Sześciogodzinny wyścig na Monzy nie zawiódł. Również polscy kibice doświadczyli wielu różnych emocji, związanych z walką Inter Europolu o podium, jak i problemami Premy Roberta Kubicy.
Ściganie w Świątyni Prędkości, jak zwie się często ze względu na układ prostych i zakrętów tor Monza, otworzył czysty, ale pełen wrażeń start. Niezwykle kolorowo prezentowała się kawalkada aut Hypercar, przewodzona przez jedynego błękitnego Glickenhausa nr 708, któremu udało się utrzymać rewelacyjną pozycję z sobotnich kwalifikacji.
Tradycyjną parę biało-czerwonych Toyot przedzieliło niebieskie Alpine, a stawkę królewskiej klasy zamykała wyczekiwana przez wszystkich szarość Peugeota 9X8 - konstrukcji, która to właśnie tu wyruszyła na niespokojne wody wyścigów endurance w swój dziewiczy rejs.
Niestety po absolutnie rewelacyjnym występie w kwalifikacjach swą obecność w czołówce LMP2 zakończyła ARC Bratislava. Po błędzie w Prima Variante Miro Konopka spadł w obszar tabeli, w którym zwykliśmy jego załogi szukać. Lepiej z otwarciem poradziły sobie zespoły bliskie sercom polskich kibiców.
Świetnym tempem legitymował się Louis Deletraz, który zdobył trzy pozycje i wylądował na trzecim miejscu w klasie. Kuba Śmiechowski, który rozpoczynał wyścig dla Inter Europol Competition, zdołał natomiast awansować na miejsce dziewiąte.
W tym czasie przez stawkę przebijał się drugi z Peugeotów, który ze względu na awarię nie uzyskał czasu w sobotnich kwalifikacjach i do właściwego wyścigu musiał startować z szarego - niczym zespołowe barwy - końca.
Nowy dzień nie przegonił pecha i kibice, którzy z wielkim utęsknieniem i nadziejami obserwowali piękną sylwetkę francuskiego auta przemykającego między rywalami, nie nacieszyli się tym widokiem zbyt długo. Numer 93 zatrzymał się bowiem na torze i po wielkich trudach dotarł do pit lane.
Podczas gdy solidne tempo Kuby Śmiechowskiego zapewniało IEC utrzymywanie dziewiątej pozycji, Louis Deletraz systematycznie parł do przodu. Dzięki jego świetnej postawie po zaciętym pojedynku z autem United Autosports po godzinie ścigania Prema Orlen Team wyszedł na prowadzenie klasy LMP2. Widowiskowa walka toczyła się również wśród Hypercarów, gdzie o drugie miejsce ścigała się zażarcie ósemka Toyoty i goniące ją Alpine.
Niekorzystny układ wydarzeń na torze i bardziej elastyczna strategia sprawiły, iż zmieniającemu Louisa Deletraza Lorenzo Colombo nie udało się wrócić na tor na pozycji lidera. Załoga Premy straciła dwa miejsca, ale ambitny Włoch momentalnie rzucił się do pogoni i z powodzeniem zniwelował straty o jedno oczko. W tym czasie swej pozycji heroicznie bronił Alex Brundle, w którego lusterkach w niepokojąco dużych rozmiarach pojawiała się co i raz Oreca Joty z Willem Stevensem za kierownicą.
Kolejnym incydentem, który wyrwał ze względnego spokoju zespołowych planistów, był efektowny lot Henriqua Chavesa w Astonie Martinie TF Sports. Najprawdopodobniej awaria hamulców sprawiła, iż błękitny grand-tourer został wyrzucony w powietrze na tzw. tarce-kiełbasce w Variante della Roggia, tracąc po drodze drzwi i lądując na dachu. Po chwili portugalski kierowca opuścił swój samochód cały i zdrów, ale celem uprzątnięcia toru dyrekcja wyścigu poprosiła o asystę samochodu bezpieczeństwa.
Oprócz troski o zdrowie dachującego kierowcy myśli kibiców IEC krążyły wokół wpływu neutralizacji na losy znajdującego się w tym czasie w pit lane żółto-zielonego samochodu. Po raz pierwszy w tym pechowym sezonie Turbopiekarze mogli jednak mówić o szczęściu. Moment, w którym Alex Brundle zjechał do pit lane, pozwolił ograniczyć straty wpisane w takowy manewr i zasiadający na swą zmianę Esteban Gutierrez wyjechał na tor na ósmej pozycji, a kilka okrążeń później dotrzeć nawet do P3.
Na odpadnięciu TF Sports skorzystały także „Żelazne Damy”, które po wygranych kwalifikacjach stały się jednymi z najpoważniejszych kandydatek do zwycięstwa w klasie GTE-Am. Wysokie ambicje potwierdzał również przebieg wyścigu, gdzie żeńska załoga najdłużej spośród wszystkich przewodziła klasowej stawce.
Po świetnej pierwszej połowie wyścigu w wykonaniu jedynej załogi zespołu Glickenhaus, przez którą numer 708 piastował rolę lidera, druga jego część przyniosła serię kłopotów. Rozpoczęło się od kary za nieprzepisowe zachowanie w trakcie neutralizacji, a zakończyło na chmurze białego dymu wydobywającego się z układu wydechowego i zepchnięciu maszyny do garaży bez nadziei na powrót.
