Fernando Alonso po zakończeniu sprintu F1 kolejny raz postanowił wbić szpilkę w stronę sędziów. Tym razem był już bezpośredni i wytknął im jednostronność. Dostało się też samej koncepcji krótkich wyścigów.
Start sobotniej rywalizacji na dystansie 100 kilometrów nie należał do najspokojniejszych, gdyż już po pierwszych metrach konieczna była interwencja samochodu bezpieczeństwa. Taki rozwój sytuacji był następstwem zajścia z pierwszego zakrętu, gdzie Fernando Alonso, chcąc uniknąć kontaktu z nurkującym Lewisem Hamiltonem, odbił kierownicą w drugą stronę, co następnie poskutkowało wyeliminowaniem z dalszej rywalizacji Lance’a Strolla i Lando Norrisa.
Finalnie arbitrzy postanowili zakwalifikować to zdarzenie jako typowy incydent wyścigowy, co w praktyce przełożyło się na brak jakichkolwiek kar sportowych. W uzasadnieniu podano, że były to kolizje po starcie, a ponadto nie zdołano wskazać zawodnika, który byłby przynajmniej przeważająco winny.
Podczas spotkania z mediami dwukrotny mistrz świata w swoim stylu skomentował ten wątek i ponownie wytknął sędziom brak konsekwencji w swoich działaniach. W trakcie rozmowy 42-latek zasugerował także, że po ostatnich kontrowersyjnych werdyktach miał w głowie jedynie brak zbędnego ryzyka.
Zapytany, jeszcze przed wydaniem dokumentacji, czy spodziewa się jakichkolwiek konsekwencji dla kierowcy Mercedesa, odparł: - Zobaczymy, co zdecydują sędziowie. Prawdopodobnie nie podejmą żadnych działań, bo [Lewis] nie jest Hiszpanem - przyznał reprezentant Astona Martina w rozmowie z DAZN, choć potem powtórzył to jeszcze dla kilku innych stacji.
- Uważam, że [Hamilton] swoim zagraniem zrujnował wyścig kilku kierowcom, zwłaszcza Norrisowi, który dysponuje tu bardzo szybkim samochodem i pechowo został uwikłany w ten incydent.
- Być może dziś nie zostałem oficjalnie ukarany, ale w rzeczywistości czuje się, jakbym jednak był. Finalnie znalazłem się za Oconem. Pewnie mógłbym zaryzykować i wyprzedzić go, ale logicznie rzecz biorąc, wolałem nie podejmować ryzyka, aby uniknąć kary. Starałem się więc po prostu ukończyć sprint, który trwa 19 okrążeń, aby następnie wrócić do zespołu i porozmawiać o wdrożeniu pewnych zmian.
Mocne słowa padły też dla Canal+: - Sprint dla 99% stawki nie ma znaczenia. Nie ma tu wielu punktów, a można tylko uszkodzić auto albo dostać karę, jak to działo się w ostatnich wyścigach. Potwierdziliśmy dziś, że nie ma tu za wiele akcji, tylko uszkodzenia bolidów, więc liczę, że następnym razem nawet nie wystartujemy w sprincie i choć trochę oszczędzimy samochód.
Zawodnik z Oviedo na sam koniec przekazał, że po incydencie ze startu jego dalszy udział w wyścigu przekształcił się w sesję testową, podczas której zbierał dane na temat degradacji opon.
- Po fatalnym początku nie interesowaliśmy się już rywalizacją w sprincie. Wraz z ekipą skupiliśmy się tylko i wyłącznie na sprawdzaniu degradacji oraz innych rzeczy przed jutrem. Finalnie udało nam się zgromadzić sporo informacji. Dla nas była to więc dodatkowa sesja treningowa.
- Teraz przed nami najważniejsza część weekendu, czyli kwalifikacje i jutrzejszy wyścig, który odbędzie się na dystansie 57 okrążeń. Możemy wyciągnąć wnioski, wykorzystać otwarcie parku zamkniętego i zobaczyć, czy damy radę coś poprawić.