Coraz więcej wskazuje na to, że po finale sezonu F1 2024 na kibiców czekać będzie jeszcze jeden wyścig. Tym razem byłaby to krótsza rywalizacja, ale przeznaczona tylko dla młodych kierowców, którzy zazwyczaj biorą udział jedynie w teście lub treningach.

O tym, że Formuła 1 planuje zakończenie sezonu nadprogramowym wydarzeniem, które objęłoby juniorów, wiadomo od parunastu tygodni. Od początku zakładano, że po GP Abu Zabi odbyłyby się kwalifikacje i krótki wyścig, oczywiście nieliczone do żadnej klasyfikacji.

Szansa na organizację wydawała się całkiem spora, ale jak do tej pory nie było jasne, czy uda się zrealizować ten pomysł już w tym roku. Dodatkowe zawody to przecież nieplanowane wyzwanie dla władz sportu i samych ekip.

Zamienienie dnia testowego na de facto „dzień ze sprintem” wymaga dostosowania wielu rzeczy, m.in. logistyki, personelu na miejscu i wśród zespołów, stworzenia odpowiednich przepisów, zajęcia się aspektem finansowym czy przede wszystkim kwestią transmisji. To o wiele większe przedsięwzięcie, ale sam fakt tego, że koncepcja szybko nie upadła, świadczył o tym, iż F1 mogła widzieć w tym korzyści.

O tym, że wszystko zmierza w dobrym kierunku, dowiedzieliśmy się w piątek przed GP Azerbejdżanu. O wyścig dla młodych kierowców zapytano szefów, a najwięcej informacji podał Christian Horner z Red Bulla.

- Jak ze wszystkim w życiu - jeśli chcesz to zrobić, to do tego doprowadzisz - powiedział Brytyjczyk. - Moim zdaniem podejście jest jasne - zróbmy to w tym roku. To oczywiście nakłada presję na sportowe grupy robocze i wielu menedżerów ekip, aby wraz z FIA wypracować konkretne przepisy. Ale dostosowując zasady, które mamy przy sprintach, to zdecydowanie jest do zrobienia. Nie musimy tego przesadnie komplikować. 

- Myślę, że zespoły wystawiłyby po jednym bolidzie, a nie po dwa. W praktyce nabilibyśmy kilometry w inny sposób niż zwykle, kiedy wykonywaliśmy dzień testowy. Całe wydarzenie może się zmieścić w jednym dniu. Mielibyśmy kwalifikacje i coś na wzór sprintu. Tak, to stałoby się po długim sezonie, ale byłoby świetną sprawą. To wielka okazja dla młodych kierowców i w pełni wspieramy ten pomysł.

Oliver Bearman pokazał już, że można poradzić sobie w bolidzie F1 pomimo małego doświadczenia. W ten weekend wskoczył do samochodu Haasa, gdzie zastępuje Kevina Magnussena, który musi odpokutować za swoje sportowe grzechy (fot. Ferrari).

Oliver Bearman pokazał już, że można poradzić sobie w bolidzie F1 pomimo małego doświadczenia. W ten weekend wskoczył do samochodu Haasa, gdzie zastępuje Kevina Magnussena, który musi odpokutować za swoje sportowe grzechy (fot. Ferrari).

- Poruszałem ten temat podczas kilku ostatnich posiedzeń Komisji F1. To znakomita rzecz dla młodych kierowców. Moim zdaniem problematyczne jest to, że wykorzystuje się ten czas jedynie na testy. Nigdy nie wiemy, czy kierowcy mają 50 kilogramów paliwa, a może 70 czy nawet 30. To samo z trybami silnika. Nie wiemy również, co robią inne zespoły. 

- To byłby wyścig niezaliczany do mistrzostw, ale objąłby tylko juniorów. To fantastyczna okazja. I choć przyjdzie po długim sezonie, to zamiast spalać paliwo i zdzierać opony w sytuacji, kiedy jedynie ekipy wiedzą, czy ktoś robi dobrą robotę, damy dziesięciu kierowcom szansę na wskoczenie do obecnych bolidów i pojechania dystansu sprintu. Super sprawa. Moim zdaniem to będzie popularne wydarzenie.

Hornera poparli też siedzący obok Ayao Komatsu z Haasa oraz Alessandro Alunni Bravi z Saubera.

- To świetne - mówił Japończyk. - Posezonowy test, o ile nie zrobimy czegoś takiego, będzie tylko testem opon. Takie coś doda wartości do tego dnia i sprawi, że będzie to bardziej ekscytująca okazja na wpuszczenie młodych kierowców do bolidów. Obecnie dzieje się tak bardzo rzadko, więc to interesujące posunięcie.

- W pełni zgadzam się z Ayao - dodał Włoch. - Dawanie juniorom szans jest ważne. Wiemy, jak trudno wejść do F1, a treningi nie są wystarczające, aby pokazać swoje możliwości, bo wydobycie pełnego potencjału wiąże się z ryzykiem. 

Kto, gdzie, jak i kiedy?

Test dla młodych kierowców przypadał zazwyczaj na wtorek po GP Abu Zabi, ponieważ Regulamin Sportowy pozwala na rozpoczęcie jazd nie później niż 36 godzin po zakończeniu sezonu.

W tej chwili nie wiadomo, czy Formuła 1 zechciałaby powalczyć o lepszy termin, ale to byłoby dodatkowym obciążeniem dla zespołów i personelu. Ludzie w okresie przedświątecznym byliby dłużej poza domem, mając w nogach i głowach trudy sezonu, a poza tym w hotelach nie spaliby za darmo.

Wypowiedzi Hornera sugerują bezpośrednią zamianę dnia testowego na dzień ze sprintem (kwalifikacje + krótki wyścig). Na tej podstawie można założyć właśnie wtorkowy termin, a w tym roku byłby to 10 grudnia.

W królowej motorsportu istnieje jasna definicja młodego zawodnika. Choć czasem stanowi to zwykłe określenie tych, którzy ścigają się w Formule 2 i Formule 3, to w świetle przepisów młodym kierowcą jest ten, który nie zaliczył więcej niż dwóch występów w Grand Prix.

Oliver Bearman utrzyma więc ten status po GP Azerbejdżanu. Podobnie stało się zresztą w przypadku Pietro Fittipaldiego, który w sezonie 2020 dwukrotnie zastąpił Romaina Grosjeana, a później nadal korzystał z formalnego bycia juniorem. Tego samego nie może robić Liam Lawson, bowiem w 2023 roku przejechał pięć wyścigów.

Reszta wymogów zapewne zakładałaby posiadanie pełnej lub piątkowej superlicencji, ewentualnie międzynarodowej licencji A (potrzebnej do testu posezonowego i przyznawanej po ukończeniu 17. roku życia).

Przy zaledwie jednym bolidzie na zespół szansę dostałaby najbardziej obiecująca młodzież - ta, którą oglądamy podczas zastępstw w treningach. Byliby to więc kierowcy F2 lub ci, którzy wypadli z typowej ścieżki, ale rywalizują chociażby w IndyCar, jak np. Pato O'Ward.