Kłopoty wieku dziecięcego nie ominęły drugiego z aut Peugeota i numer 94 zjechał do boksów niedługo po amerykańskim rywalu, by wrócić na tor ze stratą kilkunastu okrążeń.
Tymczasem kombinacja serii awarii i błędów rywali oraz świetnego tempa Estebana Gutierreza sprawiły, iż na dwie godziny i kilkanaście minut przed końcem rywalizacji na drugim miejscu klasy LMP2 ze sporą przewagą nad resztą stawki znalazł się samochód Inter Europol Competition.
Na przetasowaniu stracił natomiast Prema Orlen Team. Robert Kubica, który chwilę wcześniej zasiadł za kierownicą samochodu z białym orłem, przez dłuższą chwilę zmierzał do mety na piątym miejscu, ale tempo pozwalało wierzyć, iż rywalizację zakończy wyżej.
Niestety podczas hamowania do pierwszej szykany krakowianin popełnił błąd i na pofalowanej, zewnętrznej części toru doszło do kontaktu z poprzedzającym go samochodem Richard Mille Racing. Za spowodowanie kolizji rezerwowy Alfy w Formule 1 otrzymał karę przejazdu przez pit lane, co ostatecznie wypchnęło jego skład z walki w czołówce.
Przez ogromną część wyścigu oczy kibiców cieszyła niesamowicie zacięta walka, od której trochę odzwyczailiśmy się w przypadku aut klasy Hypercar. Trzymające tempo Toyot Alpine co raz zachwycało pojedynkami, w których jedynie homeopatyczne porcje powietrza dzieliły koła rywalizujących prototypów.
O tym, jak łatwo w takich warunkach popełnić błąd, przekonał się weteran długodystansowych batalii, Kamui Kobayashi, który zbyt optymistycznie począł spychać Matthieu Vaxiviere'a, doprowadzając do kontaktu i rozprucia swej tylnej opony o elementy narożnika Alpine. Oprócz strat wynikających z uszkodzeń Toyota numer 7 została ukarana za spowodowanie kolizji potężną 90 sekundową karą czasową.
Jak zwykle ostro działo się w klasie GTE-Pro. Na sobie tylko znanych poziomach bliskości walczyły zespoły fabryczne Ferrari i Porsche, a zwłaszcza załogi z numerami 92 i 51. Po przepychance w dohamowaniu do Prima Variante do kontaktów między Kevinem Estre i Alessandro Pier Guidim dochodziło już w niemal każdym zakręcie. Agresywne zachowanie kierowców nie umknęło uwadze sędziów, przez co obydwaj zostali "nagrodzeni" karami czasowymi.
Niestety po ostatniej serii pit-stopów jasnym stało się, iż to rywale wygrali z Piekarzami w pit-stopowej ruletce i wskutek zjazdów do mechaników w trakcie nieprzewidywalnych neutralizacji ostatecznie zepchnęli polski zespół na czwarte miejsce.
Monza trzymała kibiców w napięciu do ostatniego okrążenia. O ile końcówka wyścigu to względna stabilizacja w klasie LMP2, zwycięstwo wśród Hypercarów zostawało sprawą otwartą. Toyota numer 8 systematycznie odrabiała straty do prowadzącego Alpine i realnym wydawał się bezpośredni pojedynek w ostatnich minutach rywalizacji.
Podobnież sekundy dzieliły lidera klasy GTE-Am od Iron Dames. Ostatecznie w obydwu klasach prowadzące załogi dowiozły zwycięstwa. Nie stało się tak jednak w GTE-Pro, gdzie potężny błąd strategiczny pozbawił AF Corse pewnej wygranej. Otóż na dwie minuty przed końcem #52 zmuszona była do zjazdu na dolewkę paliwa, oddając laur zwycięstwa ogromnie pokrzywdzonej w Le Mans Corvette Tommiego Milnera i Nicka Tandiego.
Czwarta odsłona tegorocznego sezonu WEC to esencja długodystansowego ścigania. Pełna zwrotów akcji i napięcia do ostatnich chwil. Wartym odnotowania wydaje się fakt, iż to Alpine jako pierwsza załoga w tym roku drugi raz stanęła na najwyższym stopniu podium. Zwycięstwo z faworyzowaną Toyotą może tylko cieszyć, podobnie jak debiut utytułowanego Peugeota.
Polskich kibiców na pewno raduje świetny występ IEC, które przy odrobinie szczęścia mogło dziś nawet wygrać. Niezależnie od ostatecznej pozycji ich tempo nie pozostawia wątpliwości co do tego, iż są w stanie nawiązywać walkę nawet z najlepszymi. Być może część obserwatorów będzie czuć rozczarowanie w związku ze słabszym występem Prema Orlen Team, ale włoski zespół przywiózł solidne punkty, a o niższej pozycji zadecydował raczej pojedynczy błąd Roberta Kubicy niż niedostatki w tempie.
Zdecydowanie wszyscy kibice długodystansowego ścigania powinni czuć satysfakcję w związku z kierunkiem zmian, w jakim podąża seria, a który zdaje się obiecywać pełnię emocji również w monotonnej przez ostatnie sezony klasie Hypercar.