Druga runda tegorocznych mistrzostw świata WEC przeniosła nas na legendarny tor Spa w urokliwych Ardenach.
Weekend rozpoczął się od zaskakujących wyników kwalifikacji. W piątkowy wieczór jako pierwsze do rywalizacji o pozycje na starcie stanęły grand tourery. W klasie GTE Pro niespodzianką była słaba dyspozycja Ferrari. Fanom włoskiej marki nie dane było zobaczyć żadnego z 488 na podium. Mogli się oni jedynie pocieszyć prastarą prawdą, iż wyścigów endurance nie wygrywa się w kwalifikacjach.
W klasie Am podium zdominowały Aston Martiny, których załogi stanęły na dwóch najwyższych jego stopniach w barwach TF Sport #33 oraz Northwest ARM #98. Prawdziwa sensacja czekała jednak na kibiców dopiero w drugiej części czasówki. Pole position jako szósty producent w historii serii i pierwszy raz w historii zespołu wywalczył bowiem Olivier Pla, jeżdżący dla zespołu Glickenhaus.
Na drugiej pozycji uplasowała się z kolei załoga Alpine – zwycięzcy tegorocznego Sebring i liderzy sezonowej klasyfikacji. Załogi Toyoty musiały zadowolić się dwoma ostatnimi miejscami w klasie.
Polscy kibice z największym zainteresowaniem obserwowali rywalizację w LMP2, gdzie pod biało-czerwoną flagą rywalizowali weterani z Inter Europol Competition oraz jeżdżący w barwach Prema Orlen Team - Robert Kubica. Załoga Byłego kierowcy F1 zajęła pozycję tuż za podium klasy. Gorzej poszło Piekarzom, którzy kwalifikacje zakończyli na miejscu dwunastym.
Start wyścigu nie należał do najspokojniejszych. Czołówka ruszyła do zażartej rywalizacji, w wyniku której Alpine spadła za Toyoty. Zawrzało też w GTE Pro, gdzie doszło do kontaktu między dwoma fabrycznymi Porsche. W jego wyniku poważnie uszkodzone zostało lewe tylne koło załogi nr 91 – klasowych zwycięzców kwalifikacji. Białe 911 RSR zmuszone było do zjazdu do boksu i wypadło z gry o zwycięstwo tracąc ogromne ilości czasu.
Przetasowała się również stawka potężnie obsadzonej LMP2. Na prowadzenie wyszedł jeżdżący w barwach JOTA Antonio Felix Da Costa. Drugie miejsce utrzymało WRT, a na trzecie spadło najszybsze w klasie w piątkowych kwalifikacjach – AF Corse z numerem 83. Dobra postawa Lorenzo Colombo sprawiła, iż mimo zaciętych bojów Prema Orlen Team utrzymała czwartą pozycję.
Stabilnie prezentowała się również forma turbo-piekarzy. IEC rozpoczął rywalizację od stintu Kuby Śmiechowskiego, któremu udało się na pewien czas awansować na 11. pozycję.
Po 30 minutach rywalizacji pokaz umiejętności i nerwów ze stali zafundował Lorenzo Colombo, który w brawurowych manewrach zwyciężył pojedynek z Alessio Roverą reprezentującym AF Corse, awansując na trzecią pozycję. Młody Włoch nie spoczął jednak na laurach i dysponując lepszym tempem na zroszonym lekko kroplami deszczu asfalcie Spa-Francorchamps, momentalnie dopadł do wicelidera klasy.
Po 17 okrążeniach rywalizacja między tą dwójką przeniosła się do boksów, ale mechanikom nie udało się w tamtym momencie odwrócić jej losu i w niezmienionej kolejności WRT oraz Prema wróciły na tor. Nie zmieniło się także nastawienie Colombo, który kontynuował wściekłe ataki na Seana Gelaela. Po niespełna dwudziestu minutach oglądania tylnego skrzydła rywala debiutant z Włoch dokonał swego, w efektowny sposób zyskując drugą pozycję przy sprytnym wykorzystaniu ruchu na torze.
Doszło również do zmiany na czele wyścigu, gdzie dysponujące lepszym tempem wyścigowym Toyoty dopadły w końcu prowadzącego Glickenhausa. Jako pierwsza dokonała tego załoga numer 8 – wicelider sezonowej klasyfikacji. W tym samym czasie w środku stawki LMP2 jedenastej pozycji bronił Kuba Śmiechowski, który ostatecznie musiał ulec atakom Rui Andrade i spadł na 12. pozycję.
