Po GP 70-lecia F1 nie mogliśmy pominąć arcytrudnej sytuacji Sebastiana Vettela. Nie grillujemy, ale szukamy przyczyn. Jeśli chodzi o przyjemniejsze rzeczy, poruszyliśmy temat #Hulkenback i doboru mieszanek na drugi wyścig na Silverstone, który zrobił trochę zamieszania.
1. Skąd słaba forma Vettela?
Jazienicki: To wypadkowa wielu rzeczy, zapoczątkowana tym dziwnym rozstaniem. Jeszcze długo przed tym chwaliłem Binotto za nierozsadzenie zespołu - szkoda, że nie wpadłem na rozsadzenie Vettela, do którego teraz dochodzi. Ten tekst o spinie, bagelizujący strategię, pachnie Japonią 2019 i słynnym skrzydłem. Seb jest niechciany i jego zdanie nie znaczy nic - nie będzie spokojnie robił swojego i nie wyciśnie 100%. Tak się nie da pracować. Podobnie zespół, choćby miał dobre intencje, to dostając takie sygnały z góry i widząc rezultaty, też będzie gorszy. Nie będzie tej iskry, by jeszcze coś wycisnąć. Ludzie nie są robotami, a toksyczna atmosfera pogłębia dołki. I w taki sposób różnica między Sebem a Charlesem, która jest i tak na niekorzyść Niemca, jest wręcz mnożona.
Budnik: Nie mam pojęcia, co mam jeszcze powiedzieć na temat Seba i Ferrari… Serio. Skończyły mi się pomysły. Zespół jest na językach od początku sezonu ze wszystkich złych powodów. Sebastian staje się powoli ofiarą całej tej chorej sytuacji. Samochód ewidentnie mu nie leży, zespół ciągle popełnia błędy, podejmuje wątpliwe decyzje strategiczne. Oczywiście, dołożył od siebie potrójnego axla, jak tylko on potrafi. Natomiast mam wrażenie, że niedługo Niemiec wyjdzie do zagrody medialnej i zabrzmi, jak Grzegorz Skwara po meczu Raków Częstochowa – Arka Nowa Sól. To wszystko jest składową czynników i to nie jest czysta forma Vettela. Szkoda mi go, tak po ludzku.
Pokrzywiński: Frustracja, znudzenie, irytacja, brak skupienia na obecnym sezonie i toksyczna atmosfera w zespole. Tegoroczne problemy Sebastiana to wina kierowcy oraz zespołu. Absurdalna atmosfera w Ferrari, kulisy zwolnienia czterokrotnego mistrza świata, włoski zespół zdecydowanie będzie chciał wymazać sezon 2020 z pamięci. Jaka szkoda, że akurat teraz obchodzą oni rocznicę 1000. wyścigu F1 i jaka szkoda, że akurat teraz odbywają się trzy wyścigi we Włoszech. Ciekaw jestem tylko czy słaba dyspozycja Sebastiana może mieć jakikolwiek wpływ na jego kolejny kontrakt... o ile ten nie został już podpisany. Niedobrze się to ogląda.
2. Czy Hulkenberg może wrócić do F1 na stałe?
Budnik: Kiedy wchodzisz do ekipy „z buta” i w dziesięć dni jesteś w stanie ogarnąć auto na tyle, że robisz trzecie miejsce w kwalifikacjach i siódme w wyścigu, to musisz być poważnie rozważany przez stawkę. Hulk nie siedział w bolidzie od grudnia, a potrafił się bardzo szybko zaadaptować do sytuacji. Teraz oczywiście zaczyna się delikatna „pompka” o byciu wyborem po Hamiltonie (pozdrawiam Rossa Brawna, że nagle sobie przypomniał) w Mercedesie. Oczywiście, że jest kilka zespołów, które powinny mocno się zastanowić nad takim wyborem. Jestem w stanie naliczyć przynajmniej pięć, a jednym z nich jest zresztą… Red Bull. Niemcowi nie pomoże nazwisko Sergio Pereza, które pojawi się na rynku, ale jest w stanie obronić się swoją wartością.
