Tim Mayer nie będzie w stanie powalczyć z Mohammedem Ben Sulayemem o fotel szefa Międzynarodowej Federacji Samochodowej. Były sędzia F1 odbył dziś mocną konferencję prasową, pokazując, że wybory są ułożone tak, aby udział wziął w nich tylko jeden kandydat. Możliwe, że afera zakończy się interwencją rządów czy procesami sądowymi.
Amerykanin był nadzieją wielu osób na zmianę na czele Federacji, która jest rządzona twardą ręką przez Sulayema. Ten przez niecałe cztery lata rządów wywołał mnóstwo kontrowersji, mieszając się we wiele spraw, które zdaniem m.in. padoku F1 nie były od niego zależne. Dochodziły do tego mniej lub bardziej podstawne ataki medialne, ale w ostatnich miesiącach uwaga skupiła się na takim uformowaniu struktur FIA, które utrudniały przeprowadzanie zmian na czele.
Niedawno najgłośniejsza stała się kwestia samych wyborów, będących nie do wygrania przez kogoś innego niż Emiratczyk. Sprawa jest w ogólnym ujęciu bardzo prosta, bo technikalia procesu wymagają zgłoszenia swoich kandydatów na wiceprezydentów organizacji z różnych regionów świata. Tak się składa, że w przypadku Ameryki Południowej jedyną zatwierdzoną przez Światową Radę Sportów Motorowych (WMSC) kandydatką jest Fabiana Ecclestone, która współpracuje z Sulayemem.
Sam sposób doprowadzenia do takiego stanu rzeczy jest już nieco bardziej skomplikowany, lecz opiera się głównie o to, kto zostanie zgłoszony do WMSC i zatwierdzony. Są to reprezentanci klubów członkowskich FIA, czyli związków sportowych, które mają swój głos w głównych wyborach. Ponieważ niektóre kluby obawiały się stanięcia do rywalizacji po drugiej stronie i tego nie zrobiły, to łatwe stało się lobbowanie na rzecz ograniczenia liczby potencjalnych wiceprezydentów. Właśnie tak można rozstrzygnąć wybory, zanim te się odbędą.
Mniej więcej tak, poprzez Amerykę Południową, sprawiono, że pozostali pretendenci (Tim Mayer, Laura Villars oraz Virginie Philippot) po prostu nie mają jak spełnić kryteriów, aby stanąć do walki. Podobne wątpliwości istnieją także w sprawie Afryki, gdzie - jak mówił Mayer - wybrać można tylko z grona dwóch osób, również popierających Sulayema.
Oznacza to, że wyniki nadchodzących wyborów są już znane. Samo głosowanie oczywiście będzie miało miejsce 12 grudnia, lecz taki stan rzeczy wskazuje, że nie odbędzie się na uczciwych warunkach.
- Wybory w FIA są już zakończone, ale nasza kampania i misja ochrony integralności oraz reputacji FIA ciągle trwa. Wyborów nie będzie, bo zwyczajnie nie ma tu osób do wybrania. Nie będzie debaty na temat pomysłów, nie będzie starcia różnych wizji i nie będzie oceny przywództwa. Będzie tylko jeden kandydat, ten urzędujący. To nie jest demokracja. To iluzja demokracji - mówił dziś Tim Mayer na konferencji prasowej, w której uczestniczyliśmy.
- [W innym wypadku] miałbym bardzo dobrą szansę na zwycięstwo. Gdy rozmawiałem z ludźmi i wyjaśniałem im nasze stanowisko, to mówiłem, że mają okazję wrzucić niezależny głos do urny w grudniu. Widziałem w ich oczach, że w to wierzyli. Mieli taką okazję, ale właśnie dlatego lepiej jest się zatrzymać teraz. W tej chwili taki głos to już ryzyko przeciwko urzędującej władzy.
Podczas spotkania z mediami 59-latek poświęcił sporo czasu na wyjaśnienie, skąd wziął się taki stan rzeczy. Tłumaczył m.in. to, dlaczego liczba kandydatów z niektórych regionów jest tak mała, choć bardziej były to pytania retoryczne, sugerujące kontrowersyjne obietnice.
- W ostatnim cyklu ponad 40 kandydatów zgłosiło się do Światowej Rady. Teraz jest ich 29. Co się stało? Czy kluby członkowskie nagle straciły zainteresowanie kształtowaniem tego sportu? Czy może zostały przekonane, pod presją? A może obiecano im coś za niewystawianie kandydatów? Nie mogę tego powiedzieć z pewnością - zabezpieczał się dyplomatycznie Mayer.
