Carlos Sainz był jednym z największych wygranych sezonu 2019. Hiszpan po kilku latach w F1 w końcu uwolnił pełnię swego potencjału i zaczął wyciskać ze swojej maszyny tyle, ile fabryka dała, a świetny sezon zwieńczył kapitalnym GP Brazylii, w którym stanął na podium. Wówczas wydawało się, że wraz z Lando Norrisem będą stanowić o sile McLarena na lata, a sama stajnia z Woking szybko zacznie podgryzać pierwszą trójkę. 

Niestety Carlos w 2020, częściowo na własne życzenie, został wybudzony z pięknego snu, a rzeczywistość, którą zastał, nie jest już tak kolorowa. Jego sytuacja w klasyfikacji generalnej wygląda bardzo słabo, a kolejne lata nie napawają optymizmem.

Dwuletni kontrakt z Ferrari, który miał dawać Sainzowi szanse na zwycięstwa, patrząc na obecną sytuację Scuderii, może dawać szanse co najwyżej na pojawianie się w kolejnych memach, tworzonych przez fanów F1, związanych z włoskim zespołem. 

Zupełnie niemiarodajny sezon 2020

Obecna kampania dla hiszpańskiego jedynaka w królowej motorsportu to pasmo frustracji i porażek. „Chilli” jest daleko za swoim zespołowym kolegą w klasyfikacji generalnej i jeśli dalej będzie to tak wyglądało, to kto wie czy i Sainz na koniec sezonu nie będzie w drugiej dziesiątce. 

Już od samego początku tego szalonego roku Carlos musi się zmagać z problemami w swoim samochodzie. 26-latka zawodzi głównie silnik Renault, który tak jak osiągi mocno poprawił, tak jego wytrzymałość w samochodzie numer 55 pozostawia wiele do życzenia. Co weekend kierowca McLarena zmaga się z drobnymi problemami, niedoborem mocy czy nawet poważnymi usterkami, które tak jak w Belgii, uniemożliwiają start w wyścigu.

Sainz przejął zeszłoroczną łatkę pechowego kierowcy McLarena, która trochę ciążyła na Lando Norrisie. Hiszpan w 2020 w każdym wyścigu boryka się z problemami bolidu. Za nami już siedem rund sezonu 2020, a były kierowca Renault czy Toro Rosso tylko w dwóch nie zmagał się z błędami mechaników czy problemami w swoim samochodzie.

Najwięcej punktów uciekło mu w Wielkiej Brytanii, gdy na przedostatnim okrążeniu złapał kapcia, przez co wypadł z top 10 mimo tego, że jechał na bardzo wysokim P4. Problemy z baterią i błąd mechaników zabrały mu też większe punkty w Styrii. W Belgii bardzo dobrze zaprezentował się w kwalifikacjach, jednak już drugi rok z rzędu nie mógł ruszyć do wyścigu.

Można tylko gdybać, gdzie byłby Carlos, gdyby nie te wydarzenia, na które nie miał większego wpływu. Wyliczenia wskazują na podobny dorobek punktowy co Lando - oznacza to, że pechowo mógł stracić nawet około 20 oczek.

Przejście do Ferrari dużym krokiem w tył?

Patrząc na to co się dzieje w Scuderii, trudno nie pomyśleć o tym, że dla hiszpańskiego matadora przejście do legendarnego Ferrari będzie na dłuższą metę bolesne. Jeszcze kilka miesięcy temu mało kto się tego spodziewał, jednak życie bywa przewrotne, o czym się właśnie przekonuje Carlos.

Po wyścigu na Spa 26-latek wprost powiedział, że u Włochów jest po prostu źle i z dnia na dzień nie wrócą do walki o zwycięstwa z Mercedesem. 

- Oczywiście, że chcę, aby Ferrari się poprawiło. Będę pierwszym w fabryce, który będzie naciskał cały zespół, aby znaleźć więcej mocy tak szybko, jak tylko się tam zjawię. Ferari ma wiele zasobów, więc jestem pewien, że robią wszystko, aby poprawić swoje osiągi, które zatracili. To jest długa droga. Muszą wykonać bardzo, bardzo, bardzo duży krok naprzód, aby być tam gdzie byli, ale kto ma tego dokonać, jak nie Ferrari - wypowiadał się dla telewizji Sky po wyścigu Sainz.

Niestety, ale wiele wskazuje na to, że Hiszpan przychodzi do zespołu z Maranello w roli giermka Charlesa Leclerca. Monakijczyk to obecnie zdecydowana jedynka zespołu i ktoś, wokół kogo Mattia Binotto i jego ferajna planują budować przyszłość.

Trudno się dziwić, w końcu 23-latek to - obok Verstappena - najbardziej utalentowany kierowca na gridzie, przez wielu typowany jako przyszły wielokrotny mistrz świata. 

Z jednej strony zespołowy kolega Lando Norrisa zapowiada, że wcale nie przychodzi do legendarnego zespołu jako dwójka i będzie robił co w jego mocy, aby zdetronizować Leclerca. Z drugiej zaś, trudno jednak wierzyć, że to co mówi Carlos znajdzie pokrycie w rzeczywistości. Zapewne Ferrari nie będzie się wahać, gdy będzie musiało podejmować decyzje na korzyść Monakijczyka, nawet kosztem Sainza. 

Jeśli Scuderia nie zaliczy znacznego skoku jakościowego, transfer Sainza do Maranello może okazać się krokiem, jak nie dwoma w tył. McLaren to obecnie prężnie rozwijający się zespół z aspiracjami, aby w niedługim okresie walczyć z Red Bullem i Mercedesem.

Przed Ferrari natomiast na pewno dwa chude lata, a i rok 2022 to wielki znak zapytania. Obecnie kariera Carlosa Sainza powoli skręca w złą stronę. Wydaje się, że zbyt wcześnie Hiszpan ewakuował się z Woking i gdyby był nieco bardziej cierpliwy, to zyskałby na pozostaniu w UK. Podejmowane przez niego decyzje zazwyczaj wydają się nieoczywiste (choć trudno odmówić Ferrari, ale tu wybrał nieoczywiście szybko), ale ostatecznie to Carlos analizuje sytuacje i ze swoich ruchów jest rozliczany. Póki co wychodził na tym nieźle, ale i w tym sezonie, jak i w Ferrari, nie tylko od niego zależy, jak przechyli się szala.