Chociaż o konieczności zrezygnowania z Claire mówiło się wielokrotnie i od dawna, to odejście Williamsów z Williamsa brzmi dziwnie i dość smutno. Sprawdziliśmy więc, czy sportowo to także smutna wiadomość. Oprócz tego dorzuciliśmy jeszcze jeden, niezwiązany z Grove temat, aktualny po GP Włoch.

1. Jak zapamiętamy Claire Williams?

Jazienicki: Nie licząc jednego pozytywnego wspomnienia, związanego z pierwszym zobaczeniem F1 od środka, niestety zapamiętam ją nieprzyjemnie. Do jej słów podchodziłem z wielką nawet nie ostrożnością, a podejrzliwością. To mistrzyni wciskania pięknych kitów, nawet wiarygodnych w pierwszej chwili, ale pozbawionych sensu, szczególnie sensu dla zespołu. Zapamiętam genialną gadkę i waleczność. Szkoda, że ta ubrana w piękne słowa walka - niezrozumiała dla mnie - o niezależność i uniknięcie czegoś, co musiało się stać, skończyła się przegraną w cholernie brzydkim stylu. Będę więc kojarzył ją jako uśmiechniętą twarz upadku legendy, upadku trochę na własne życzenie. 

Budnik: Prawdopodobnie większość ludzi przypisze jej upadek Williamsa. To nie jest tylko jej wina, chociaż swoją cegiełkę dołożyła. Nie była najlepszym szefem, z zarządzania to raczej wykładów by nie prowadziła. Natomiast jednego odmówić jej nie można - serca. Miłość do rodzinnego biznesu nie pozwalała jej sprzedać ekipy, ani obrócić jej w zespół B. Mimo tego, że ta taktyka mało nie doprowadziła do upadku Williamsa, to pokazywało jedno - to musiała być córka Franka. I tak chyba chcę ją zapamiętać.

Pokrzywiński: To zależy tylko i wyłącznie od nas. Możemy zapamiętać Claire jako osobę, która była z Williamsem w prawdopodobnie najgorszych czasach dla tego zespołu i zdaniem kibiców przyczyniła się do upadku jednej z największych legend w F1. Możemy ją też zapamiętać jako tę osobę, która do końca broniła niezależności swojego rodzinnego teamu. Jako kogoś, kto nie chciał kupować gotowych komponentów od innych zespołów i stać się ekipą satelicką. Claire zapłaciła za to bardzo wysoką cenę. Nie wiem czy należy się jej podziw, ale na pewno szacunek. 

2. Czy zmiana była konieczna i co oznacza?

Pokrzywiński: Claire Williams jest jedną z osób współodpowiedzialnych za obecne położenie zespołu. Nowi właściciele, nowy zarząd i stary szef, który zbyt mocno trwał przy swoim, nawet jeśli to nie było słuszne? Ta zmiana była oczywista i wszystkim, łącznie z Claire, wyjdzie tylko na dobre. Zmiana oznacza, że Williams dostanie nowe otwarcie, coś na co ta ekipa zasługuje od lat. Ferrari robi tak co kilka lat, Renault i McLaren również. Williams potrzebuje kilku lat, ale na pewno wróci do walki. To idealny moment - nowe zasady finansowe, nowe bolidy, nowe rozdanie dla ekipy. Koniec pewnej epoki i początek nowej.

Jazienicki: Tak, bo szło to donikąd, choć nie musiało. Gdyby kilka lat temu zrezygnowano z tak mocnego podkreślania wartości Williamsa, które Claire zaznaczała tak bardzo jak pan Tumulec "L" w dowodzie, to nie byłaby konieczna. Wystarczyło przestać zapierać się rękami i nogami o niezależność. Każdy fan F1 ma wryte w głowie, że Williams to zespół rodzinny i niezależny. Gdyby jakiś Stroll czy inny miliarder trochę tam pozmieniał, a obok stałaby Claire, pokazując na swoje nazwisko (ale w roli raczej honorowej), nikt nie miałby pretensji. Zmiana oznacza rozpoczęcie nadrabiania strat i te inne pięknie brzmiące rzeczy, o ile Dorilton to odpowiedni ludzie.

Budnik: Oczywiście, że tak. Williams potrzebuje restrukturyzacji. Spojrzenia nowego człowieka, który dostrzeże lata błędów popełnianych na wyższych szczeblach i uporządkuje ekipę. Zupełnie nowe otwarcie powinno nieść za sobą zmianę na każdym szczeblu. Mam nadzieje, że Dorilton podejmie odpowiednie decyzje i postawi na dobrego konia, który będzie w stanie chwycić "za mordę" całe Grove i przywrócić świetność zespołowi.

3. Czy zmiana opon w trakcie czerwonej flagi powinna być dozwolona?

Budnik: Żadna zmiana ani naprawa nie powinna być dozwolona. Tylko w wypadku przebicia opony powinno być zezwolenie na jej wymianę. Z całym szacunkiem, ale to nie jest to samo, co trafienie w idealne okno pod SC albo VSC. To jest dostanie pitstopu absolutnie za darmo. Tak samo Mercedes naprawiający coś w aucie Hamiltona. Absolutny absurd, który nie powinien mieć miejsca. Czerwona flaga powinna równać się zasadom Parku Zamkniętego, a nie zmian ustawień, opon i Bóg wie czego jeszcze. Jestem totalnie na nie.

Pokrzywiński: Tak, bo skoro ekipa może spędzić przy samochodzie nawet kilkadziesiąt minut, a kierowca ma czas, żeby na hulajnodze pojechać do toalety, to dlaczego wprowadzać nielogiczną zasadę, która nie pozwala dotykać opon. To oznacza, że potencjalni szczęściarze zostaną pechowcami, a pechowcy szczęściarzami. Takich czynników w F1 jest jednak sporo i nie jestem zdania, że powinniśmy je wyeliminować. Mam wrażenie, że im mniej zabraniamy w kwestii "oponiarskiej", tym więcej rywalizacji może rozgrywać się w innych obszarach. Nie lubię tej Formuły, w której dbanie o opony to jedna z najważniejszych rzeczy. Realia są jednak właśnie takie, a skoro nie mogę ich zmienić, to chociaż pod tym względem, nie chciałbym żadnych obostrzeń.

Jazienicki: Mam bardzo mieszane uczucia. Nie podoba mi się to, ile zyskał na tym Stroll i na tej podstawie mam ochotę powiedzieć "nie", ale z drugiej strony, we Włoszech nie wywieszono czerwonej flagi od razu, tylko po wyjątkowo nietypowej neutralizacji z zamknięciem pit lane. To mocno zaburzyło patrzenie na tę zasadę. Jeśli w normalnych okolicznościach, przy nagłym zatrzymaniu, korzyść nie różniłaby się od tej za SC czy VSC, to nie zmieniałbym tej reguły, a traktował czerwoną flagę jako ekstremalną neutralizację. Każdy zjazd w wyścigu jest ryzykiem i trzeba się liczyć z tym, że jeśli nagle coś się stanie, można na nim stracić. I tak po tym jest start z pól, który wiele rzeczy wyrównuje.