Z Alexandrem Albonem jest trochę jak z filmami Patryka Vegi. Zupełnie niczego od nich nie oczekujemy, zdajemy sobie sprawę z ich poziomu, ale momentami potrafią pozytywnie zaskakiwać. Natomiast później, gdy dłużej się zastanowimy, to uświadamiamy sobie, że to, co nas zaskoczyło, nie było czymś genialnym czy nawet dobrym, po prostu nieco odbiegającym od niskiej normy.
Właśnie taki był wynik w kwalifikacjach Alexandra Albona.
Gdy się spojrzy w tabelę, to widzimy tam P4. Rezultat bardzo solidny i taki, który powinien dowozić kierowca Red Bulla.
Aczkolwiek gdy przyjrzymy się różnicy w Q3, to widzimy aż 0,6s straty do zespołowego kolegi. Czyli wynik bardzo odległy jak na standardy F1. Nie zmienia tego nawet wyjątkowo dobra pozycja.
Jednak kierowca jeżdżący pod flagą Tajlandii po kwalifikacjach przyznawał, że czuł się dobrze w bolidzie, a wyścig powinien przynieść przyzwoity rezultat.
- FP1 i FP3 były dość przyzwoite, więc czwarte miejsce nie jest czymś surrealistycznym. To było spokojnie w zasięgu przed kwalifikacjami. Fajnie, że się udało, czuję, że bolid w ten weekend jest dobry. Zwłaszcza dzisiaj, jakby w końcu coś kliknęło. Mam nadzieję, że możemy być cierniem w strategii Mercedesa i zobaczymy, co możemy zrobić.
W piątek Albon rozbił doszczętnie swój samochód i można było mieć obawy odnośnie tego, czy konstrukcja, którą dostanie w sobotę 24-latek, będzie tak dobra jak dzień wcześniej.
- W takim zespole jak Red Bull jakość jest zawsze wysoka i różnice zawsze będą niewielkie. Przynajmniej z mojej strony nie było różnicy. Więcej zależy od ustawień i czucia, a przede wszystkim pewności. Chcesz to szybko złapać. Ale jeśli chodzi o pewność siebie, to byłem zadowolony. To był głupi błąd w piątek, ale zdawałem sobie sprawę, że trzeba szybko o tym zapomnieć i skupić się na dzisiaj.