Dokładnie rok po ostatnim wyścigu Pierre'a Gasly'ego w barwach Red Bulla przyszło nam spekulować o... jego powrocie do Milton Keynes. Na tapet w naszym cyklu trzech pytań i trzech opinii wzięliśmy także potencjalną emeryturę Kimiego Raikkonena i formę zespołu, który wyjątkowo trudno ocenić, czyli Renault.

1. Czy na miejscu Gasly'ego poszedłbyś znowu do Red Bulla?

Budnik: Zacznijmy od tego, że to nie jest decyzja Pierre’a. Tam ostateczny głos ma Helmut Marko i jeżeli jego fanaberią będzie powtórna zamiana kierowców, to tak się stanie. Gasly miał czas na odbudowanie się w Toro Rosso/AlphaTauri. Znowu potrafi zachwycić, a od początku tego sezonu jeździ bardzo dobrze. Oczywiście, że bym spróbował, bo kto nie ryzykuje, ten szampana nie pije. Specyfika Red Bulla jest taka, że nawet w juniorskim zespole nie możesz czuć się bezpieczny, bo tam czeka kolejka chętnych na Twoje miejsce. Szansa na wypadnięcie ze stawki w obu zespołach jest praktycznie taka sama i nazywa się Helmut Marko. Jeżeli szansa pojawi się na horyzoncie, Pierre powinien korzystać.

Pokrzywiński: Gdybym nie był na miejscu żadnego Helmuta, ani innego Christiana, tylko na miejscu Pierre'a, to z pocałowaniem w rękę przyjąłbym ten dar od mojego nierozsądnego przełożonego. Przecież to kolejna możliwość pokazania się, walki o drugie w karierze podium (Brazylia 2019), a przede wszystkim do wykonania jakiegokolwiek kroku naprzód. Jeśli historia może uczyć, to uczy, że będąc członkiem akademii młodych kierowców Red Bulla, jeśli nie wygrasz wyścigu (Max, Daniel, Sebastian), to prędzej wylecisz z F1 (wielu), niż uda się Tobie zmienić zespół i odnaleźć się w zupełnie innych strukturach (Carlos).

Jazienicki: Gdybym miał inną opcję, by pójść drogą Sainza, to uciekłbym stamtąd. Niestety to nie jest możliwe i raczej przez dłuższą chwilę (2-3 lata) nie będzie. Pierre ma więc oczywisty wybór - albo środek stawki, albo powrót. Na jego korzyść działają dwie rzeczy - udowodnienie swoich umiejętności i ogólne przekonanie, że to niekoniecznie tylko kierowcy są problemem w Red Bullu, ale np. pośpiech Helmuta Marko i całe zarządzanie tam. Więc tak, poszedłbym, będąc pewnym, że sporo umiem i powinno się traktować mnie inaczej. Pytanie tylko, czy w obliczu braku walki o tytuł przez 1,5 sezonu, szansy nie dostanie ktoś inny, nawet ktoś z zewnątrz.

2. Czy Kimi Raikkonen ma już dość?

Pokrzywiński: Tak, to widać, słychać i czuć. Uwielbiam Kimiego, jego specyficzny sposób bycia i niechęć do pokazywania zegarków nic nieznaczącym pseudodziennikarzom oraz specyficzne poczucie humoru. Niestety, ale jeśli Kimi już wcześniej mówił, że to dla niego tylko hobby i może je skończyć w dowolnym momencie, to koniec sezonu 2020 jest ostatnim momentem - nadal są tacy, którzy spekulują, że mogłoby się to stać nawet wcześniej. Zespół bez perspektyw w tym i przyszłym roku, Ferrari go nie potrzebuje, jego kariera była jedną z najbardziej barwnych przygód chyba najbardziej wyluzowanego kierowcy w ciągu ostatnich dekad... no może poza paroma komunikatami... gloves! Gloves and steering wheel!

