Szefowie zespołów F1 spróbowali wytłumaczyć, co podniosło poziom emocji pod koniec wyścigu na Imoli. Christian Horner zdradził, w jaki sposób doszło do utraty tempa Maxa Verstappena. Swoim spojrzeniem podzielił się też Andrea Stella, który obserwował zachowanie bolidu Lando Norrisa.

GP Emilii-Romanii nie przejdzie do historii jako najciekawszy wyścig Formuły 1, ale końcówka na pewno zapadnie w pamięci lepiej niż reszta rywalizacji. To właśnie wtedy zaczęto zastanawiać się, czy McLaren przypadkiem nie zabierze Red Bullowi kolejnego zwycięstwa i to po pogoni, na którą kompletnie się nie zanosiło.

Po zakończeniu zmagań był to jeden z głównych tematów rozmów z szefami ekip. Christian Horner na spotkaniu z dziennikarzami przyznał, że zaczynał już czuć się całkiem komfortowo, ale wtedy do gry weszły temperatury.

- Stefano [Domenicali] od wielu tygodni próbował doprosić się, aby było ciaśniej... - śmiał się Brytyjczyk. - A już mówiąc poważniej, podczas pierwszego przejazdu na mediumach wyglądało na to, że mamy wszystko pod kontrolą. Max zbudował przewagę ośmiu sekund przed pit stopem. Auto spisywało się świetnie. Nawet tam, gdzie w piątek byliśmy słabi, w sektorze nr 2, to on dyktował tempo. Potem założyliśmy twardą mieszankę i przez połowę stintu nie było najmniejszych problemów.

- Ale wraz ze zużyciem opon kluczowe stały się temperatury. Zaczęliśmy je tracić i osiągi spadły. Nie byliśmy w stanie wykorzystać opon tak jak Lando, który zresztą wydawał się być pod presją Leclerca. Nagle jednak jego samochód odpalił i zaczął gonić nas pod koniec. 

- Inną rzeczą, która stała się szczególnie stresująca w ostatnich minutach, były trzy ostrzeżenia za limity toru. Nie mogliśmy - Max nie mógł - popełnić ani jednego błędu. Ale dał sobie radę fenomenalnie. Mimo dużej presji poradził sobie i trzymał Lando poza zasięgiem DRSu. 

- Gdyby były jeszcze dwa okrążenia, to zabrakłoby nam paliwa - żartował ponownie Christian. - Oceniając to po fakcie, pewnie lepiej byłoby już w piątek sprawdzić twardą mieszankę, a my zostawiliśmy sobie dwa komplety na wyścig. Może byłoby lepiej mieć jakieś informacje o tej oponie? Patrząc natomiast na to, jak odwróciliśmy losy weekendu po piątku, to był fenomenalny powrót zespołu. Max był niesamowity w ten weekend. Musiał się napracować, aby zdobyć i pole position, i zwycięstwo. 

Bardzo ciekawie i podobnie do Hornera, choć w swoim, znacznie bardziej technicznym stylu, sprawę opisał szef McLarena.

- Przecież mieliśmy 63 okrążenia, a to i tak dużo - odparł Andrea Stella, pytany również o kwestię brakującego kółka lub dwóch. - Max zrobił dobrą robotę, rozkładając swój budżet na 63 okrążenia i upewniając się, że to wystarczy, aby utrzymać P1. Dobrze też było powalczyć o zwycięstwo w końcówce. Jeśli jednak spojrzymy na pierwszy stint, to Verstappen budował przewagę.

- Miał kontrolę, a my musieliśmy patrzeć w lusterka. Podczas drugiego przejazdu Lando na początku zadbał o swoje ogumienie, bo widzieliśmy, że pośrednia mieszanka cierpiała. To oznaczało, że dojechanie do końca na twardej nie będzie łatwe. Zauważyliśmy ponadto, że ci, którzy mieli hardy na pierwszym stincie, nie byli wybitni, jak np. Perez. [Oszczędzanie] było więc taktyczne i Lando zrobił dobrą robotę, dbając o opony przez dużą część drugiego przejazdu i wykorzystując swój budżet na sam koniec. Tylko były też okresy, gdy to Leclerc jechał najszybciej. Bardzo interesujący wyścig z tego punktu widzenia. 

- W pewnym momencie mieliśmy obawy o bycie w okienku do podcięcia ze strony Leclerca - mówił o pit stopie Norrisa. - Chcieliśmy upewnić się, że utrzymamy pozycję. Gdyby Charles zjechał i złapał Pereza w strefie DRS, to podciąłby nas. 

- Patrząc na pełny obraz, Max chwilowo wydawał się być poza zasięgiem. Jego tempo na pierwszym stincie było lepsze, a my wraz z Lando zminimalizowaliśmy czas pokonania wyścigu. Nie sądzę, że możliwe byłoby taktyczne pogranie z kimś poprzez wcześniejszy zjazd. Wykorzystaliśmy nasze karty. Red Bull to świetny bolid, ale dziś było także widać umiejętności kierowcy, który wygrał wyścig - tym kierowcą jest Max Verstappen. 

- Głównym czynnikiem była dziś temperatura, przy której opony pracowały. Wyglądało na to, że gdy ta temperatura wzrosła zbyt mocno, to opony traciły sporo, spadały z pewnego klifu. Na początku wyścigu nasze ogumienie było zbyt ciepłe. Dlatego traciliśmy dystans. Na drugim Lando świetnie kontrolował tempo, podczas gdy miał nowy komplet, a przecież nowy łatwiej się grzeje. Był bardzo cierpliwy, nie przegrzał go i trzymał się do końca. Chodziło gównie o to.