Mr Saturday to chyba jeden z najtrudniejszych kierowców sezonu 2020 do ocenienia. Jego talent jest niepodważalny, jego prędkość także, ale jednocześnie nie ma wielu możliwości dobitnego udowodnienia swojego potencjału. Gdy już takie okazje się zdarzały, Brytyjczyk koncertowo je marnował, choć akurat tę najważniejszą wykorzystał. Jak ma się to do całej kampanii?

Klasyfikacja generalna: 18. miejsce

Punkty: 3

Najlepszy wynik: P9 (GP Sakhiru)

Kwalifikacje: 16-0 vs Latifi, 0-1 vs Bottas

Wyścigi: 10-6 vs Latifi, 0-1 vs Bottas

Nasza ocena: 5.69 (P13)

Czy jeden wyścig powinien zmieniać postrzeganie całego sezonu? Raczej nie, choć może się zdarzyć tak, że rzuci inne światło na całą sprawę. Tak się też stało i jest to zrozumiałe, bo George w ten jeden weekend zrobił po prostu świetną robotę, za którą należą mu się brawa. Jednocześnie zrobił też coś, czego ciągle się od niego oczekuje, więc taki wybitny występ, mimo sprzyjających okoliczności - z wyjątkiem tych pod koniec - idealnie pasuje do zakładanego porządku świata.

W sezonie 2020 odbyło się jednak jeszcze 16 innych wyścigów, o których nie można zapominać. Były to rundy trudniejsze, czy też w trudniejszych warunkach, bez tylu możliwości i okazji do pokazania się. Zwykłe, szare weekendy w smutnej rzeczywistości na końcu stawki i z mozolnym walczeniem z tymi samymi rywalami. Trzeba o nich pamiętać, niezależnie od tego, czy były dobre, czy były złe. A jakie były? I tu zaczyna się zabawa, szczególnie gdy jedno Grand Prix zrobiło takie wrażenie.

Lekcja matematyki

Niestety łatwo da się znaleźć przynajmniej 4 weekendy, w których Russell po prostu nawalił. Mowa o Mugello i zmarnowanej szansy na punkty przez słaby start, Rosji i prostych błędach w walce, Imoli i sprawdzeniu wytrzymałości ściany (wytrzymała jak coś, gorzej z autem) oraz Turcji i "wywaleniu" na wjeździe do pit lane. Liczbą dnia jest więc "25", a słowem "procent".

Czy w jakimkolwiek sporcie, takim na najwyższym poziomie, mamy prawo postawić słowo "dobry" przy sezonie, w którym zawodnik przez 25% rywalizacji po prostu coś odwalał, mówiąc kolokwialnie? Wyobrażacie sobie LeBrona, który co czwarty mecz gra jak w Game 4 Finałów z Dallas, czy też Małysza, który oddaje nawet nie dwa, a trzy dobre i równe skoki, ale przy czwartym przejeżdża próg?

Tego było po prostu za dużo. Gdyby obecny George walczył o mistrzostwo i szedł łeb w łeb, w ten sposób rozłożyłby czerwony dywan swojemu rywalowi. I tak bardzo jak wiemy, że jest jeszcze młody, że ma ogromny potencjał, że trochę uciszył krytyków występem w Mercedesie, jest to jednak podsumowanie sezonu. Ono nie odbiera tego, co może się stać za kilka lat, ale musi jednak jasno pokazać, że ten sezon 22-latka nie był całkowicie dobry. I na jego nieszczęście nie był dobry wtedy, gdy nie było żadnych przewag, a tylko on mógł zrobić różnicę. I zrobił, ale nie w tę stronę.

Jest jeszcze jedna rzecz, która może być dużym kamyczkiem do ogródka. Pół biedy, gdyby to zdarzyło się na przestrzeni jednego roku, a potem zniknęło. Nadal zniknąć może, bo przecież pewne cechy Lewisa czy Maxa także zatarły się z czasem (czy u Holendra nadal zacierają), ale niestety sezon 2020 potwierdził kilka słabszych stron Russella. To potwierdzenie jest chyba najgorsze w tym wszystkim, bo w zeszłym roku mówiło się głównie o jednym zdarzeniu i można było to podważać, przeceniać.

