Od kilku lat chodziło za mną stworzenie nietypowego tekstu, w którym postawiłbym kierowcom jakieś cele na nadchodzący sezon. Niekoniecznie wybitnie wymierne, niekoniecznie wybitnie wyrównane, ale oddające to, przez co mogę uznać czyjąś kampanię za udaną. Ten moment właśnie nadszedł.
Najpierw jednak należy pewne sprawy wytłumaczyć. Otóż pomysł na tę treść został przeze mnie ordynarnie ukradziony. Co więcej - nie pamiętam, komu dokładnie go ukradłem. Stało się to dawno temu, ale przyznaję się dzisiaj.
Jakoś w okolicach 2016 czy 2017 roku natrafiłem na dość popularny filmik amerykańskiego dziennikarza czy innego rodzaju twórcy, który jednym zdaniem - może nawet jednym słowem - opisywał, czego oczekuje od zespołów NBA. I tyle. Wy robicie playoffy, wy robicie mistrzostwo, a wy coś innego. Zresztą swojego rodzaju wyzwania rzucał też uwielbiany przeze mnie Kobe Bryant.
Zawsze chciałem to ukraść. Takie proste, a takie genialne. Za nic nie umiem znaleźć tej treści, a bardzo chętnie zachowałbym się jak człowiek i ją tutaj umieścił, nawet jeśli Was to nie obchodzi, a w koszykówkę graliście ostatnio lata temu na WFie. Może jednak ktoś to znajdzie i mnie poratuje.
No dobrze, ale za nami już dwa wyścigi sezonu 2022. Dlaczego więc robię to dopiero teraz? Wynika to z tego, że chciałem mieć lepszą podstawę do merytorycznej, wykonanej z niezwykłą starannością i wyjątkową rzetelnością… A tak serio to nie zdążyłem, choć pierwsze wytłumaczenie brzmi lepiej.
Fakt jest jednak taki, że dzięki obejrzeniu dwóch rund naprawdę mam nieco poważniejsze podstawy do zrobienia tego i uniknięcia nierealistycznych oczekiwań, o które byłoby łatwo. Po samych testach chyba każdy zakładał, że Mercedes nie będzie miał aż takich kłopotów, jak i mało kto spodziewał się, że Nicholas Latifi zmieni się w Pastora Maldonado. To istotna i raczej korzystna różnica.
Po sezonie postaram się wrócić do tych wypocin i zobaczyć, na ile kierowcy podołali temu, co przedstawiłem. Nie mam pojęcia, czy będzie to sensowne, bo wydarzyć może się naprawdę wiele. Jeśli ktoś nie da rady nie ze swojej winy - oczywiście zaznaczę to. Jeśli cel będzie spełniony, a ja niczym barman hipster i tak będę miał jakieś ale - także o tym wspomnę.
Tworząc to zestawienie, opierałem się na tym, co sprawi, że uznam czyjś sezon za naprawdę dobry, za zgodny z tym, co o danym zawodniku sądzę teraz, a nawet za lepszy… czy też nie uznam go za kompletną porażkę. Zależy od wielu rzeczy - od sprzętu, od okoliczności i przede wszystkim od tego, co i o kim myślę.
Jest to format totalnie for fun i bardzo eksperymentalny. Ma jakąś namiastkę merytoryki, ale jednocześnie jest mocno narażony na ogromne przestrzelenie, bo ma elementy miękkie, uznaniowe, luźno rzucone i nie do zmierzenia. Trudno, ale w tym jest metoda - wymaganie kilku zwycięstw czy podiów od kogoś, kto nie będzie miał na to szansy, wyszłoby gorzej. A tak będzie to przynajmniej jakąś bazą, by w grudniu przypomnieć sobie, jakie nastroje panowały na starcie sezonu.
By ułatwić sobie zimową robotę, do celów dołożyłem kilka nie aż tak wielokrotnie złożonych - jak mam w zwyczaju - zdań komentarza. To nada kontekstu, pokaże, dlaczego teraz postawiłem konkretnie taki cel. Na pamięć nie narzekam, ale to nie anegdoty z piłki ręcznej - wszystkich tak szczegółowo mogę nie zapamiętać.