Po godzinie i kilku minutach ścigania rywalizacja została przerwana przez wypadek ARC Bratislava z Miroslavem Konopką za kierownicą. Nad torem załopotały czerwone flagi, a pogoda w Spa zaprezentowała swe kapryśne oblicze skraplając asfalt toru deszczem.
Restart wyścigu przyniósł kolejne dramatyczne wydarzenia. Po niepewnym starcie i tempie jazdy sygnalizującym kłopoty na poboczu zatrzymał się dotychczasowy lider rywalizacji – Toyota z numerem 8, a wydarzenia na torze dopomogły Premie, która jako pierwsze z klasy LMP2 podążała za samochodem bezpieczeństwa.
Za kierownicą zastąpił go Esteban Gutierrez. Odwaga popłaciła i żółto-zielona Oreca wróciła na tor na P9, zyskując trzy pozycje. Chwilę wcześniej w kokpicie numeru 9 Premy zasiadł natomiast, na swoją pierwszą zmianę, Robert Kubica, przejmując samochód po naprawdę świetnie prezentującym się Lorenzo Colombo.
Deszcz stawał się coraz intensywniejszy i rywalizację przerwano po raz drugi tuż przed tym, jak zegary odmierzyły drugą godzinę ścigania. O 15:25 kojący tembr głosu Eduardo Freitasa zapowiedział powrót do walki. Auta ruszyły ponownie za Safety Carem.
Na uwagę zasługiwał awans Ferrari w klasie GTE Pro, gdzie załodze nr 52, reprezentującej AF Corse, na tym etapie wyścigu udało się objąć prowadzenie. AF Corse prowadziło także wśród GTE Am, poprzedzając nr 98 Northwest ARM. Wśród Hypercarów pozycję lidera przejęło natomiast Alpine, ale już chwilę po wywieszeniu zielonych flag musiało bronić się przed atakami jedynej już w stawce Toyoty. Ostatecznie Mike Conway po kilku próbach pokonał nr 36, wychodząc na wewnętrzną w La Source.
Bardzo dobrze ściganie rozpoczął Esteban Gutierrez, który wybornie czuł się wśród pióropuszy wody podrywanych z asfaltu przez opony rywali. Świetna postawa byłego kierowcy F1 zapewniła IEC awans na szóste miejsce w klasie po pojedynku m.in. z legendą rajdów – Sebastienem Ogierem. W tym czasie niezłym tempem jechał też Robert Kubica, którego Oreca nr 9 zajmowała drugą pozycję, ustępując jedynie WRT i zasiadającym za jego kierownicą Robinowi Frijnsowi.
Niestety dla Roberta Kubicy, po zwycięstwie bratobójczego boju między samochodami United Autosports skrzydła odzyskał Alex Lynn, który najpierw szybko zbliżył się do Polaka, a następnie czystym manewrem zepchnął go na trzecią pozycję w klasie LMP2. Kilka okrążeń później sytuacja powtórzyła się za sprawą drugiego z aut United i wśród coraz większych opadów deszczu Prema zmierzała do mety już na czwartej pozycji.
Niemal dokładnie w połowie wyścigu wyjazd w żwir LMP2 w barwach Ultimate sprowadził pierwsze w wyścigu Full Course Yellow. Taki obrót spraw wywołał znów lawinę pit stopów. Do boksów zjechał m.in. Esteban Gutierrez, który ustąpił miejsca za kierownicą Alexowi Brundle. Brytyjczyk, który z powodu COVID-19 musiał opuścić 1000 miles of Sebring debiutował w ten sposób w WEC w bieżącym sezonie.
Niestety zaledwie po kilku minutach stintu musiał załamany opuścić rozbite przez siebie o bariery auto. Już pierwszy rzut na rozmiar uszkodzeń wykluczał myśli o możliwości kontynuacji rywalizacji. Trudnych dla kibiców IEC chwil nie ułatwiała świadomość tego, jak mocno Alex zaangażował się emocjonalnie we współpracę z polskim zespołem i jak wielką wartość stanowił dla niego w poprzednim sezonie.
Oprócz złamanych serc fanów Alexa i IEC jego wypadek spowodował również pojawienie się na torze czerwonej flagi w wyniku uszkodzenia bariery i konieczności jej naprawy. Do jazdy powrócono za safety carem na około 140 minut do końca rywalizacji.
