Rola aren drugiej rundy Długodystansowych Mistrzostw Świata, WEC, przypadła w tym roku Autodromo Internacional do Algarve. Położony na wybrzeżu Atlantyku wśród drzew dębu korkowego i gór Serra de Monchique obiekt na stałe wpisał się w kalendarze wielu najważniejszych serii wyścigowych.

Na starcie pofalowanej wzgórzami nitki stanęło 37 załóg, w tym 11 najwyższej klasy - Hypercar. Start odbył się bez większych incydentów, ale wyprzedzań i pojedynków koło w koło nie zabrakło.

Toyoty z numerem 7 na czele przedzieliło Ferrari nr 51. W LMP2 Kuba Śmiechowski obronił świetną, piątą pozycję, natomiast pierwsze i ostatnie miejsca zajęły załogi WRT. Niestety dla polskich kibiców mniej zaszczytne z nich przypadło numerowi 41 - załodze Roberta Kubicy.

Początek wyścigu przyniósł kilka niespodzianek i kilka kadrów znanych doskonale wszystkim miłośnikom długiego dystansu. Dwie Toyoty, które szybko uplasowały się na początku stawki i zaczęły pewnie odjeżdżać rywalom, zdecydowanie zaliczyć możemy do tej drugiej kategorii. Było to wynikiem skutecznego rewanżu Buemiego, za którym zgodnie ustawiły się dwa Ferrari.

W LMP2 również doszło do zmian. Tempo Kuby Śmiechowskiego nie wystarczyło na utrzymanie P5 i kierowca Turbopiekarzy spadł na ósmą pozycję. Wyraźnie zwolnił również klasowy lider, Team WRT z numerem 31. Skrzętnie wykorzystały to obydwie maszyny United Autosport, wychodząc na podwójne prowadzenie. O jedno oczko awansowała też załoga Kubicy.

Wśród Grand Tourerów walka w czołówce toczyła się między AF Corse nr 21, Corvette Racing a żeńskim zespołem Iron Dames.

Kibice legendy z Maranello emocjonować mogli się słownymi przepychankami między kierowcami Ferrari w obliczu nakazującym im zamianę miejsc team orders. Obydwie załogi czerwonych hypercarów jako pierwsze w klasie zawitały w boksach na wymianę opon, w odważnej strategii próbując szukać remedium na tempo Toyot. Rywalizacja w boksach przyniosła też awans Turbopiekarzom, którzy zyskali jedną pozycję.

Doskonałe tempo to tylko część przepisu na sukces w wyścigach endurance, o czym boleśnie przekonała się załoga Toyoty z numerem 7. Kłopoty z czujnikiem momentu obrotowego na tylnej półosi wymusiły zjazd do garażu na trwającą kilkanaście minut wymianę tego elementu i utratę marzeń o zwycięstwie czy nawet rywalizacji w czołówce.

W trzeciej godzinie potknięcia rywali i świetne tempo Fabio Scherera pozwoliły Inter Europolowi na awans na rewelacyjne czwarte miejsce. Również WRT Roberta Kubicy odnotowało spory progres. Louis Deletraz piął się w górę stawki, w pewnym momencie znajdując się nawet przed siostrzaną załogą i stabilizując tempo w okolicy siódmej pozycji.

Kłopoty techniczne nie opuszczały natomiast czołówki Hypercar. Tym razem z awarią elektroniki, uniemożliwiającą wykorzystanie technologii break by wire, zmagać musiał się znany wszystkim miłośnikom motorsportu Antonio Giovinazzi. Włoch tracił bezcenne ułamki sekund na dohamowaniach, by w końcu zjechać na przedłużony pit stop i powrócić na tor dopiero na szóstej pozycji.

Na półmetku wyścigu do ciekawego pojedynku koło w koło doszło między Cadillaciem a Peugeotem, z którego zwycięsko wyszedł kierowca pierwszego z wymienionych producentów - Earl Bamber.

W klasie LMP2 szalone tempo Deletraza sprawiło, iż WRT z numerem 41 dogoniło siostrzaną załogę, a następnie, prawdopodobnie w wyniku poleceń zespołowych, zostało puszczone, awansując chwilowo na trzecią pozycję.

W tym czasie Turbopiekarze zdecydowali się na wcześniejszą niż konkurencja zmianę kierowców, co wymusiło dłuższy postój w boksach i zaowocowało spadkiem na siódme miejsce. W perspektywie widniało jednak odzyskanie utraconych pozycji przy następnej serii pit stopów. Tak też się stało, a dobre, regularne czasy, uzyskiwane przez Alberta Costę, pozwoliły nawet na pokonanie wyjeżdżającego z pit lane Yifei Ye i awans na najniższy stopień prowizorycznego podium.

