Alex Albon, który miał szansę na najlepszy wynik w karierze, ale ostatecznie skończył z niczym, uważa, że nie zawinił w walce z Lewisem Hamiltonem.
Taj na 11 okrążeń przed metą znalazł się w znakomitej sytuacji - miał założone świeże miękkie opony, a dwa Mercedesy przed nim jechały na używanych twardych i do tego musiały unikać tarek.
Red Bull z numerem 23 szybko zabrał się za gonienie rywali, atakując Lewisa Hamiltona w zakręcie nr 4. Brytyjczyk ustawił się po wewnętrznej, ale nie był w stanie obronić się przed młodszym zawodnikiem. Gdy wydawało się, że fantastyczny manewr Alexa zakończy się sukcesem, kierowcy zderzyli się.
Kolizja pozbawiła Albona szansy nawet na zwycięstwo. Ostatecznie został on sklasyfikowany na 13. pozycji, a po wyjściu z samochodu nie uważał, że to on popełnił błąd. Na antenie Sky przyznał nawet, że była to prostsza w ocenie sytuacja niż ta z GP Brazylii.
- Muszę być ostrożny teraz. Jest jak jest. Czułem, że mogliśmy nawet wygrać. Mercedes miał najlepsze tempo, ale zespół wybrał dobrą strategię. Widziałem, że oni jechali na twardej mieszance, więc mogłem wyprzedzać. Cóż, jest jak jest, ale to... nie wiem czy to boli bardziej, ale Brazylia była bardziej 50/50, a tutaj czułem, że już go minąłem. Kontakt był bardzo późno. Zawsze jest ryzyko, gdy wyprzedza się po zewnętrznej, ale zostawiłem tyle miejsca, ile tylko się dało. Byłem przy krawędzi. Gdy zostawisz miejsce, już tylko od niego zależy, czy chce się rozbić. Wrócę do tego, gdy ochłonę.
Sędziowie uznali, że winnym w tej sytuacji był Lewis Hamilton, który otrzymał karę 5 sekund i 2 punkty karne. Brytyjczyk na gorąco miał inne zdanie, ale zaakceptował dodatkowe 5 sekund.
- To nie był dobry weekend dla mnie. Wczoraj byłem winny, chociaż dzisiaj było dziwnie, ale jest jak jest. To mnie nie zdestabilizowało, ale nawet zmotywowało, by jechać jak najlepiej. Czułem, że tak było i goniłem Valtteriego. Szkoda Alexa i nie wierzę, że znowu mieliśmy kontakt. Wydaje mi się, że to był incydent wyścigowy, ale przyjmuję karę i idziemy dalej.