O przyczynach wypadku Alexa opowiadał na antenie polskiego Eurosportu Wojciech Śmiechowski – właściciel Inter Europol Competition i tata Kuby Śmiechowskiego. Wskazał na aquaplaning jako powód utraty kontroli, do której doszło już na prostej poprzedzającej zakręt Pouhon. Taki stan rzeczy zaskoczył nawet doświadczonego Brytyjczyka, który wyjątkowo mocno przeżywał swój błąd.
Zaskakująco dobrą formę, nawet jak na systematycznie znajdujące się w czołówce WRT, zaprezentowała załoga belgijskiego zespołu. Numer 31 w deszczowych warunkach Spa-Francorchamps potrafił rywalizować nawet z Hypercarami, przez znaczną część wyścigu znajdując się na pozycji lidera, a w bezpośredniej walce stawiając całkiem zacięty opór teoretycznie szybszym rywalom.
Po wznowieniu wyścigu tempo przestało dopisywać również Robertowi Kubicy. Najpierw w boksach stracił on pozycję na rzecz nr 41 w barwach Realteam, a po niespełna kwadransie musiał uznać wyższość Antonio Da Costy w Jocie, spadając na P6 w klasie.
Za plecami Polaka pojawiły się niebezpiecznie blisko drugi z samochodów Joty oraz charakterystycznie żółte auto Team Penske. Wyjazd w żwir Sebastiena Bourdaisa wywołał jednak Full Course Yellow i wstrzymał rywalizację. Kubica zjechał do boksów i po 43 okrążeniach oddał pojazd w ręce Louisa Deletraza. Z zespołu pojawiła się informacja, iż przyczyną słabszego tempa były kłopoty techniczne.
Szwajcar postanowił odrabiać straty i starał się podkręcać tempo. Niestety na zmiennej trudno przewidywalnej nawierzchni toru skończyło się to wypadnięciem dokładnie w tym samym miejscu, w którym wcześniej uczynił to Alex Brundle. Na szczęście dla Premy skutki były znacznie mniejszej. Louis udał się na ponadprogramową wizytę u mechaników, którzy sprawnie wymienili dziób Oreci. Mimo szybkiej obsługi zawodnik wyjechał na tor dopiero na ósmej pozycji w klasie.
W wyniku kłopotów w komunikacji między boksem a prowadzącym Glickenhausa Luisem Derani zwycięzcy pole position przedwcześnie założono opony typu slick. Błąd kosztował zespół kilka pozycji w klasyfikacji generalnej i nieodrabialne straty do pozostałych Hypercarów.
Warunki pogodowe wpłynęły na znaczny czas, w którym obowiązywały ograniczenia w postaci Safety Car/Full Course Yellow/czerwonych flag. Po pięciu godzinach rywalizacji nieograniczonego ścigania było zaledwie zaledwie dwie godziny i dwanaście minut. O tym, jak zdradliwa była nawierzchnia, niech świadczy fakt, iż właśnie pod FCY rywalizację na bandzie zakończyła załoga nr 28 bardzo dobrze dysponowanej Joty.
Na pół godziny przed końcem wyścigu porcję wyśmienitej walki koło w koło zafundowała nam klasa GTE Pro, w której o drugie miejsce walczyły załogi Ferrari nr 52 oraz Porsche nr 92. Szansę na podium stracił natomiast, w wyniku błędu Filipa Hansona, United Autosports nr 22, spadając na czwartą pozycję.
Ostatecznie Porsche udało się wyprzedzić słabszą z załóg Ferrari, a świetne tempo Michaela Christensena pozwoliło na szybkie zbliżenie się do lidera klasy, gwarantując miłośnikom tego klasycznego pojedynku ostatnie minuty wyścigu pełne wielkich emocji. James Calado ostatecznie obronił zwycięstwo dla Ferrari, ale wyniku nie dało się przewidzieć, co zresztą staje się chlubną tradycją tej klasy, do ostatnich chwil.
Pomimo chaosu, dużej ilości incydentów i stosunkowo małej ilości czystego ścigania Spa dostarczyło wiele emocji kibicom endurance. Zwycięstwo Toyoty nie było oczywistością, a niższe klasy dostarczyły fanom ogromu wrażeń.
Niezmiernie szkoda pecha IEC, które zdawało się dysponować naprawdę dobrze przygotowanym samochodem, a wyścig do pechowego Pouhon przebiegał wedle planu. Załoga Kubicy ostatecznie zajęła przyzwoite siódme miejsce w klasie, choć w innych okolicznościach zapewne mogłaby pokusić się o walkę o podium.
Wyniki w klasach: