Zak Brown w swoim najnowszym felietonie ostro ocenił ostatnie poczynania władz F1, a także odniósł się do kwestii zwiększania limitu budżetowego i funkcjonowania satelickich ekip.
Zeszłoroczna kampania mistrzostw świata zostanie przez kibiców zapamięta bez wątpienia z zaciętej walki o tytuł, ale również z powodu wielu kontrowersyjnych kwestii, które odbiły się dość szerokim echem w padoku najwyższej kategorii wyścigowej na świecie.
Do wszystkich tych spraw postanowił odnieść się dyrektor generalny McLarena, który podzielił się swoimi mocnymi spostrzeżeniami na temat kilku istotnych problemów.
- Po wprowadzeniu limitu kosztów na poziomie 140, a następnie 135 milionów dolarów, nowe przepisy finansowe zapewniają nam i całemu sportowi bardziej sprawiedliwe ramy konkurowania poprzez zmniejszenie przewagi największych zespołów na płaszczyźnie wydatków i zasobów - czytamy w tekście charyzmatycznego Amerykanina.
- Musimy jednak nadal dążyć do zrównoważenia ekonomicznego w całym sporcie. Niektóre zespoły wciąż szukają wymówek, aby podnieść górny próg finansowy, co ma im pomóc w wygraniu mistrzostw świata przy pomocy książeczek czekowych. Nieustannym przykładem jest lobbing niektórych ekip, które z uwagi na sprinty i potencjalne uszkodzenia domagają się zwiększenia limitu.
- Inicjatywa sobotnich wyścigów sprinterskich w Formule 1 przyciągnęła sporo nowych widzów, którzy poszerzyli grono odbiorców na całym świecie. Mimo to zespoły nadal domagają się podniesienia ustalonej granicy o nadmierną kwotę, chociaż nowy format nie wygenerował zbyt wielu szkód. Należy więc traktować to jako próbę ochrony przed utratą konkurencyjności.
- Obecna struktura zarządzania tym sportem umożliwia niektórym drużynom chronienie swojej przewagi na płaszczyźnie konkurencyjności poprzez skuteczne branie dobra sportu za zakładnika przed wprowadzaniem zmian korzystnych dla kibiców i samej serii. Takie zespoły wydają się być niezdolne do zaakceptowania faktu, że limit budżetowy został wprowadzony w interesie całego sportu i nie potrafią zerwać ze swoim nawykiem wydawania góry pieniędzy, aby być na szczycie.
- Ponadto zagrożenie ze strony drużyn A i B nie zniknęło. Ważne jest, żeby wzmocnić zarządzanie sportem, aby temu zapobiec. Regulacje w obecnej formie są mocno ukierunkowane na partnerskie składy, co jest niezgodne z zasadami F1, bowiem grupa prawdziwych konstruktorów powinna rywalizować ze sobą na równych warunkach. To zdecydowanie umniejsza definicji zespołu F1.
- Ten sport musi składać się z 10 prawdziwych konstruktorów, którzy z wyjątkiem wspólnych silników i skrzyń biegów muszą we własnym zakresie tworzyć istotne elementy dla wydajności swojego bolidu. Obecnie wśród zespołów istnieje zbyt wiele modeli biznesowych. W związku z tym wszelkie próby zastosowania takiego samego pakietu skomplikowanych przepisów w odniesieniu do każdego z nich oraz ich skutecznego nadzorowania są niepotrzebnie skomplikowane, a rezultat tych działań byłby mocno wątpliwy.
- Stworzenie środowiska z ograniczonymi wydatkami powinno pozwolić zespołom stać się samymi w sobie bardziej rozpoznawalnymi przy zachowaniu realistycznego budżetu, bez obaw o różnice w osiągach wynikające z tego, ile pieniędzy dana ekipa mogłaby wydać.
- Krótko mówiąc, obecna sytuacja pozwala zespołom B być nadmiernie konkurencyjnymi w porównaniu z konstruktorami. Zespoły A z kolei również czerpią z tego tytułu pewne korzyści. Bez wprowadzenia jakichkolwiek zmian obecny stan rzeczy będzie oznaczał, że każdy team z mistrzowskimi aspiracjami będzie musiał posiadać swój satelicki skład, a to nie jest już F1.
