Polubiłem robienie filmowych porównań w tych tekstach. Dlatego od filmów zacząłem szukanie inspiracji i... nic nie znalazłem. Żadna historia nie wpasowywała mi się w ciekawy przypadek Sebastiana Vettela. Na siłę szukałem go nawet w "Irlandczyku", gdzie byłby Jimmym Hoffą, a Alonso Frankiem Sheeranem. Jednak to mi nie grało. Nagle zdałem sobie sprawę, że przecież TO jest historia na film. Co prawda nie wprost i pod pewnymi warunkami, ale fundamentem nadal jest czterokrotny mistrz świata.
Klasyfikacja generalna: 12. miejsce
Punkty: 37
Najlepszy wynik: 6. miejsce (GP Azerbejdżanu, GP Japonii)
Kwalifikacje: 13-7 vs Stroll
Wyścigi: 10-9 vs Stroll
DNF: 3
DNS: 2
Wasza ocena: 6.01 (P10)
Nasza ocena: 6.08 (P10)
Nie chciałem, żeby ten tekst zamienił się w podsumowanie życia Sebastiana Vettela, ale nie da się tego uniknąć. Nie można przejść obojętnie wobec faktu, że opuszcza nas czterokrotny czempion. Jednak wydaje mi się, że znalazłem twist, na który do tej pory nikt nie wpadł. Gdyby zmienić przebieg zdarzeń w karierze Niemca, to można zrobić z tego niezły scenariusz. Przede wszystkim odwracamy zespoły, ale nie sezony (czyli 2021-2022 w Astonie, dalej 2015-2020 w Ferrari itd.) i bierzemy jedynie pełne z nich (bez 2007). Zapraszam zatem do alternatywnej rzeczywistości…
Młody chłopak zaczyna karierę u boku syna swojego ojca i zawsze ma pod górkę ze wszystkim. Nadal jednak potrafi wykazać się przeciwko przeciwnościom losu oraz planom złego Wawrzyńca. Tegoroczne Grand Prix Abu Zabi kończone jest w rytmie „Against All Odds” Phila Collinsa. Do Ferrari przychodzi jako nadzieja stajni, która ma pójść w ślady swojego wielkiego mentora, Michaela Schumachera i przywrócić Włochom dawny blask oraz przełamać chude lata dla giganta z Maranello. Nieopierzony kierowca popełnia sporo błędów, zespół nie pomaga mu strategicznie, a dodatkowo "przewraca się", balansując na granicy regulaminu. Wszystko składa się na fakt, że Vettel zawodzi, a finalnie bije go nowe złote dziecko Ferrari - Charles Leclerc.
Tutaj Seb w deszczu i w zwolnionym tempie wychodzi przez główną bramę w Maranello. W tle gra „Fix you” od Coldplay. W jego głowie pojawiają się flashbacki zmarnowanych okazji, obrotów, wjazdów w ściany… Emocje zamieniają się w słone krople na polikach, w tle Chris Martin śpiewa „Tears stream down your face, when you lose something you cannot replace”.
Ostatnie spojrzenie na wierzgającego konia i chwilę tej zadumy przerywa klakson. W środku Jaguara XJ-S siedzi młody gość w tweedowej marynarce. Rzuca w stronę Vettela: „Masz zamiar się tak mazać, czy udowodnić wszystkim, ile jesteś wart?”. Klisza tak mocna, że aż boli. Jednak Seb ze złamanym sercem wsiada na lewy fotel (wiecie, brytolski wóz) i odjeżdża w stronę przebijającego się przez chmury słońca…
Red Bull Racing - młody zespół z wielkimi ambicjami, który stara się w końcu przebić przez starych mistrzów. Ruch Vettela postrzegany jest jako mocno dyskusyjny. Jednak pierwszy sezon to pierwsza wygrana dla stajni z Milton Keynes. W drugim Niemiec włącza się do realnej walki o tytuł. Cały sezon goni, próbuje, bije się. I znowu Abu Zabi, lecz tym razem z głośników rozlega się Robert Tepper ze swoim „No Easy Way Out”. Natchniona jazda Sebastiana daje mu upragniony tytuł. Fernando Alonso jest tutaj Ivanem Drago. Co niby się nie zgadza?! To jest oczywiście początek dominacji…
Rosnące świetne stosunki w zespole i geniusz Adriana Neweya w rękach Niemca dają im kolejne trzy mistrzowskie tytuły. Ale w końcu na horyzoncie znowu pojawia się młody gniewny. Seb czuje już spełnienie i traci częściowo ogień, który miał wtedy w Maranello, wsiadając do XJSa. Do tego kolejny świeżak pokonuje go w zespołowej walce. Tym razem młody Australijczyk, który chciał pomścić swojego starszego pobratymca.
