Założył wielkie motoryzacyjne imperium. Przez lata jego decyzje budziły wiele kontrowersji. Był człowiekiem sukcesu, ale też bohaterem nieoczywistym, który nie uniknął w swoim życiu bardzo trudnych momentów. Jaki naprawdę był Enzo Ferrari? Jego największe tajemnice odkrył Brock Yates w biografii „Ferrari. Człowiek i maszyna”, która ukazała się w Polsce nakładem Wydawnictwa SQN.

 

Biografię autorstwa amerykańskiego dziennikarza, Brocka Yatesa, kupisz TUTAJ.

 

Fragment książki:

Ferrari udzielał audiencji wyłącznie wybranym, ale nawet szach Iranu, stały klient firmy, musiał odczekać swoje przed wejściem do posępnego gabinetu Enzo. Sypał wesołymi historyjkami i mętnymi, choć kwiecistymi, obserwacjami filozoficznej natury, które wygłaszał do zamożnych klientów, biznesmenów i dziennikarzy, a nie jeden spośród tych ostatnich został wezwany do Maranello tylko po to, by zostać zruganym przez „Commendatore” za jakiś afront wyrządzony marce. Na ogromnym biurku Enzo nigdy nie leżał żaden papier, ale szuflady przypominały kram sprzedawcy pamiątek. Ferrari wręczał je gościom zależnie od ich statusu. Ci mniej znakomici otrzymywali breloki lub przypinki z emblematem brykającego konia (który Ferrari próbował zastrzec do wyłącznego użytku, ale okazało się, że prawa do niego posiada miasto Stuttgart). Klienci średniego szczebla otrzymywali piękne jedwabne szale, również opatrzone symbolem Cavallino Rampante, a ważniejsi dygnitarze mogli spodziewać się prezentu w postaci egzemplarza najnowszego wydania często poprawianej i uzupełnianej biografii szefa z jego autografem.

Jeden z najważniejszych w Europie importerów aut Ferrari wspominał wizytę w fabryce, którą odbył wraz z zamożnym hrabią, którego porwał mistyczny wizerunek marki. Importer zdołał w końcu umówić się na audiencję z „Commendatore”, podczas której wyjaśnił, iż hrabia zakupił sześć aut Ferrari i należał do jego naj lepszych klientów. Potem zdradził, że jedynym życzeniem hrabiego jest otrzymanie egzemplarza książki z autografem. – To niemożliwe – mruknął tylko Ferrari, a potem sięgnął do szuflady i wyjął z niej jedwabny szal. Zerknął na hrabiego.

– Ma pan kochankę?

Hrabia zaniemówił z wrażenia, więc szef powtórzył pytanie:

– Ma pan kochankę czy nie?

– Mam – padła odpowiedź.

– No i dobrze – odparł Enzo i wyjął z szuflady drugi szal.

Kolekcja pamiątek służyła też do wręczania drobnych łapówek. Pewnego ranka Roger Bailey przejeżdżał przez wieś Formigine leżącą kilka kilometrów na północ od Maranello. Patrol drogowy zarejestrował nadmierną prędkość należącego do Chrisa Amona półlitrowego fiata, którym Bailey dojeżdżał tego dnia do pracy. Później tego samego dnia został wezwany do biura Ferrariego, gdzie czekało już na niego dwóch policjantów z Formigine. Funkcjonariusze ścigali go aż do bram fabryki. Doszło do głośnej kłótni, którą zakończył dopiero Ferrari. „Roger Bailey jest cenionym mechanikiem naszego wielkiego kierowcy, Chrisa Amona – powiedział. – Jeżeli wciągnięcie w tę sprawę Baileya, wciągniecie i Amona, a to oznacza, że wmieszacie w sprawę mnie samego i Scuderię Ferrari. Nie mogę na to pozwolić”. Ferrari wręczył następnie policjantom kolekcję firmowych breloków, przypinek i innych drobiazgów, które na wolnym rynku osiągały wysokie ceny. Tak zakończył całą sprawę.

Książkę „Ferrari. Człowiek i maszyna” zamów TUTAJ.