Teraz jednak, gdy dowodów jest więcej, można było się przekonać, że przypadku w słabych startach czy kosztownych błędach z 2019 roku było mało. Dlatego szkoda, że miał tylko jeden wyścig w W11 i akurat taki. Być może coś się tam uchowało i ludzie tego nie widzą, jak przy zlikwidowanym przerywniku, który miał jechać nad pewnym brudnym stołem.

Zaburzony obraz

To nie jest tydzień tajski na Parc Ferme i nie chodzi o to, by kogoś tu zgrillować, bo aż takich podstaw do tego nie ma. O błędach zapominać nie można, bo były za duże, a także nie były popełniane, gdy kierowca próbował za bardzo, chociażby jak Leclerc, któremu raz wyszło, a innym razem nie. Głównie przez wpadki nasza ocena pokazuje, że George był dość przeciętny, ale to nie mówi wszystkiego. Inna sprawa, że akurat w kontekście jego sezonu chyba żadne liczby tego nie robią, a i słowa mają problem.

Nie da się ukryć, że nawet w lepszym Williamsie trudno pokazać się za każdym razem na tle konkurencji. W kwalifikacjach Mr Saturday nie miał z tym problemów, udowadniając, że to on potrafi wycisnąć więcej (najwięcej ze swojego grona) i zrobić awans. Jeśli dysponuje się podobnym autem co konkurencja, dobrze jest, by prowadził je ten młody Brytyjczyk. Chociaż z pojedynku z Latifim wielu wyszłoby zwycięsko, tak przeciwko Alfom i Haasom już nie każdy by sobie poradził.

Gorzej z wyścigami. Nie ma co znów pastwić się nad tymi, które nie wyszły, a warto spojrzeć na nie z innej strony. Bycie na końcu stawki nie tylko ogranicza możliwości pokazania się i rozwoju, ale też może eksponować niedoskonałości, wręcz przesadnie je podkreślać, a - co najgorsze - nie dawać szansy na pozbycie się ich. Byłoby o to dużo łatwiej, gdyby zacięta walka była regularna, a nie występowała od święta.

Przecież wielokrotnie można było tylko jechać, trzymać się przed kolegą i tyle. Trochę jak z Haasem - nawet jak były fajerwerki, tylko zespół mógł to wyłapać. Nie chodzi o szukanie usprawiedliwień, ale jest to dość nietypowe położenie, bardzo trudne, w którym wielu zawodników z takim potencjałem nie tkwiło aż tak długo. Warto mieć to na uwadze, choć chyba wszyscy mają, bo George, któremu po sezonie można postawić poważniejsze minusy niż plusy, jakoś wyjątkowo na tym nie traci.

Nazwałem ten obraz zaburzonym, bo niełatwo z niego coś wyczytać, a po GP Sakhiru to już w ogóle się pomieszało. Gość robi błędy na tyle duże i częste, by zacząć wątpić, czy na pewno jest tak utalentowany i tak dalej, a tu nagle dostaje szansę życia i wygląda jak inny człowiek. Absolutnie nie chcę umniejszać występowi z "krótkiego Bahrajnu", ale uważam, że źle się stało, iż trafił akurat na tamten weekend. Dużo lepiej byłoby zdobyć wtedy punkty Williamsem, co byłoby gigantycznym i niepodważalnym osiągnięciem, a Bottasa podgryźć w jakimkolwiek innym wyścigu, najlepiej normalniejszym, by nikt nie mógł się czepiać, że tor prostszy, że przeciwnik w słabej formie (sorry, Valtteri), że opony lepsze i tak dalej. Byłoby to znacznie bardziej wymierne.

Ten jeden występ na temat całego sezonu nie powiedział nic. Spowodował tylko, że o kampanii Russella mówi się znacznie trudniej, mając gdzieś tam z tyłu głowy, że błędy błędami, ale przecież wtedy pojechał tak znakomicie. Tamta runda mogła pokazać, że nawet sam 2020 rok w wykonaniu George'a nie powiedział całej prawdy o... George'u. I chyba trzeba mu życzyć, by właśnie tak było, bo dopóki nie przejedzie roku przepełnionego walką, można sobie tylko zakładać, co i jakie ma znaczenie.