniu stawki.  

Brundle odrabia, gorsze tempo WRT

W międzyczasie Robert Kubica oddał drugą pozycję na rzecz Willa Stevensa, reprezentującego Panis Racing z numerem 65. Cudów na mokrej nawierzchni dokonywał natomiast jeżdżący dla Inter Europol Competition Alex Brundle, który po pół godzinie rywalizacji awansował z 22. na 5. pozycję w klasie.

Na 23:22 przed końcem wyścigu zakończył się pojedynek Roberta Kubicy z Nyckiem De Vriesem. Po kilku atakach odpartych w kolejnych zakrętach Polak musiał uznać wyższość G-Drive w drugiej szykanie prostej Mulsanne i oddał najniższy stopień podium na rzecz Holendra.

Po około czterdziestu minutach do boksu kolejno zjechały obydwa Glickenhausy. W LMP2 prowadziła dysponująca świetnym tempem Jota z numerem 38. Po niespełna trzech kwadransach na pitlane zawitał również Alex Brundle, pozostając jednak w pojeździe na drugi stint. W klasie LMPGTE Pro w tym okresie dominowało Ferrari. Stawce przewodziły dwa 488 GTE Evo z numerami 51 i 52. De Vries po wyprzedzeniu Kubicy nie tracił tempa i awansował na drugie miejsce w klasie.

Na 23:09 przed końcem wyścigu do boksów zjechała prowadząca Toyota nr 7, oddając pozycję lidera Alpine na cztery minuty. Po tym czasie również francuski zespół wezwał swego kierowcę do pit lane.

Po godzinie jazdy w żwir wjechała druga załoga G-Drive (nr 25), wywołując Slow Zone i interwencję podnośnika. W tym samym czasie tuż obok w poprzek tej samej pułapki przemknęło Ferrari z numerem 51. Na szczęście siłą rozpędu udało się przez nią przejechać i konsekwencje ograniczyły się jedynie do niewielkiej straty czasowej.

Chwilę grozy zafundował swoim kibicom Glickenhaus z numerem 709, po godzinie jazdy zatrzymując się na poboczu w wyniku awarii technicznej. Szczęśliwie po chwili ruszył do dalszej rywalizacji.  

Na 22:55 przed końcem na dziewiątą pozycję w klasie Alexa Brundle zepchnął dysponujący dużo lepszym tempem Robin Frijns – kierowca drugiej załogi zespołu WRT.

Po godzinie i kilku minutach ścigania, dość niespodziewanie, wyścig w kategorii LMGTE Pro prowadziła Corvetta z numerem 64 i Tommim Millnerem za kierownicą. W tym czasie za plecami Roberta Kubicy pojawił się w pozwalającej myśleć o wyprzedzaniu odległości Oreca z numerem 65, reprezentująca Panis Racing ze Stevensem za kierownicą. Po kilku minutach krakowianin musiał uznać jego wyższość. Chwilę później w lusterkach Roberta pojawił się United Autosports, prowadzony przez Alexa Lyna.

Po niespełna półtorej godzinie prowadzenie w klasie GTE Pro uzyskało Ferrari AF Corse z numerem 52. Ładnym manewrem w szykanie na prostej Mulsanne, pokonując 62 Corvette Racing. W GTE Am dość pewnie prowadził Nicklas Nielsen w swoim Ferrari 488 GTE Evo zespołu AF Corse.

Na 22:33 przed końcem wyścigu Alex Brundle zjechał do boksów. W trakcie wizyty zapełniono jedynie paliwo i Brytyjczyk powrócił na tor na 11. miejscu w klasie. Kilka minut później w boksach pojawiła się również prowadząca Toyota nr 7. Chwilę po tym do boksu trafia bliźniacza ósemka.

Po dwóch godzinach jazdy prowadzona przez Alexa Brundle Oreca zespołu IEC znajdowała się na 12. miejscu w klasie. Kubica zajmował w tym czasie szóste miejsce. Czele stawki przewodziły obydwie Toyoty, natomiast w klasie LMP2 prowadziła pewnie Jota z nr 38 i Da Costą za kierownicą. Klasowe podium uzupełniał G-Drive (nr 26) prowadzony przez Nycka De Vriesa oraz Racing Team Nederland.

Kolejna seria pit stopów nie przyniosła zmiany kierowcy w załodze nr 41 – Robert Kubica został na następny stint. W międzyczasie miał miejsce groźnie wyglądający kontakt Sebastiana Buemiego, prowadzącego Toyotę nr 8, z samochodem nr 39. Na szczęście incydent nie miał poważniejszych konsekwencji.

Przed wybiciem dwóch i pół godziny jazdy w ciągu kilku minut Robert Kubica stracił kolejne dwie pozycje. Samochód Polaka wyprzedziło bliźniacze auto WRT oraz Filippe Albuquerque, reprezentujący United Autosports USA.

Na 21:26 przed końcem wyścigu kibice oglądający go na żywo po raz kolejny zmuszeni byli sięgnąć po parasolki, bo tor pokrył się kroplami deszczu. Na skutki nie musieliśmy długo czekać. Bezbłędnie jadąca do tej pory Jota nr 38 wpada w głąb pułapki żwirowej, wywołując Slow Zone i spadając na 19. miejsce w klasie. Na 1. miejsce awansował G-Drive z numerem 26.

