Fernando Alonso jest rozgoryczony spekulacjami, których wokół jego osoby było ostatnio sporo.
Po zawodach w Meksyku światek Formuły 1 znalazł się w dziwnym położeniu. Popularny dziennikarz, Albert Fabrega, zdecydował się na wpis w stylu „wiem, ale nie powiem”, sugerując, że zna jakąś poważną plotkę i ma nadzieję, iż nie zamieni się ona w prawdę.
Hiszpan nie zdradził niczego szczególnego nawet następnego dnia, co nie zatrzymało fali domysłów. Internauci, myśląc najprawdopodobniej życzeniowo, zaczęli nagle wyciągać Alonso z Astona Martina i wpychać go na siłę do Red Bulla. Temat był podsycany nawet przez niekoniecznie powiązane z padokiem F1 osoby i zwyczajnie zaczął żyć własnym życiem.
Z opinii wielu szanowanych ludzi, także tych z mediów, które skomentowały ten wątek, wynika, że było to bezpodstawne, a słynna plotka Fabregi dotyczy po prostu czegoś innego. Sam Albert zdążył już nawet wypowiedzieć się w tym temacie i potwierdzić, że nie jest to nic związanego z wymianą między składami.
Po kilku dniach przyszła kolej na opinię samego Fernando, który znany jest z tego, że nie gryzie się w język, gdy nie ma na to ochoty. Zawodnik nie zostawił suchej nitki na tych, którzy postanowili pograć w muzykalne krzesła z użyciem jego nazwiska.
- Nie mam nic do powiedzenia - odniósł się do tych wydarzeń sam zainteresowany, czyli Alonso. - To po prostu plotki, normalne padokowe plotki, podchodzące od ludzi, którzy chcą się zabawić i zyskać trochę obserwujących czy coś. Nie bawię się w to.
- Natomiast nie podoba mi się ta sprawa. Wszyscy tutaj zgromadzeni są profesjonalnymi dziennikarzami, którzy są w Formule 1 od lat i zapracowali na swój szacunek. Tak powinno być. A wszystkie te doniesienia pochodzą od osób, których nie ma na tej sali. Ich celem jest tylko zabawa, ale dla mnie to nie jest fajne, gdy bawią się czymkolwiek.
- Oczywiście chodzi im o to [destabilizację Astona]. Ja jednak upewnię się, że wyciągnięte zostaną konsekwencje.