Jazienicki: Jeśli nie ma, to powinien. Jego przejście do Alfy to było coś w stylu "chodź Kimi, pościgasz się jeszcze chwilę dla funu". Tylko, że ten fun na końcu stawki raczej nie istnieje. Wątpię, że obie strony będą chciały dalej współpracować. Raikkonen nie ma po co już się jakoś wyjątkowo angażować, zresztą każdy zna jego charakter. Zespół na pewno znajdzie kogoś, kto będzie bardziej zmotywowany i przy okazji dorzuci kilka groszy do budżetu lub jakąś zniżkę. To fajna postać, wyjątkowa, ale wystarczy. F1 w formie hobby brzmi śmiesznie, ale jednak trochę nie pasuje, szczególnie, gdy nie jest się lepszym od Giovinazziego.

Budnik: Nie zrozumcie mnie źle, uwielbiam Kimiego. Ostatni przedstawiciel ginącego gatunku. Natomiast widać i słychać narastającą frustracje. Mówimy jednak o mistrzu świata, który przez większość kariery dysponował samochodami pozwalającymi walczyć o najwyższe laury. Obecnie Alfa Romeo jest na szarym końcu stawki, a perspektyw poprawy nie widać. Raikkonen krzyczy przez radio, w wywiadach sam mówi, że samochód nie jest dobry. Czas kończyć przygodę z F1, bo taka jazda dalej nie ma sensu i wydaje mi się, że Fin zdaje sobie z tego sprawę. Decyzję o emeryturze raczej już podjął, a jeśli nie to Ferrari może ją wymusić, podsuwając Vasseurowi pod nos Shwartzmana czy Schumachera.

3. Czego dowiedzieliśmy się o Renault po czterech wyścigach?

Jazienicki: Myślałem, że będzie gorzej. Co nie znaczy, że jest jakoś cudownie. W tym roku po prostu nie jesteśmy rozczarowani, bo nikt nie deklarował gonienia top 3, ale to nadal fabryczny zespół w środku stawki, tylko w środku stawki. Są jak ich motorhome - niby fajny, ale jak się tam wejdzie, to szału nie ma, a inni mają lepsze. Może za ostro? Okej, jednak coś tam się poprawiło, skoro zakładałem, że będzie gorzej. Ciekawiej wygląda sytuacja ich kierowców - Estebanowi troszeczkę brakuje do Daniela, ale okej, miał przerwę. Oczekiwałbym jednak, że jeśli jest talentem z najwyższej półki, to w okolicach jesieni powinien być znacznie bliżej. To jeden z fajniejszych pojedynków, który da kilka odpowiedzi w najbliższych miesiącach.

Budnik: W sumie to jestem miło zaskoczony. Renault jest bliżej McLarena i Racing Point niż mogło się to nam wydawać. Daniel Ricciardo był bardzo blisko podium, a sam mówi, że zabrakło kilku okrążeń. Ekipa z Enstone poczyniła postęp w stosunku do zeszłego sezonu i nie mam co do tego wątpliwości. Walka o TOP5 w klasyfikacji konkstruktorów może stać się realna. Co prawda nie można też popaść w huraoptymizm, ale wygląda na to, że wszystko idzie w dobrą stronę po fatalnym poprzednim sezonie.

Pokrzywiński: To chyba najtrudniejsze pytanie, o najtrudniejszy do oceny zespół. Dotychczasowe rundy pokazały nam, że Renault jest w grupie z Racing Point, McLarenem, drugim Red Bullem i Ferrari. Tutaj różnice są bardzo niewielkie i sporo może zależeć od konkretnego toru, konfiguracji, adaptacji kierowców czy nawet warunków pogodowych. Samo Silverstone pokazało, że Esteban już się budzi, powoli, ale proces się rozpoczął. Daniel radził sobie świetnie, ale sam bolid wydaje się nie pozwalać błyszczeć. Najszybsze Renault jest tak samo szybkie jak przeciętnie jadące Racing Point czy McLaren, tylko tam momentami można zabłysnąć, pokazać coś ekstra. Do tej pory dowiedzieliśmy się więc, że jedynym co jest "ekstra" w Renault, jest podpisany już kontrakt z Alonso.