Oscar Piastri wygrał GP Belgii 2025, co jest jego szóstym triumfem w tym sezonie F1. Australijczyk umocnił się na prowadzeniu w mistrzostwach świata, a pomogło mu w tym wczesne rozprawienie się z Lando Norrisem. Na najniższym stopniu podium stanął Charles Leclerc.
Oceny kierowców są już OTWARTE.
Jak na deszczowy wyścig niestety nie dostaliśmy wielkiego widowiska, choć samo użycie słowa „widowisko” w tym opisie jest już mocnym nadużyciem. Początkowo opady były duże i ze względu na marną widoczność zarządzono długie oczekiwanie po okrążeniu rozgrzewkowym. Kierowcy ponownie wyjechali na tor po 80 minutach, gdy pojawiło się już trochę słońca, a najgroźniejsze chmury przeszły. Zmagania nie odbywały się więc w zmiennych warunkach, na które zwykle czekają fani, lecz po prostu przejściowych. To znacznie zmniejszyło nieprzewidywalność, której zabrakło.
Wszystko rozstrzygnęło się na samym początku. Norris miał pewne wątpliwości co do startu z pól, a wkrótce podzieliła je kontrola wyścigu, zarządzając lotne rozpoczęcie batalii. To jednak nie uchroniło Lando przed atakiem Piastriego, który lepiej wyszedł z La Source, utrzymał się blisko w Eau Rouge i na prostej Kemmel miał w zasadzie pustą bramkę, do której tylko dołożył nogę.
Zwycięstwo nie było natomiast pewne, gdyż Piastri dostał pośrednie opony, a Norris - twarde, które tutaj były aż o dwa stopnie twardsze. To mogło zapewnić pewne emocje i kazało obserwować tempo, aczkolwiek nie przełożyło się na żadną walkę. Być może odpowiedzialny był za to sam Lando, który stracił kilka sekund po drobnych błędach. W końcówce Brytyjczyk próbował gonić, ale brakowało mu właśnie tego, co oddał za darmo.
Podium uzupełnił Charles Leclerc, który musiał oglądać się za siebie, aby nie przepuścić Maxa Verstappena. Red Bull z dużym dociskiem, inaczej niż w sobotni poranek, na prostych był natomiast wolniejszy, przez co Monakijczyk miał narzędzie do obrony i zdołał utrzymać się z przodu.
W walce o top 6 pozycjami na wczesnym etapie zamienili się Russell i Albon, którzy tak dojechali już do mety. Mercedes nie błyszczał tempem, ale miał go na tyle, aby szybko przeskoczyć Williamsa, dla którego to kolejne duże punkty w tym sezonie.
Siódmy Hamilton zasłużył na miano najjaśniejszego punktu wyścigu. Brytyjczyk po zmianie ustawień i starcie z pit lane miał czym powalczyć, szczególnie ma mokro, a dołożył do tego rozpoczęcie fali zjazdów. Ferrari o dziwo trafiło z momentem pit stopu, co dało Lewisowi kolejnego kopa i wywindowało do w górę.
Wczesne udanie się po slicki było najlepszą opcją na przebicie się do przodu, jeżeli ktoś nie zrobił tego na starcie. Nieźle skorzystał na tym również 10. Gasly, a najwięcej stracił Tsunoda, który zaczekał ciut dłużej. Lawson i Bortoleto, na miejscach 8-9, zjechali w bezpiecznym momencie i utrzymali się w top 10.
Kilku zawodników, w tym Bearman, Hulkenberg czy Tsunoda, stoczyło jeszcze walkę na torze o małe punkty, lecz były to bardzo łagodne blaski tego niezbyt interesującego wyścigu. O całej reszcie stawki trudno w ogóle wspomnieć, bo jechała na ziemi niczyjej, może z wyjątkiem Hadjara, który szybko udał się na drugi pit stop i pogrzebał swój wyścig.
W przypadku Francuza podejrzewano nawet usterkę, a jej wystąpienie potwierdził już jego zespół, bez podawania szczegółów. Hadjar był jedynym zdublowanym kierowcą, ale zobaczył metę, podobnie jak wszyscy rywale.
Ładowanie danych