Po kolejnej serii pit stopów nastąpiła zmiana kierowcy w Inter Europol Competition. Alexa Brundle zastąpił za kierownicą Renger van der Zande. Swoją zmianę ukończył też Robert Kubica, ustępując miejsca w Orece Yifei Ye.

Świetną obroną przed numerem 31 WRT popisał się na początku swego pierwszego stintu Holender, który sprytnie wykorzystywał tłok na torze i jego ukształtowanie.

Wyjazd samochodów bezpieczeństwa i koniec wyścigu dla Astona Martina

W trakcie 49. okrążenia w alei serwisowej pojawiła się Toyota #8, która, zdecydowała się na zmianę kierowców. Miejsce Sebastiana Buemiego zajął Brendon Hartley. Decyzja wicelidera spowodowała reakcję Alpine, ale ich zjazd do boksu został przyćmiony przez uderzenie w bandę Marcosa Gomesa, zawodnika Aston Martin Racing.

Szkody okazały się na tyle duże, że na torze pojawiły się samochody bezpieczeństwa. Na szczęście Brazylijczyk wyszedł z zajścia bez szwanku, ale uszkodzenia nie pozwalały myśleć o tym, że Astonowi uda się powrócić do wyścigu.

Z neutralizacji na torze skorzystały zespoły #26 i #29, które zanurkowały do mechaników. Po wyjeździe z boksów znaleźli się na kolejno: 5. i 6. miejscu w klasie. Wraz ze zjazdem samochodów bezpieczeństwa w alei pojawiły się pojazdy WRT oraz Inter Europolu, które, po zmianie wyjechały na 6. i 9. lokacie w klasie. 

Chwilę po wznowieniu wyścigu obrócił się Matej Konopka, prowadzący ARC Bratislava i słowacka załoga w wyniku błędu straciła dużo czasu.

Na 19 godz. i 50 minut przed końcem wyścigu Kamui Kobayashi dostał wiadomość od inżyniera, że deszcz pojawiający się w niektórych częściach toru zaczyna nabierać na sile. Szybko okazało się, że skończyło się na pojedynczych kroplach deszczu.

Kilka minut później za stery samochodu Inter Europol Competition zasiadł Jakub Śmiechowski i po zamianie kierowców IEC stracił jedną pozycję. W międzyczasie prowadzącego w klasie LMP2 Wayne'a Boyda dogonił prowadzący pojazd #28 Stoffel Vandoorne. Tuż za nimi walkę o P1 obserwował 18-letni Franco Colapinto, który próbował skorzystać na walce pomiędzy pierwszą dwójką. 

Piąta godzina przyniosła nam pierwszy incydent w zakręcie Arnage. Tym razem z toru wyleciał Patrick Kelly, który lekko uderzył w bandę. Niestety Amerykaninowi nie udało się samodzielnie wykaraskać ze żwiru i musieli interweniować porządkowi.

Powrót deszczu i wybryki kierowców

Po znacznym pogorszeniu się warunków 18 godzin i 45 minut przed końcem wyścigu ponownie ujrzeliśmy samochód bezpieczeństwa. W przeciągu jednego okrążenia problemy miało aż pięć załóg. Najpierw błąd popełnił kierowca RTN, a tuż po nim w wyniku kolizji z #26 obróciła się Sophia Floersch, w którą uderzył zawodnik #74. Na dokładkę zawodnicy United Autosport zderzyli się ze sobą. 

Tak, to wszystko miało miejsce w przeciągu kilkunastu sekund. Jak widać, deszcz jest największym przyjacielem widzów i największym wrogiem kierowców oraz prowadzących relacje z wyścigów. W wyniku zamieszania WRT awansowało na drugie miejsce w klasie, a Inter Europol na P6. 

Dość nietypową i do tej pory niewidzianą strategię zastosowała Sophia Floersch. Niemka po uderzedniu ze strony Maldonado wyciągnęła telefon i zadzwoniła do jednego ze swoich inżynierów. Jak się okazało, w tamtej części toru Sophia nie dysponowała radio.

Problemy wystąpiły także w ekipie Jota. Zespół, którego samochodem kierował Stoffel Vandoorne, otrzymał 90 sekund Stop & Go za nierespektowanie procedur pod samochodem bezpieczeństwa. 

Znacznie przeciągnął się również pit stop ekipy WRT #41. Deletraz w alei spędził znacznie więcej czasu, aniżeli się spodziewano, a belgijska załoga dołączyła do rywalizacji na 3. miejscu w klasie. 

Inter Europol Competition (P6 LMP2) na niespełna 18 godzin do końca Le Mans zdecydował się na kolejny pit stop. Tym razem Śmiechowskiego zastąpił Alex Brundle. W międzyczasie po sporym zamieszaniu i problemach wielu załóg na prowadzenie w klasie LMP2 wysunęło się WRT #41 z Deletrazem za kierownicą.

O godzinie 22:23 na torze znów pojawił się SC po tym, jak błędy popełnili kierowcy #33 i #56 klasy GTE AM, rozbijając swoje maszyny.

Rano opublikowana zostanie relacja z nocy.