Lewis Hamilton
Cel: Komfortowo pokonaj Russella
Miałem tu wpisać „monster season”, bo i sam Lewis to zapowiadał, i po przegraniu mistrzostwa w dużej mierze przez własne błędy byłaby to najlepsza odpowiedź. Jednak przy tym bolidzie… no nie wypada, choć Hamilton ma o co walczyć, a w zasadzie z kim. Liczby liczbami, ale statusu i w ekipie, i ogólnie trzeba bronić, nawet w gorszym aucie.
George Russell
Cel: Nie odstawaj od Hamiltona
Tak, jest to dość zachowawcze, gdy ma się w pamięci Arabię Saudyjską, ale Lewis nie jest ogórem, a ja jeszcze nie jestem przekonany, czy George jest „tylko” bardzo dobry, czy wybitny. Jest w zespole Hamiltona i nie mogę tego pominąć. Niech buduje i relacje, i pozycję. Jeśli ten pojedynek wypadnie w miarę równo, np. jak powtórka z Alpine 2021, uznam to za spory sukces.
Max Verstappen
Cel: Mistrzostwo świata
Obrony tytułów są na swój sposób trudniejsze, ale po tak kosmicznym roku - i w pewnych kręgach też po kontrowersjach - nikt nie da mu przyzwolenia na to, by wypuścił jakikolwiek z rąk. Jeśli auto pozwoli, ma zrobić różnicę, bo wszystko inne będzie porażką. Na szali może być też jordanowska skuteczność - jeśli nie będzie przegrywał mistrzostw do zdobycia, ma szansę odstawić paru gości w historii nie tylko liczbami.
Sergio Perez
Cel: Bądź bestią nie tylko sporadycznie
Checo potrafi grać zespołowo i potrafi się przydać, ale jeśli czyjaś pamięć sięga dalej niż do Abu Zabi, to łatwo uznać, że słabsze weekendy Pereza były jedną ze składowych braku podwójnego tytułu Byków. Wszyscy wybaczyli mu trudnego starego Red Bulla, ale to już było. Powtórka jest niedopuszczalna. Max nie może walczyć sam, szczególnie gdy Ferrari ma - wydawało się przed sezonem - bardzo wyrównany skład.
Charles Leclerc
Cel: Mistrzostwo świata
To w zasadzie nie wymaga komentarza. Mając takie auto i pokazując, że z Verstappenem da się wygrać w czystej walce, nie może być inaczej. Cholernie cenię tego gościa i jeśli Ferrari dostarczy w wojnie rozwojowej, to od kierowcy tej klasy muszę oczekiwać tylko jednego. Nie może tego skoczyć Hautamäki przegrać z własnej winy. Z winy sprzętu - inna rozmowa, choć oczekuję, że nawet w słabszym i tak będzie w grze.
Carlos Sainz
Cel: Bądź nadwyżką nad Perezem
Trudno nie uniknąć podobieństw w Ferrari i Red Bullu. Jeśli ekipy już nie obstawiły swoich jedynek, zrobią to lada moment. Punktowo wybór jest prosty, a zeszły sezon pokazał, że liczy się każde oczko. Jeśli pociąg nr 1 odjechał czy odjedzie, podobnie jak w przypadku Checo trzeba spojrzeć na pojedynek o mistrzostwo konstruktorów i pomoc liderowi. Solidność, niezawodzenie, zbliżanie się do uznawanych za lepszych - czyli to, co Carlos umie najlepiej.
Lando Norris
Cel: Zabezpiecz pozycję lidera zespołu
Gdy Leclerc nie mógł walczyć o zwycięstwa, niektórzy mówili „dajcie mu tylko samochód”. Tym razem to Norris ma sprawić, byśmy czekali tylko na to, aż go dostanie. Usadził Ricciardo w zeszłym roku, wszedł wyżej, więc powinien to podtrzymać. Jasne jest, że skorzystał na znajomości trudnego bolidu, ale niezależnie od tego jeździł wybitnie. Teraz musi pokazać, że nie był to tylko jeden wystrzał na tle dźwigającego ogromne ciężary kolegi.