- Na dodatek, presja podczas głosowań, wywierana przez drużyny A na drużyny B, nie jest zgodna z promowaniem sprawiedliwego sportu opartego na indywidualnych zasługach danego zespołu. Tak jak mówiłem wcześniej, a te ekipy się do tego nie przyznają, zdarzają się sytuacje, w których niektóre mniejsze zespoły muszą głosować przeciwko własnym interesom, aby spełnić wolę swoich partnerów.
- Wybór Mohammeda Ben Sulayema w grudniu ubiegłego roku na nowego prezydenta FIA daje szansę na wspólną reformę sposobu funkcjonowania Formuły 1. To oczywiste, że należy się skoncentrować na wydarzeniach z Abu Zabi, co zresztą jest tematem śledztwa ze strony FIA, ale moim zdaniem to był bardziej symptom niż przyczyna. Pojawiły się problemy systemowe, jeśli chodzi o równość oraz jasność, kto tak naprawdę tworzy przepisy, tj. FIA, czy zespoły. Objawiały się one w ciągu kilku ostatnich lat, czasem w bardzo oczywisty sposób.
- Trudności organizacyjne może było dostrzec podczas Grand Prix Australii 2020 i zeszłorocznego Grand Prix Belgii. Oba te przypadki charakteryzowały się brakiem przygotowania do pewnych wydarzeń i wymyślaniem na szybko pewnych rozwiązań.
- Większa jasność co do roli FIA i F1 oraz potrzeba zwiększonego przywództwa w tym sporcie będą niewątpliwie na porządku dziennym dla Mohammeda Ben Sulayema i Stefano Domenicaliego, a także dla wszystkich ich podwładnych.
- Poprzednie administracje stosowały głównie autokratyczny styl zarządzania, więc aby skierować sport we właściwym kierunku, konieczne było przyjęcie bardziej konsultacyjnego podejścia z zespołami i zainteresowanymi stronami. Jednak teraz, gdy sport został zresetowany, istnieje potrzeba powrotu do silniejszego, bardziej dyrektywnego zarządzania na szczycie tej dyscypliny.
- To oczywiste, że pewne przepisy i ich stosowanie w obecnym stanie są nie do zaakceptowania. Nikt nie jest zadowolony z braku konsekwencji w egzekwowaniu zasad, ale ten stan rzeczy był regularnie wykorzystywany przez zespoły na ich sportową korzyść.
- Jak już mówiłem wcześniej, zespoły mają zbyt dużą władzę i należy ją w znacznym stopniu ograniczyć. Odgrywamy znaczącą rolę w tworzeniu przepisów i zarządzaniu Formułą 1, a nasz wpływ nie zawsze jest podyktowany tym, co jest najlepsze dla sportu.
- Oczywiście należy konsultować się z zespołami i brać pod uwagę ich przemyślane perspektywy, zwłaszcza w długoterminowych kwestiach strategicznych. Czasami jednak trudno było nie odnieść wrażenia, że sportem rządzą wybrane drużyny. Nie możemy zapominać o tym, że to my, czyli zespoły, przyczyniliśmy się w największym stopniu do niespójności w przestrzeganiu przepisów.
- To właśnie ekipy wywierały presję, aby za wszelką cenę unikać kończenia wyścigów za samochodem bezpieczeństwa. To zespoły głosowały za wieloma przepisami, na które teraz narzekają. To zespoły wykorzystywały połączenia radiowe do dyrektora wyścigu, aby mieć wpływ na kary i wyniki wyścigów.
- To wszystko doszło do tego stopnia, że nadmiernie podekscytowany dyrektor ekipy grał pod publiczkę i zaczynał wywierać presję na głównego przedstawiciela Federacji. To nie było w żadnym stopniu budujące dla F1. Tym samym na wielu zgromadzeniach czułem się jak na przedstawieniu pantomimy, a nie jak na szczycie Światowej Rady Sportów Motorowych.
- Jestem jednak przekonany, że w najbliższym czasie będziemy świadkami zwiększonego przywództwa ze strony FIA i F1, i że wspólnie, jako opiekunowie sportu, skupimy się na jego rozwoju i nie będziemy uchylać się od odpowiedzialności, gdy przyjdzie czas na podejmowanie trudnych decyzji.