Mattia Binotto odniósł się do zarzutów o kolejne złe decyzje strategiczne, jak i wytłumaczył, dlaczego runda na Paul Ricard napełniła go optymizmem.

Ferrari wyjeżdża z Francji jedynie z 11 punktami za 5. miejsce i najszybsze okrążenie Carlosa Sainza, który startował z końca stawki. Chociaż zespół był w grze o zwycięstwo, Charles Leclerc nie dojechał nawet do mety, ponieważ rozbił się w pierwszej fazie rywalizacji.

Włoska ekipa została tylko z jednym zawodnikiem na resztę wyścigu, jednak znów nie uniknęła kilku sytuacji, które od lat kojarzone są tylko z nią. Kombinacja niebezpiecznego wypuszczenia ze stanowiska, pomylenia rodzaju kary przez inżyniera wyścigowego, jak i wezwanie Hiszpana do alei w trakcie zaciętego pojedynku z Sergio Perezem sprawiła, że szef Ferrari musiał tłumaczyć się z wewnętrznego chaosu.

- Myślę, że przede wszystkim nasz wybór był prawidłowy i dobry - stwierdził Binotto, pytany o pit stop Carlosa w końcówce. - Odczuwając wysokie temperatury w kokpicie i nie mając wszystkich informacji, Carlosowi trudno jest to ocenić. Nie mam jednak wątpliwości, że zachowaliśmy się odpowiednio. Najpierw chcieliśmy możliwie jak najbardziej wydłużyć jego stint i zachować jak najwięcej życia w oponach. Nie chcieliśmy też przestrzelić żadnej decyzji.

Binotto znów nie ma nic do zarzucenia swojemu zespołowi

- Gdy zorientowaliśmy się, że ogumienie nie przetrwa wystarczająco długo, by dojechać do końca, zjechaliśmy. Pozostanie na torze byłoby ryzykowaniem w kwestii bezpieczeństwa i niezawodności. Musieliśmy się zatrzymać, ale też nie sądziliśmy, że Carlos miał na tyle tempa, by pokryć karę 5 sekund. Dlatego zjazd był dobrą decyzją, bo to zapewniło nam najszybsze okrążenie i ważny punkt. To, co zrobiliśmy, opierając się o dane, było prawidłowe i w odpowiednim momencie.

Mattia wypowiedział się też na temat wielu pozytywów, jakie zauważył w trakcie pobytu we Francji. Sprawiły one, że Włoch zaczął celować w coś więcej niż zwycięstwo pod Budapesztem już za kilka dni.

- To był dobry weekend, jeśli chodzi o tempo. Samochód okazał się bardzo konkurencyjny, co pokazał Carlos. Charles miał pole position i prowadził, a my mieliśmy przewagę nad Red Bullem w aspekcie degradacji opon. Max musiał zatrzymać się po 15 okrążeniach, a my mogliśmy wydłużyć przejazd, co zaczęliśmy robić. Charles zyskiwał 0.2-0.3 sekundy nad nim na okrążeniu.

- Wyjeżdżamy z Le Castellet z pełną pewnością co do naszego pakietu, jak i możliwości naszych kierowców. Przed nami Węgry, które będą ważne, by się odbić. Będzie gorąco i znów liczyć będą się opony, więc będzie podobnie jak tutaj. Możemy więc uśmiechać się i mieć pozytywne nastawienie, bo naszym celem nie powinno być tylko zwycięstwo, ale zajęcie miejsc 1-2.

Binotto znów nie ma nic do zarzucenia swojemu zespołowi

Binotto został również zmierzony przez media z bardzo dużą przewagą Red Bulla, która sprawia, że samo dojeżdżanie do mety przed rywalami może nie wystarczyć, przez co Ferrari musi już liczyć na potknięcia Byków.

- Przede wszystkim to nie wiem, bo nie liczę punktów. Gdybyś zapytał mnie przed wyścigiem, jakie są straty do Maxa i Red Bulla, nie odpowiedziałbym, bo nie patrzę na to. Skupiam się na tym, by w każdym wyścigu osiągać możliwie jak najlepszy wynik. Tutaj się nie udało, ale myślimy już o 1-2 na Węgrzech. Liczy się każdy wyścig, a po sezonie zrobimy podsumowanie i zobaczymy, gdzie będziemy.

- Dziś ważne jest to, że mamy dobry pakiet i nie ma powodów, dla których nie bylibyśmy w stanie wygrać kolejnych 10 wyścigów. Lubię być pozytywnie i optymistycznie nastawiony. Nie liczę na niepowodzenia Red Bulla czy Maxa, tylko na to, że sami będziemy wykonywać jak najlepszą robotę.