Daniel Ricciardo
Cel: Spraw, że 2021 rok będzie tylko wypadkiem przy pracy
Bartek Budnik pisał w podsumowaniu zeszłego sezonu, że ponowna wpadka może mu nawet skończyć karierę w F1. Uważam podobnie - Daniel musi zacząć dowozić na miarę gościa, który miał łatkę przyszłego mistrza świata i najpoważniejszego (nie licząc poczucia humoru) kolegi Verstappena. Wśród topowych kierowców jedne problemy z bolidem to i tak kosmicznie dużo, ale dwóch nieokiełznanych maszyn nikt mu nie wybaczy. Sorry, talentów nie brakuje. Pojedynek z Lando musi być wyrównany.
Fernando Alonso
Cel: Pozostań "nowym" Fernando
Trzeciego tytułu w tym roku nie będzie. El Plan okazał się El Scamem. Fernando miał być jednak gotowy po roku na dotarcie - i niech to po prostu pokaże. Wiadomo, że nie będzie się zabijał o P6 (choć po Arabii można mieć wątpliwości) i mało kto będzie tego od niego wymagał. Wysoki poziom, trochę magii, radzenie sobie z Estebanem. Alonso po powrocie znalazł się w dziwnym miejscu, w którym rozczarować mogą dwie rzeczy: gigantyczny spadek formy lub ponowne zostanie panem marudą.
Esteban Ocon
Cel: Wygraj z Fernando
Kilka lat temu mówiło się o nim jak o mistrzowskim materiale. Niedługo później wypychano go z F1. Obronił się, nawet więcej, zamknął m.in. moją buźkę, więc teraz czas na coś ekstra. Wyzwanie jest duże, ale w walce o tytuły - o ile El Pain kiedyś na to pozwoli - nikt mu ręki nie poda. To czas, by powoli stawać się liderem ekipy i nie tylko wykorzystywać okazje, ale i je tworzyć.
Pierre Gasly
Cel: Rób dalej swoje
To nudne, ale co począć, skoro znów jest w środku stawki? Nie może obniżyć lotów, jeśli chce gdzieś awansować (niekoniecznie do Red Bulla), a na pewno chce. Pierre w tym sprzęcie wyżej dyfuzora nie podskoczy. Nie da się udowodnić więcej w walce o małe punkty niż w poprzednich latach. To taki sezon, w którym może albo utrzymać poziom, albo dużo stracić. Będę niezwykle zawiedziony, jeśli spuści z tonu. Ale w ogóle tego nie zakładam.
Yuki Tsunoda
Cel: Utrzymaj się w F1
Yuki jaki jest, każdy widzi. Potrafi szybko pojechać, ale potrafi też zrobić coś głupiego. Natomiast nie jest to jest słaby kierowca, a pełen sezon to wystarczająco, by odnaleźć się w głębokiej wodzie. Red Bull ma wielu juniorów, a Tsunoda mniej argumentów bez Hondy. Jeśli jednak przestanie się rozwalać i zacznie być solidniejszy, powinno być dobrze, szczególnie że prędkości to mu nie brakuje. Gorzej z pewnością i z tego powodu też ze skutecznością.
Sebastian Vettel
Cel: Błyszcz nie tylko poza torem
Tu miałem największy problem. Trudno nie sympatyzować z takim świetnym gościem, jakim jest Seb, ale nie było w nim dużo zapału w sezonie 2021, a przy marnym nowym bolidzie też się go nie spodziewam. Nie wiem więc, czego od niego chcieć. Nie wiem, czego on sam chce od siebie. Fajnie byłoby widzieć, że nie jeździ dla jazdy jak Kimi. Nawet jeśli rozumiem, że jest na etapie, w którym środek stawki go po prostu nudzi i woli być dobrym człowiekiem, czasem dobrym wujkiem, to niech czasem sportowo pokaże też ciut więcej.
Lance Stroll
Cel: Bądź równiejszy
Gdybym zaczął ten cykl kilka lat temu, przy Kanadyjczyku ciągle nie zmieniłoby się nic. Ale może w końcu się uda. Lance nie jest złym kierowcą, ale... potrafi nim bywać, niestety. I tego trzeba się pozbyć, szczególnie po tylu latach i na tym poziomie, bo jakąś prędkość to on ma. A, jeszcze jedno - patrz czasem w te cholerne lusterka.