Ten został stłamszony przez Seba oraz zespół. Horner nie może pozwolić sobie na chwile słabości i postanawia, że Sebastian po prostu już tego nie ma. Coś zwyczajnie się skończyło. Z ciężkim sercem Christian mówi swojemu przyjacielowi, że prywatne zaszłości nie mogą wpływać na jego decyzje co do zespołu. W tle zaczyna grać „Broken Wings” Mr Mistera, a szef zespołu oświadcza mu, że przenoszą go do zespołu B. Do Faenzy…
Załamany mistrz wraca do Włoch. Przecież to zaledwie sto kilometrów stąd miała rozbłysnąć jego kariera, w Maranello. Sebastian wsiada do swojego Ferrari, w tle gra Johnny Cash ze swoim „Satisfied Mind”. W trakcie podróży z siedziby swojego nowego zespołu pod bramę niegdysiejszego raju Niemiec myśli nad swoją karierą. Stwierdza, że już nie ma czego udowadniać. Ani sobie, ani innym. Dodatkowo zaczyna rozumieć, że kolejnej szansy w zespole mistrzowskiego kalibru po prostu nie dostanie…
Postanawia, że to będzie ten ostatni taniec. Pokaże wszystkim, że w jego sercu nadal jest ogień i odejdzie na własnych warunkach. Fenomenalna jazda w zespole środka stawki zostaje zwieńczona wygraną. Wygraną, która smakuje słodko jak nigdy, także przez wszystkie drobne rzeczy w niej zawarte. Zespół B Red Bulla, jednostka napędowa Ferrari i to na włoskiej ziemi…
Nagle telefon Seba nie przestaje dzwonić. John Elkann, Mattia Binotto, Helmut Marko… Po prostu go wyłącza. Wychodzi z motorhome’u, przechodzi przez padok z wielkim uśmiechem na twarzy. Idzie na parking, gdzie widzi Christiana Hornera. Panowie łapią kontakt wzrokowy, w tle zaczyna grać „Don’t Dream It’s Over” od Crowded House i obaj porozumiewawczo kiwają do siebie głową. Sebastian wsiada do auta i odjeżdża drogą z drogowskazem na Niemcy (duże nadużycie, ale hej, mało tu klisz?). Kurtyna.
Snap back to reality, ope there goes gravity
Ale życie to nie film. Wszystko wyglądało dokładnie na odwrót. Ten ostatni rok wydawał się już niepotrzebny. Sebastian zresztą jeszcze przed rozpoczęciem kampanii 2021 przekonywał nas, że to jest droga po kolejne tytuły. Tam plany pokrzyżowały zmiany w aerodynamice, a w dodatku przemalowany na zielono różowy Mercedes z 2019 roku już taki szybki nie był. Nowe rozdanie 2022 też nie wypaliło. Miała być nowa potężna siła w stawce, a wyszła z tego wszystkiego wydmuszka. Odejście Otmara Szafnauera i postawienie na Mike’a Kracka też wprowadziło częściową destabilizację w ekipie.
Generalnie cały ten projekt wydawał się dla Seba jedynie problematyczny. Dodatkowo jeszcze pojawiła się umowa sponsorska z Aramco, a wiadomo, że priorytety Vettela nie mogłyby być dalej od saudyjskiego giganta. Cały vibe, który był wokół Niemca jeszcze w 2020 roku, nie chciał zniknąć. Cotygodniowe sugestie o jego emeryturze stały się pewne niczym śmierć i podatki.
W końcu dostaliśmy to w 2022 roku i - w przeciwieństwie do większości - ulżyło mi. Jasnym stało się, że tutaj już nie wymyśli się koła na nowo. Nie będzie już kontraktu z ekipą z czołówki, a tym samym walki o tytuł. To nadal jest przecież świetny kierowca i w odpowiednich warunkach był w stanie to udowodnić. Uznał po prostu, że to dłużej nie ma sensu i… ma rację.
Na początku pisałem, że nie chciałem robić z tego tekstu podsumowującego. Trochę jednak nie dało się tego zrobić też z innego powodu. Jest nim oczywiście syn swojego ojca, Lance Stroll. W tym przypadku tabelka i pojedynki wewnątrz zespołu nie oddają w pełni formy obu panów, a w wypadku Astona to byłoby najbardziej wymierne. Sebastian notorycznie znajdował się na gorszej strategii, popełniano błędy w trakcie jego pitstopów czy zwyczajnie miał pecha na torze.
Na szczęście punktowo to się broni i mamy tam przepaść. Seb był świetny przez cały sezon. Dostarczał na równym poziomie i kiedy auto żyło w zgodzie z danym torem, potrafił dojechać nawet na szóstej pozycji. Tutaj mieliśmy do czynienia z deklasacją i chyba wszyscy doskonale to rozumiemy.
Trudna to była kariera, bo Seb spadał z bardzo wysokiego byka, a potem czarnego konia. Początek kariery to absolutne szczyty i rekordy. Potem było tylko gorzej… ale też oczekiwania były wielkie. Sebastian wyzwania, jakim niewątpliwie było Ferrari, się nie bał. I za to trzeba go chwalić. Tam niewielu się udawało, co pokazuje historia ostatnich czterdziestu lat. Sam sobie nie pomagał, bo momentami tej presji nie dźwigał.
Jednak jedną rzecz z biegiem lat zyskał - sympatię. Z nią było różnie w Red Bullu, bo przecież nikt nie lubi dominatorów, a jeszcze jak tłamszą kolegę z ekipy, to już w ogóle. Dodatkowo przekaz był jasny - złote dziecię może robić wszystko.
Topografia tej kariery nigdy nie pozwoli na właściwe osądzenie Seba. Zawsze będziemy mieli delikatnie zaburzony obraz, a to najlepiej pokazuje fakt, że wszystko, co stało się od 2014 roku włącznie, skutecznie usuwa go z zestawień największych mistrzów. Przypomnę, to PIĄTY najbardziej utytułowany kierowca w historii. Przez te chude lata ferraryjskie, też z jego winy, i te kończące w Astonie, zapomnieliśmy, jak potrafił zachwycać. Dlatego na koniec zostawię trochę zapomniany wyczyn z 2012 roku. Takiego Vettela zapamiętajmy.