Fernando Alonso uważa, że sędziowie wykazali się w niedzielę brakiem konsekwencji w odniesieniu do manewrów wyprzedzenia wykonywanych poza torem.
Na dystansie wczorajszego wyścigu Hiszpan trzykrotnie był uwikłany w bezpośrednie pojedynki z kierowcami Alfy Romeo, które za każdym razem kończyły się wyjazdami poza obręb lokalnej pętli.
Najwięcej kontrowersji w tym przypadku wywołała walka z Kimim Raikkonenem, który zyskał pozycję w zakręcie numer 1, pomimo że został wypchnięty poza tor przez dwukrotnego mistrza świata.
LAP 16/56
— Formula 1 (@F1) October 24, 2021
Alonso and Raikkonen have their elbows out!
Neither of the former world champions want to give an inch ????#USGP ???????? #F1 pic.twitter.com/f22lXPodkA
W dalszej fazie rywalizacji doszło natomiast do dwukrotnej potyczki z Antonio Giovinazzim, która w obu przypadkach zakończyła się jednak wzajemnym oddaniem zyskanej lokaty.
Reprezentant Alpine, omawiając ten wątek, nie omieszkał wbić lekkiej szpileczki w stronę arbitrów, którzy w jego opinii nie wykazali się odpowiednią spójnością przy analizie tych sytuacji.
- To były normalne pojedynki, aczkolwiek wygląda na to, że zasady są nieco losowe. Oczywiście jest to decyzja sędziów, więc musimy ją zaakceptować - wyznał Alonso.
- Na pierwszym okrążeniu mogliśmy zaobserwować podobny incydent z udziałem Lando Norrisa, który od wewnętrznej wyprzedził Sainza, a ten wyjechał poza tor i odzyskał straconą pozycję, którą jednak finalnie musiał oddać.
Did someone order a @McLaren sandwich? ????
— Formula 1 (@F1) October 24, 2021
What a chaotic first lap for this bunch! ????#USGP ???????? #F1 pic.twitter.com/1kiJWTDBeD
- W ostatniej części wyścigu, gdy po raz drugi wyprzedziłem Giovinazziego, hamowałem po wewnętrznej stronie zakrętu numer dwanaście, przez co zmusiłem go do szerokiego wyjazdu w tym fragmencie. Poprzez wyjazd poza tor odzyskał on jednak swoją pozycję, aczkolwiek tym razem został zobligowany do zwrócenia mi tego miejsca.
- Zawsze, gdy starasz się opóźnić hamowanie od wewnętrznej, to z automatu zmuszasz swojego rywala do wyjechania poza granice toru, ponieważ twoim celem jest wykonanie skutecznego manewru wyprzedzania. Twój oponent, który w takiej sytuacji znajduje się po zewnętrznej, musi podjąć odpowiednią decyzję o wycofaniu się lub trzymaniu gazu do samego końca i jeździe poza torem.
- Tak właśnie zrobił Sainz, Giovinazzi i ja. Musieliśmy oddać nasze lokaty, bowiem jechaliśmy pełnym gazem poza wyznaczoną linią. Kimi z kolei tego nie zrobił, dlatego też uważam, że było to niekonsekwentne zachowanie ze strony sędziów.
- Straciłem na tej akcji około dziesięciu sekund i możliwość walki o punkt. Oczywiście nie jestem przesadnie wściekły z tego powodu, gdyż walka toczyła się o zaledwie jedno oczko. Poza tym w moim bolidzie doszło do uszkodzenia tylnego skrzydła, więc w ogólnym rozrachunku i tak by to nic nie dało - tłumaczył Pudzian Fernando.
- Gdy uporałem się z Antonio, byłem świadomy, że zahamowałem zbyt późno i gdy zespół przekazał mi, abym oddał pozycję mojemu rywalowi, to uznałem to za słuszną i logiczną decyzję.
- Gdyby w tym miejscu znajdowała się ściana, to oczywiście nigdy nie zdecydowałbym się na taki manewr. W tamtym momencie wykorzystałem po prostu przewagę prędkości, którą miałem po wyjeździe poza tor, ale ostatecznie zwolniłem i ustąpiłem miejsca mojemu konkurentowi.
- Niestety, ale w tamtym momencie byłem już trzy sekundy przed nim, więc z automatu straciłem wtedy mnóstwo czasu. Rozumiem jednak w pełni tę decyzję. Później to Giovinazzi musiał oddać mi zyskaną lokatę, więc wszystko wróciło do pierwotnego stanu.
- Jednakże sytuacja z Kimim była według mnie bardzo dziwna. Nie chciałem w tym przypadku niczego udowadniać i próbowałem jedynie odzyskać stracone miejsca. Moim celem było P10 i starałem się zdobyć ten jeden punkt. Oczywiście jednak respektujemy wszystkie decyzje ze strony FIA.
Dyrektor wyścigowy z ramienia Międzynarodowej Federacji Samochodowej podkreślił natomiast, że w pełni rozumie frustrację ze strony Alonso, jednocześnie dodając, iż cała ta sprawa zostanie omówiona ze wszystkimi kierowcami podczas następnego weekendu wyścigowego.
- Rozumiem jego rozgoryczenie. Zajście między nim a Kimim w T1 miało jednak charakter marginalny. Oczywiście było to wyprzedzanie i jednocześnie próba wypchnięcia poza tor jako kolejny element tego manewru - przyznał Michael Masi.
- Będziemy jednak dyskutować na ten temat podczas następnego spotkania z kierowcami, ponieważ uważam, że ta sytuacja miała dwie oddzielne historie, tak należy to nazwać.
- Sędziowie przyglądali się dwóm różnym elementom tego zdarzenia i na ich podstawie ustalono, że nie należy podejmować żadnych dalszych czynności względem tej sytuacji. Jednakże jest to bez wątpienia wątek, który musimy omówić wraz z zawodnikami.
Australijczyk zaznaczył, że w jego opinii nie zawsze możliwe jest podjęcie szybkiej decyzji, której domagał się Alonso, bo nie wszystko zależy od dyrektora.
- Ważną częścią procesu jest pełne przyjrzenie się sytuacji, biorąc pod uwagę wszystko wokół zdarzenia. Moje komunikaty, które otrzymują zespoły, to natomiast tylko rekomendacje. Ekipy mogą uznać, że nie chcą się do nich zastosować.
- Nie mam takiej mocy, by kazać im coś zrobić, jeśli zdecydują po swojemu. To jest coś w rodzaju "sugeruję wam taki ruch". Jeśli nie chcą go wykonać, przekazuję sprawę do sędziów i to oni oceniają sytuację.
- Nie słyszałem komunikacji Fernando, ale oczywiście on był poza torem, a zespół posłuchał się sugestii o oddaniu pozycji. Następnie wydarzyło się to samo i instrukcję otrzymała Alfa Romeo - zaprzeczył Masi, pytany o to, czy Fernando kolejny raz próbował udowodnić coś FIA.
- To zabawne, jak doszło do tych incydentów, ale przyglądam się każdemu z osobna niezależnie od tego, kto jest w nie zamieszany.