Wśród kibiców Charles Leclerc nie dorobił się łatki kierowcy, który jest szalony, nierozważny i może po prostu przesadzić, próbować pojechać szybciej, niż jest to potrzebne. Takie występki zdarzały mu się jednak w poprzednich latach i tak w pewnym sensie było też w miniony weekend w Monako. Czy ostatni błąd może coś w nim zmienić na wzór tego, co stało się z Maxem Verstappenem kilka lat temu?
Gdyby ktoś nawet w 2019 roku powiedział mi, że jakiś zawodnik nie odniesie triumfu na ulicznym torze, bo przedobrzy, będzie chciał zrobić za dużo i przez to się rozbije, a zamiast tego wyścig wygra kierowca, który podejdzie do jazdy spokojnie i metodycznie, nie naciskając na 200%, uznałbym, że tym pierwszym będzie Max Verstappen, a tym drugim Charles Leclerc. Nawiązuję do tego, bo faktycznie w tamtym czasie postrzegałem ich obu inaczej, pewnie nie tylko ja. Oczywiście już wtedy było wiadomo, iż obaj potrafią pojechać agresywnie, ale to tylko jeden z nich miał łatkę tego, który przesadzał.
Kalendarz obecnie pokazuje jednak maj 2021 roku i sytuacja trochę się zmieniła. Ostatni triumf Holendra jest czymś, o co kiedyś trudno było go podejrzewać. Tak, po czerwonej fladze wkurzył się ostro (mało powiedziane) i bardzo chciałbym wiedzieć, co dzieje się w jego głowie w kwalifikacjach, jak duże jest napięcie (nie mylić z presją, proszę), jak je kontroluje i czemu potrafi aż tak wybuchnąć. Nauczył się jednak trzymać to na krótkiej smyczy i brawo. To piękne świadectwo progresu.
Swoje postrzeganie Verstappena zmieniłem właśnie w trakcie 2019 roku. Leclerca niekoniecznie. Wyłapałem, że już wtedy miał kilka wpadek i zwyczajnie oczekiwałem, że ograniczy je w kolejnym sezonie. Zdarzyło się ich jednak więcej, więc teraz założenie było proste - w 2021 już naprawdę musi sobie z tym poradzić. Do Monako myślałem, że wow, gość naprawdę się ogarnął.
Jakie błędy robił Charles?
Po weekendzie na Twitterze mignęło mi coś w stylu wyliczenia dużego ratio pomyłek Monakijczyka w F1 i poczułem się wywołany do tablicy, bo dokładnie w taki sposób ja atakowałem George'a Russella. Także prosta sprawa, sorry Carletto, trzeba dać szansę... nie wiem, Antonio.
A tak serio - w związku z tymi wyliczeniami zechciałem przyjrzeć się, czy - np. z powodu powszechnego bycia lubianym - nie umknęła nam jakaś jego skaza, której trzeba się pozbyć przed 2022 rokiem. Skaza właśnie trochę w stylu Maxa sprzed kilku lat, czyli taka powodująca błędy, bo kierowca chce za dużo. Oczywiście to porównanie jest niedokładne z kilku powodów. Już tłumaczę.
Po pierwsze - jego błędy w Ferrari to były przede wszystkim pierwsze okrążenia (Japonia 2019, Styria 2020, Sakhir 2020) lub trudne warunki/auto (Niemcy 2019, Włochy 2020, Turcja 2020), więc to trochę coś innego.
Po drugie - wpadek w kwalifikacjach było mniej, głównie słynne „I am stupid”, czyli Azerbejdżan 2019, ale także dotknięcie bandy tyłem, czyli Węgry 2019 (to mu się raczej upiekło). W samych czasówkach ogólnie Charles potrafił jeździć na absolutnym limicie i trzymać auto wystarczająco daleko od ścian, co najlepiej pokazał Singapur 2019 i przejazd absurdalnie blisko limitu.
I po trzecie - błąd z Monako 2021 był inny. W przeciwieństwie do poprzednich sytuacji nie musiał żyłować lub nadrabiać tego, czego nie miało auto, a to zawsze w pewien sposób (i raczej słusznie) go usprawiedliwiało. Na ulicznym obiekcie, mając pierwszy czas, mógł podjąć większe ryzyko, bo mały i nieumyślny błąd byłby mu na rękę. Wyszło tak, że pomyłka okazała się trochę za duża.
Ta różnica wydaje się spora i trochę go broni, ale tendencja jest taka sama - Charles jest kierowcą, który potrafi nie tak rzadko przesadzić. I niestety przesadził za bardzo w sytuacji, w której mógł to zrobić tylko troszeczkę. Dlatego już nie jestem przekonany, czy to taka fajna obrona. Można jeszcze powiedzieć, że zestawienie z Maxem także nie jest najdokładniejsze, bo on nie nadrabiał osiągów auta, ale cisnął, ile się dało, by cały świat wiedział, że jest najszybszy. I tak, to trochę inne podejście, ale efekty były jako tako podobne. A może dopiero będą?