Alex Albon
Cel: Zniszcz Latifiego
Są takie pary, w których można mówić o byciu blisko. Są takie, w których wymaga się tylko nieznacznej wygranej jednej strony. Ta jest inna, bo kierowców Williamsa dzieli różnica klas. Jeśli Alex ma taki potencjał, jaki pokazywał przed trudnym sezonem 2020, to Nicholas nie ma prawa się nawet zbliżyć. Taj zawsze ma być wygłodniałym Russellem, nie takim z końcówki 2021 roku, który czekał już na Mercedesa. Samo pokonanie Latifiego to za mało.
Nicholas Latifi
Cel: Pokaż, że zasługujesz na F1
Być może jest to zbyt ostre z powodu momentu pisania, ale po takim starcie trudno podejść łagodnie. Nicholas w sezonie 2021 potrafił przypomnieć, że coś tam umie, nawet mając bardzo mocnego kolegę. Jeśli jednak w nowej generacji aut dostanie potężniejsze baty od kogoś, kto na rok wyleciał ze sportu, będzie walił po ścianach i w ogóle nie wykorzystywał bolidu, to wniosek będzie jeden - za wysokie progi. Opłacenie kolejnego sezonu tego nie zmieni.
Valtteri Bottas
Cel: Zerwij łatkę nijakiego i bojaźliwego
Fin w ostatnich dwóch latach w Mercedesie stał się memem. Mówił, że będzie lwem, a okazywał się być pluszakiem. Jeśli winne były jednoroczne kontrakty, niech teraz udowodni, że nie mógł pokazać się w pełni. Niech bawi się dobrze, wyciska wszystko i znęca się nad innymi tak, jak w Abu Zabi znęcał się nad nim Tsunoda. Nikt nigdy nie wątpił w to, że jest dobry i bardzo szybki. Wątpiono, że umie to w pełni pokazać.
Zhou Guanyu
Cel: Spraw, że zapomnimy o paszporcie
Nie ma się co oszukiwać - każdy dobrze wie, ile osiągnął w F2 i co sprawiło, że było to wystarczająco przyzwoite. Auto ma mocne, kolegę jeszcze mocniejszego. Nikt nie wymaga lania Bottasa co drugi weekend, ale brak wpadek i małe zdobycze pewnie przyniosą mu pozytywne opinie. Ten cel nie brzmi jak wielka, największa, najlepsza F1. Spełnienie go nie da mu oceny "10" na koniec. Wystarczy, że po sezonie nie będziemy wskazywać na to, że ma tylko paszport. Chętnie przyznam zimą, że totalnie nie doceniłem Zhou.
Mick Schumacher
Cel: Nie zostań największym przegranym braku Mazepina
Przy Niemcu zawsze znajdowało się kilka znaków zapytania. Być może wraz z pożegnaniem Nikity pojawił się ktoś, kto je wszystkie odkryje, uwypukli. To niby „tylko” Kevin, jeszcze przed chwilą wyrzutek, ale pierwsze dwie rundy pokazały, że zrobi mu trudny test. Mick na pewno dostanie kilka lat i może nawet wypracować sobie wejście na wyższy poziom, ale jeśli Magnussen poważnie go zweryfikuje, długo będzie uznawany za maksymalnie średniaka z... kilkoma wypadkami na sezon. Brak Mazepina to brak benefit of the doubt.
Kevin Magnussen
Cel: Pokaż, że Cię nie docenialiśmy
Duńczyk swego czasu był brany za piekielnie szybkiego gościa, ale po kilku latach z piekłem kojarzono jedynie jego agresję. Pozytywne występy maskowane były marnym sprzętem, a błędy dobrze zapamiętywane. Kevin ma teraz świetną okazję, by to wymazać. Mniej kontrowersyjnych pojedynków, mniej wpadek, więcej maksymalizowania i będzie dobrze, szczególnie że to raczej on będzie punktem odniesienia całkiem fajnego tempa Haasa. Trafił idealnie z tą drugą - nawet trzecią - szansą.