Załoga AF Corse #83 w składzie Robert Kubica, Yifey Ye i Robert Shwartzman zwyciężyła 6-godzinną rywalizację na torze COTA. Jest to pierwsza wygrana polskiego kierowcy w głównej klasie Długodystansowych Mistrzostw Świata. W LMGT3 z pole position triumfowała ekipa Heart of Racing.

Żółte Ferrari przez cały weekend prezentowało topowe tempo w prawie wszystkich warunkach i wraz z fabrycznymi ekipami znajdowało się w gronie faworytów. Inaczej było w LMGT3, gdzie stawka zdawała się naprawdę ciasna i duże znaczenie miał pierwszy stint z „brązami” za kółkiem.

Robert Kubica utrzymał drugie miejsce na starcie i przez kolejne kilkanaście okrążeń utrzymywał się za prowadzącym Antonio Giovinazzim. Warto wspomnieć, że aż 8 pozycji na pierwszym okrążeniu zyskał Edoardo Mortara, który wszedł z Lamborghini do czołowej dziesiątki.

Pół godziny potem w aucie #83 nadeszły problemy z powodu zbyt niskich ciśnień. Niedługo później AF Corse podjęło decyzję o zamianie kolejności obu Ferrari i to Robert mógł naciskać na prowadzeniu, odjeżdżając Włochowi. Sędziowie za wspomniane wykroczenie przyznali standardową reprymendę i nakaz wymiany wszystkich opon. Stąd pit stop Polaka trwał nieco dłużej, jednak nadal udawało się utrzymywać pierwsze miejsce i po wyjeździe z alei prezentować jeszcze lepsze tempo.

Od samego początku w czołówce jechały też Hypercary BMW, które przypominały o sobie dobrymi okrążeniami lub wyjątkowym oszczędzaniem energii. Po prawie dwóch godzinach z walki o zwycięstwo odpadł Antonio Giovinazzi, który obrócił się w 12. zakręcie i potrzebował aż dwóch minut na ponowne odpalenie auta. Ledwo zjechał do alei, a tam stracił napęd ido boksu musieli pchać go mechanicy.

W takiej sytuacji do walki włączyła się Toyota #7, która w kolejnych godzinie goniła Yifeya Ye. Chińczyk podwajał stint na twardych oponach, stąd jego tempo było gorsze od Nycka de Vriesa. Wkrótce to japoński Hypercar wszedł na prowadzenie podczas pit stopów i z bezpieczną przewagą Kobayashi jechał przed Shwartzmanem. Wszystko zmieniło się, gdy przy żółtych flagach, z powodu stojącego Peugeota, nie zwolniła Toyota. Samurajom przyznano karę przejazdu przez aleję serwisową i nagle po zwycięstwo znów jechało AF Corse #83.

W międzyczasie na szarym końcu znajdowała się druga Toyota, gdyż Sebastien Buemi wypchnął z toru Laurensa Vanthoora przy 200 km/h. W konsekwencji Szwajcar musiał zjechać do alei serwisowej na 30 sekund i pożegnać marzenia o dobrym rezultacie.

Walka o zwycięstwo trwała do samego końca, gdyż nieustannie naciskający Kobayashi zredukował stratę do dwóch sekund na pięć minut przed końcem. Mimo to Shwartzman wytrzymał presję i bezbłędnie dojechał do mety, dając AF Corse #83 pierwsze zwycięstwo w Długodystansowych Mistrzostwach Świata.

Oto jak triumf skomentował Robert Kubica: - W sporcie motorowym wszystko jest możliwe i dzisiejsze zwycięstwo to potwierdza. Samochód był bardzo szybki od samego początku, a kiedy masz dobre wyczucie, to wszystko inne staje się łatwiejsze. Aby wygrać wyścig długodystansowy, wiele rzeczy musi pójść dobrze. W tym roku pokazaliśmy, że mamy duży potencjał, ale z jakiegoś powodu nie udało nam się go jeszcze wykorzystać. Dzisiaj w końcu to zrobiliśmy i mogliśmy czerpać z tego ogromną satysfakcję.

W LMGT3 rywalizację zdominowało Heart of Racing w składzie Ian James, Daniel Mancinelli i Alex Riberas. Załogę Astona Martina początkowo atakowały Iron Dames, jednak amerykański zespół był dla nich za mocny. Różowe dziewczyny wpadły później we własne tarapaty, gdy Rahel Frey spowodowała incydent z TF Sport i uszkodziła swoje Lamborghini.

Jak zawsze z dobrym tempem jechały oba Porsche Manthey, które skorzystały na 100-sekundowej karze stop&go dla Vista AF Corse #55. Srebrne Ferrari użyło zbyt dużo mocy i sędziowie nie pozostawili na nim suchej nitki. Niczym w Hypercarach solidnym tempem jechało BMW #46, jednak i u nich nie obyło się bez problemów. Podczas ostatniego stintu musieli oni wycofać auto po awarii wspomagania, która nastąpiła także u Iron Dames. 

Pełne wyniki można sprawdzić TUTAJ.