Sędziowie wyjaśnili, dlaczego reprezentanci gospodarzy nie zostali ukarani mimo złamania zaleceń dyrektora wyścigu.
Przed rozpoczęciem sobotnich aktywności w Świątyni Prędkości Niels Wittich przesłał wytyczną, która miała zapobiec tradycyjnym problemom z blokowaniem i zwalnianiem w kwalifikacjach na tym obiekcie. W przeszłości dochodziło tu bowiem do korków na trasie, ponieważ każdy uczestnik zmagań chciał być sprytny i złapać korzystny dla siebie cień aerodynamiczny.
Dyrektor wyścigu zaznaczył, że jakiekolwiek przekroczenie czasu 1 minuty i 41 sekund podczas jazdy między liniami samochodu bezpieczeństwa (położnymi odpowiednio pod koniec prostej startowej i na początku pit lane) może stać się obiektem zainteresowania arbitrów i być uznane za niepotrzebnie wolną jazdę.
W Q1 takiego wykroczenia tuż po sobie dopuścili się podążający w bliskiej odległości dwaj zawodnicy Ferrari, natomiast ku zadowoleniu tłumnie zgromadzonych tu Tifosi sędziowie nie nałożyli żadnych kar.
- Przez większość toru i szczególnie na prostych obaj kierowcy [Ferrari] utrzymywali prędkości niezbędne do uzyskania czasu lepszego od 1:41.0 - napisano w uzasadnieniu decyzji. - W obu przypadkach sędziowie stwierdzili, że [Sainz i Leclerc] zachowali się odpowiednio, tj. zwolnili oraz zjechali na bok toru w celu uniknięcia przyblokowania rywali.
- Było to znaczące zwolnienie, aby przepuścić cztery bolidy i umożliwić im jazdę po czystym torze. Arbitrzy uznali więc, że nie doszło do niepotrzebnie wolnej jazdy, a powód wyraźnego przekroczenia nakazanej wartości był spowodowany odpowiednimi działaniami.
W związku z takim werdyktem Carlos Sainz ustawi się jutro na 1. polu startowym, a Charles Leclerc w drugim rzędzie, czyli na P3.