Pokrzywiński: Może wrócić, tylko po co? Nico doskonale spisał się zastępując Sergio Pereza za kierownicą bolidu Racing Point i zdecydowanie pokazał, że pomimo lepszych występów, Lance Stroll nadal jest najsłabszym ogniwem tego zespołu. Teraz mówi się o tym, że Nico miałby znaleźć zatrudnienie np. w Alfie. Tylko po co Nico miałby tam jeździć? To byłaby sztuka dla sztuki, jazda dla frajdy. Żeby Hulk zrobił krok naprzód, musiałby trafić do zespołu pokroju McLarena czy właśnie Racing Point, a nie słyszałem żeby któraś z "czołowych ekip" w obecnej sytuacji była zainteresowana jego usługami.
Jazienicki: Nie wiem czy znajdzie auto, które go zadowoli, ale ja na jego miejscu zaryzykowałbym sezon w gorszym zespole (a raczej tylko takie są możliwe, o ile Helmutowi się nie odmieni), by przed rewolucją być w grze o coś więcej. Znalazłbym w tegorocznej stawce kilku gości, którzy nie tylko są od Nico gorsi, ale są - będąc wyrozumiałym - na granicy poziomu F1. I chociaż Hulk mnie nigdy nie przekonywał i nie byłem jego fanem, a za brak podiów winiłem ściany w Baku, to na pewno jest więcej niż wystarczająco dobry, by na najwyższym poziomie jeździć. Dostał szansę i pokazał się bardzo dobrze, więc na pewno jego notowania poszły w górę. Nie wiem tylko, czy nawet jeśli zechce, to opłaci się to zainteresowanym ekipom.
3. Czy bardziej miękkie mieszanki to dobry wybór?
Pokrzywiński: Tak, fenomenalny. Pokazał nam, że w tym roku to właśnie Pirelli może mieć decydujący głos w walce o tytuły mistrzowskie. Jestem przeciwnikiem tego, żeby robić takie zmiany i eksperymenty, tak samo jak jestem przeciwnikiem tego, żeby Formuła 1 polegała na ciągłym dbaniu o opony. Nic jednak nie zmienię i w pewien sposób to szczęście w nieszczęściu - decyzja o zmianie mieszanki uatrakcyjniła widowisko i zmieniła optykę na czołówkę stawki. Od teraz do gry wchodzą opony. No chyba, że Pirelli nie będzie chciało dawać więcej absurdalnie miękkich mieszanek, wtedy nic nie powstrzyma Mercedesa. Tak źle i tak niedobrze.
Jazienicki: Zdecydowanie. Od kilku lat irytowały mnie wyścigi na jeden pit stop, szczególnie, gdy Pirelli pomijało bardziej miękkie komplety. Uważałem to za nietrafianie do pustej bramki. Pirelli nadal ma swoje wady, bo opony nie powinny nagle wycinać najlepszego auta i powinno się na nich naciskać, ale jak na teraz - to lepsze rozwiązanie. Zastanawiam się jednak, czy tylko opony są problemem, a nie np. zasady, jak start na tych z Q2, który zazwyczaj, przy tradycyjnym doborze, jest gwarancją prostego schematu - soft/medium i hard do końca. Brak tego wymogu i brak za twardych mieszanek być może odświeżyłby strategię. I tak teraz i za rok najlepszy będzie Mercedes, a w środku będzie ostro - może więc warto w dość prosty sposób dać im nieco więcej opcji?
Budnik: Spójrzmy na to z nieco innej strony. Wielu uznało, że to dzięki bardziej miękkim mieszankom wygrał Red Bull. To nie do końca tak wyglądało. Mercedes połykał opony przez prawdopodobny błąd w ustawieniach. Jedyne, co pokazał ten wyścig, że potencjalnie daje nam to większe możliwości różnorodności strategii. Dzięki temu Leclerc był w stanie zająć miejsce ponad stan. Z jednej strony to fajnie, ale czy to nie jest przypadkiem sztuczne uatrakcyjnianie wyścigów? Narzekanie na DRS, specjalnie spadające z klifu opony Pirelli, a to nagle jest świetny pomysł? Wydaje mi się to kolejną bezsensownym, wymuszonym zabiegiem. Mam nadzieje, że Liberty nie pójdzie w tę stronę.