Wraz ze zmierzchem nad Circuit de la Sarthe pojawiły się intensywne opady deszczu, które sprowadziły ze sobą sporą dawkę chaosu. Poza tor udał się cały przekrój stawki, bez wyraźnego podziału na klasy czy zajmowane pozycje.
Szczęśliwie obyło się bez poważnych incydentów, a nawet te drobne omijały załogi, za które polscy kibice najmocniej trzymali kciuki.
Wśród Hypercarów konkurencja rozdzieliła auta Ferrari, a na czele wyścigu stajnię z Maranello samotnie reprezentował numer 51.
W wyniku kombinacji świetnego tempa Turbopiekarzy oraz kłopotów z mokrą nawierzchnią rywali prowadzenie w LMP2 objął numer 34. Jak gdyby szczęścia polskich kibiców było mało, po dłuższej chwili za jego plecy trafił numer 41 WRT z Robertem Kubicą za kierownicą.
Północ przyniosła efektowną zmianę lidera wyścigu. Po wyjeździe z boksów Piere Guidi, widząc kolizję przed sobą, zbyt dosadnie nacisnął hamulec, co doprowadziło do spektakularnego piruetu, zakończonego postojem w pułapce żwirowej. Ku uciesze miejscowej widowni na czoło stawki powrócił Peugeot, a załoga numer 51 spadła na 4. miejsce.
W tamtym momencie wydawało się, iż tylko kwestią czasu jest wyjście na prowadzenie Toyoty z numerem 7, ale model GR010, prowadzony przez Kobayashiego, został najechany przez Ferrari JMW Motorsport przed dojazdem do Slow Zone. W wyniku tego zdarzenia dyrekcja wyścigu wprowadziła neutralizację w postaci Full Course Yellow, a następnie samochodu bezpieczeństwa. Zarówno Toyota, jak i Ferrari nie były już zdolne do dalszej walki.
Gdy stawka wróciła do rywalizacji, Peugeot szybko musiał uznać wyższość pozostałej na torze Toyoty. Systematycznie do lidera zbliżały się również obydwa Ferrari. Zjazd do boksów Kuby Śmiechowskiego zepchnął IEC na 2. miejsce klasy, a na jej czele stanęło WRT z Robertem Kubicą w kokpicie.
Po krótkim okresie swobodnego ścigania Full Course Yellow wywołał Daniił Kwiat, rozbijając doszczętnie swą Orecę w barwach Premy o bariery. Mimo sporych przeciążeń i poważnych uszkodzeń zawieszenia i przeniesienia napędu kierowca o własnych siłach opuścił pojazd.
Tymczasem w LMP2 trwał pojedynek-marzenie każdego polskiego kibica. Na pozycji lidera ze względu na inny rytm pit stopów zmieniały się systematycznie maszyny WRT Kubicy i Inter Europolu. Na Twitterze pojawił się obraz kontuzjowanego Fabio Scherera, na jednej nodze skaczącego w kierunku kokpitu.
Noc uspokoiła nieco swe oblicze, ale nie znaczy to, iż było nudno.
Dwie i pół godziny po północy na prowadzenie wyszła Toyota, pokonując na torze dotychczasowego lidera w postaci Peugeota z numerem 94. W ślady japońskiego zespołu podążyło chwilę później Ferrari nr 51. Niestety prawdziwe kłopoty francuskiego zespołu miały się zacząć trochę później, gdy samochód wypadł z drogi, w konsekwencji czego z trudem dotarł do garaży. Ostatecznie z dużymi stratami udało mu się wrócić do rywalizacji.
W tle walki o podium wśród Hypercarów oraz zwycięskich aspiracji siostrzanej załogi trwał dramat drugiej załogi Turbopiekarzy. Magnussena i spółkę od początku wyścigu prześladowała seria mniejszych i większych kłopotów, a ostatecznie auto zostało wycofane niemalże dokładnie na półmetku rywalizacji.
Zanim dzień rozgościł się na dobre nad Circuit de la Sarthe, noc zbierała jeszcze swe żniwa. W zakrętach Porsche rozbił się Cool Racing numer 47. Mimo znaczących uszkodzeń udało mu się dotrzeć do mechaników, ale ostatecznie zespół wycofał samochód. Podobny los, tym razem w Indianapolis, spotkał Proton Racing z numerem 88, prowadzone przez Mikkela Pedersena.
Poranek przywitał nas bezpośrednim pojedynkiem Fabio Scherera z Robertem Kubicą, którzy walką koło w koło ustalili między sobą kolejność na torze. Nad WRT wciąż wisiało widmo nieodbytej jeszcze 10-sekundowej kary za kolizję z Cadillaciem numer 3, ale sama różnica tempa na korzyść Scherera nie pozostawiała złudzeń co do należnych załogom układu miejsc.
Wśród pierwszych promieni słońca kształtowała się także czołówka Hypercar. Osiem i pół godziny przed końcem na pozycję lidera wyścigu powróciło Ferrari numer 51. Piękny pojedynek o 4. pozycję zaserwowały nam załogi Cadillaca numer 3 i Porsche numer 6. Walka była na tyle ostra, że dla jadącego na absolutnym limicie Kevina Estre zakończyła się w bandach przy zakrętach Porsche.
W stawce Grand Tourerów na wyjątkowy aplauz zasłużyły panie z Iron Dames, które mimo nie najlepszej początkowej fazy wyścigu potrafiły wrócić do ścisłej czołówki i trzymać się jej w świetnym stylu, wysoko stawiając poprzeczkę rywalom takim jak Project 1 AO czy Corvette Racing.
Tymczasem polscy kibice rozkoszować się mogli kolejną odsłoną pojedynku WRT vs IEC. Tym razem w szranki stanęli Śmiechowski i Robert Kubica. Żaden z nich nie dawał rywalowi forów, a próby ataku kończyły się wyjazdami poza tor i blokowaniem kół. Finalnie Robert pokonał młodszego kolegę i do następnej serii pit stopów zapewnił prowadzenie swemu zespołowi, które później ponownie wróciło do Piekarzy.