Po błędach do celu
Konkretne powiązanie widzę w potencjalnych długofalowych skutkach i emocjonalnym ciężarze obu sytuacji, które miały miejsce w Monako. W przypadku Holendra w sezonie 2018 był to chyba ten moment, gdy doszło do niego, że coś tu jest nie tak i może te wstrętne media miały rację. Warto poszukać nagrań z konferencji z tamtego okresu i popatrzeć na to, co mówiła jego twarz.
Max pozbawił się wtedy walki o zwycięstwo autem, które było najszybsze na ulicznym obiekcie, bo znów popełnił kosztowny błąd, kontynuując serię. Od tamtego czasu takich typowo verstappenowych wpadek zaliczył niewiele, a dodatkowo każda z nich była znakomitą lekcją. Mam tu na myśli "miałeś więcej do stracenia", czyli Brazylię 2018, plus totalnego samobója po kwalifikacjach w Meksyku w 2019.
Istnieje szansa, że dla Leclerca GP Monako 2021 będzie podobnym i przełomowym momentem. Przede wszystkim liczy się tu waga tej straty - to Monako, jego domowy wyścig, tak prestiżowy wyścig. To musi boleć, wkurzać, irytować. Tak, zespół odwalił cyrk, ale to nie Mattia przyładował w barierę - on tylko totalnie spieprzył kontrolę i komunikację, chwaląc się tym światu.
Nie podaruję sobie dygresji w tym temacie. Przecież wystarczyło wyjść i powiedzieć coś w stylu: "Tak, jednak zaryzykowałem, bo pragnąłem wygrać", a potem uzupełnić to emocjonalną wstawką typu: "Naprawdę oczekujecie, że jako Ferrari odpuścilibyśmy jedyną szansę na zwycięstwo w sezonie?". Byłoby to kłamstwo, ale co z tego? Na pewno nikt w sporcie nigdy nie skłamał. Lepiej chwalić się tak głupią postawą, tak chorym błędem. Ma to sens.
Wracając do Charlesa - on na pewno ma świadomość tego, kto siedział w kokpicie, kto mógł wygrać i kto rozpoczął proces, który doprowadził do przegranej. A patrząc na to, co mówił w Bahrajnie, ma też świadomość tego, że sezony 2019 i 2020 nie były perfekcyjne w jego wykonaniu i kilka wyników poleciało przez okno tylko dlatego, że chciał za dużo, nie grał w long game, co jest kluczem w walce o mistrzostwo. Na szczęście na to ma jeszcze czas.
Wspomniany Verstappen tego czasu miał sporo, jeżdżąc dobrym autem od 2016 roku. Tytułu na szali nie było, ale udało mu się uporać z wieloma swoimi słabościami. Zrobił to na podstawie błędów, których ciężar był wielki, bo wywoływały na nim ogromną medialną presję, zabierały zwycięstwa czy pole position. Jak się nie przewrócisz, to się nie nauczysz.
Teraz, gdy czas się skończył, jest pierwszy w tabeli, a punkty tracił z powodu dużo mniejszych błędów niż główny rywal. I jasne, sezon jest długi i wiele może się stać, ale od pewnego czasu widać, że jest na drodze do wyważenia tego, co robi za kierownicą, by było to regularnie skuteczne lub nie było nieskuteczne. Właśnie na takiej ścieżce musi znaleźć się Leclerc.
Boli? To dobrze
Jeśli Ferrari w 2022 roku będzie mocne - i niech Was memy z Mattią nie zmylą, bo po prostu jest na to szansa - to Charles musi być gotowy, bo tam z tyłu będzie czekało przynajmniej dwóch gości z doświadczeniem w rywalizacji o mistrzostwo, którzy już są gotowi i którzy wpadki ograniczyli. To zajście może mu w tym bardzo pomóc, o ile dobrze je wykorzysta.
Być może samo Monako to za mało - u Maxa była to przecież kulminacja i kumulacja. Być może Leclerc także będzie potrzebował dostać takim emocjonalnym batem jeszcze raz czy dwa. Ostatni błąd był jednak z gatunku tych, o których myśli się najwięcej - był mały, tylko delikatnie za duży, a przecież absolutnie każdy ma prawo pomylić się na tym torze. Niestety tym razem okazało się to gigantycznie bolesne w skutkach.
Takie doświadczenie musi coś zmienić. No dobra, powinno. Jest prosta sprawa, gdy wyleci się jak na Monzy 2020 w złym aucie, dociśnie za szybko w brudnym powietrzu i rozwali na grubo. Co innego, gdy to kolejny raz była kwestia wyważenia ryzyka, centymetrów, a do tego przy tak istotnym, domowym P1 na szali. Może właśnie już czas na kulminację?