W kokpicie nie w pełni sprawnego Ferrari nr 51 autentycznych cudów dokonywał Antonio Giovinazzi. Mimo ciągłych kłopotów z przegrzewającymi się hamulcami wykręcał lepsze czasy niż poprzedzające go Porsche numer 5. Za plecami hypercarów i utrzymujących się wciąż na trzecim miejscu Turbopiekarzy imponujące tempo prezentował też Robert Kubica, który po przejęciu kierownicy od Deletraza regularnie okrążał tor o sekundę szybciej od rywali z czołówki.

Na dwie godziny przed końcem wyścigu Porsche zadecydowało, iż awaria układu wspomagania w samochodzie numer 5 nie pozwalała na bezpieczne kontynuowanie jazdy. Michael Christensen został wezwany do boksów, co definitywnie zniszczyło marzenia o dobrym występie.

Kolejna seria pit stopów przyniosła zmianę za kierownicą żółto-zielonej Oreci - Albert Costa ustąpił w niej miejsca Fabio Schererowi. Operacja zmiany kierowców przyniosła stratę pozycji na rzecz bezpośrednich rywali, Hertz Team Jota, oraz wyjazd na ósmej pozycji. Skuteczność Szwajcara w walce koło w koło zaowocowała awansem na P7, a następne zjazdy do boksów znów wywróciły klasyfikację LMP2 do góry nogami.

Na nieco ponad godzinę przed końcem rywalizacji naprawdę trudno było ocenić, który zespół trafił ze strategią i jak odbije się to na ostatecznej klasyfikacji. Tuż za plecami jadących na czwartej pozycji Turbopiekarzy znalazła się druga załoga WRT z Louisem Deletrazem u sterów.

Pikanterii strategicznym szachom dodał safety car, który na torze pojawił się po raz pierwszy dopiero po pięciu godzinach jazdy. Wywołany został awarią hamulców w Vanwallu Vandervell 680, który z Jaquesem Villeneuvem za kierownicą przejechał przez pułapkę żwirową, uderzając niegroźnie w bandy.  

O ile sytuacja po restarcie wśród Hypercarów wyglądała stabilnie, tak polscy kibice doznać musieli zbiorowej palpitacji serca. Fabio Scherer najpierw utracił pozycję na rzecz WRT numer 41, a następnie wdał się w pojedynek o piąte miejsce z drugą załogą WRT oraz prześladującą dziś Piekarzy Jotą numer 48. Scherer wybrnął z niego z połowicznym sukcesem. Udało się odzyskać pozycję kontratakiem na Jotę, ale oba auta WRT znalazły się przed polskim zespołem. Na pozycji klasowego lidera znalazła się Prema numer 63, za plecami trzymając dwie załogi United.

Wśród aut GT ze względnie bezpieczną przewagą prowadziła załoga Corvette Racing. Prowizoryczne podium uzupełniały Richard Mille i Żelazne damy.

Na niespełna pół godziny przed końcem rywalizacji w kłopoty popadła załoga Ferrari z numerem 51. Alessandro Pier Guidi wypadł z zakrętu w wyniku kolejnej awarii układu hamulcowego, a następnie, zmierzając ku pit lane, kilkukrotnie znalazł się poza torem. Przyczyną kłopotów okazała się być pęknięta tarcza hamulcowa. Ferrari po przeanalizowaniu potencjalnych strat zadecydowało o kontynuowaniu jazdy. Pier Guidi zmuszony był jednak znacząco zwolnić, co kosztowało załogę utratę jednej pozycji.

Niestety ostatnie kilkanaście minut wyścigu to dramat Inter Europol Competition. Jadący dobry wyścig Scherer drastycznie stracił tempo, oddając kolejne pozycje na rzecz rywali. Zespół postanowił ściągnąć samochód do boksów, gdzie nastąpiła wymiana opon. Z nieoficjalnych informacji wynika, iż właśnie ich degradacja doprowadziła do tzw. „spadnięcia z klifu”, czyli nadmiernego zużycia, drastycznie ograniczającego osiągi.

Pocieszenie dla kibiców z Polski przyniosło trzecie miejsce WRT z numerem 41 oraz pełna emocji końcówka w pozostałych klasach. Na dziesięć minut przed finiszem u mechaników zawitało Porsche nr 6, które nie było pewne, czy zdoła wyjechać przed czwartym w klasyfikacji Cadillaciem.

Na 7 minut przed końcem do ostatecznej walki o zwycięstwo w kategorii GTE Am przystąpił Alessio Rovera w barwach Richard Milles, rzucając się do wściekłego ataku na prowadzącą Corvettę. Pojedynek trwał do ostatniego zakrętu, a ostatecznie Nicky Catsburg utrzymał prowadzenie.

 

Wyniki wyścigu:

WEC: Kubica na podium, problemy Inter Europolu i zwycięstwo Toyoty