- Gdy podróżowałem po świecie, od wielu klubów członkowskich usłyszałem, że chcieliby się wypowiedzieć, lecz nie mogą. Boją się utraty projektów, funduszy czy statusu, jeżeli tylko podważą ten system.
- Gdy wybory rozstrzygają się, jeszcze zanim można udać się na głosowanie, to nie mamy do czynienia z demokracją, tylko teatrem. Gdy kluby członkowskie FIA nie mają wyboru, to nie są uczestnikami, tylko widzami. I to nie jest jedynie moja opinia.
Walka będzie trwała. Czy również w sądzie?
Mayer wykazywał też rażące nieprawidłowości w doborze niektórych kandydatów, co czasem kwitował motorsportowym porównaniem o „posiadaniu mocy, ale bez hamulców”. Wymieniał przykłady sprytnego dopisywania kandydatów, na przykład poprzez rozszerzanie wagi pewnych wydarzeń w ostatniej chwili i niezważanie na to, czy zmagania w ogóle się odbyły.
Całe przemówienie byłego sędziego w zasadzie punktowało dziesiątki tego typu nieprawidłowości, przez co w pewnym momencie poruszono aspekt złożenia pozwu. O tym mówi się zresztą za kulisami od pewnego czasu i w zasadzie trudno wyobrazić sobie brak takiego posunięcia. W grę wchodzić mogą francuskie i szwajcarskie sądy, gdyż tam mieszczą się siedziby FIA. Na konferencji była mowa o francuskim prawie czy interwencji Amerykanów, związanej z amerykańskim posiadaczem praw komercyjnych, Liberty Media, na wzór korupcji w piłce nożnej.
- Wiem, że inni kandydaci przyglądają się wejściu na drogę prawną. Rozmawiałem już o tym z Laurą Villars. My zaś idziemy drogą wewnętrznych procesów FIA. Nie jestem przecież żadnym rewolucjonistą. Wystarczy na mnie spojrzeć, aby to widzieć. Chcę po prostu, aby FIA była lepszym miejscem. Zamierzam wykorzystywać wewnętrzne procesy FIA, chociaż nie wierzę, że są niezależne, wolne i otwarte. Chcę jednak, aby to był początek.
- Ludzie w naszym światku byli ogólnie tym rozczarowani, choć nie dotyczy to tylko Formuły 1 - mówił, pytany o reakcję padoku F1. - Dla wszystkich szokujące jest to, że możemy dosłownie skreślić wybory, zanim te się odbędą. Pewnie, technicznie one się wydarzą, dla jednego kandydata, ale te okoliczności są szokujące dla światka F1 i klubów członkowskich. Ludzie nagle zorientowali się, że nie zdawali sobie sprawy z tego, jak to wygląda. To był szok.
- Rządy mają pewną podstawę, aby na to spojrzeć. FIA jest francuska i ma wpisane w status, że powinna być demokratyczną organizacją. Moim zdaniem punkt pierwszy to rząd Francji i pokazanie mu, że złamano tu statut FIA. Jeśli chodzi o USA, co prawda sam posiadam amerykański paszport, ale wiem, że gdy dochodziło do takiej interwencji w związku z FIFĄ, mieliśmy tam przypadki kryminalnych działań.
Wszystko podsumowała zaś chęć kontynuowania walki o dobro FIA, aczkolwiek bez obietnicy startu za cztery lata.
- Ciągle wierzę w kluby, wolontariuszy i ludzi związanych z motorsportem oraz transportem, dla których poszanowanie zasad ma znaczenie. Nawet jeśli wyborów nie będzie, to nasza batalia ciągle trwa. Urna na głosy jest de facto zamknięta, a członkowie zostali uciszeni. Ale tylko do czasu. Będziemy kontynuować walkę.
- O to, czy wystartuję ponownie, trzeba będzie zapytać moją żonę. W tej chwili skupiam się na edukowaniu członków FIA. Jaki będzie ten proces, jak długo to zajmie i czy w ogóle przetrwamy te cztery lata, to się okaże.
FIA psuje się od dawna
Poza samą specyfiką wyborów jedną z najmocniejszych kwestii było to, dlaczego FIA znalazła się w takim położeniu. Zdaniem Mayera proces gnicia trwał od dawna, a nie tylko za kadencji Sulayema.
- To nie stało się z dnia na dzień, tylko w ciągu dwóch dekad. Mohammed nie jest pierwszą osobą, która myślała o takim ograniczeniu wyborów. Doszliśmy jednak do momentu, gdzie wybrać da się tylko jednego człowieka.
- Bierzcie pod uwagę, że w FIA jest 245 klubów, a tylko 6 z Ameryki Południowej zaangażowało się w wybór członków w Światowej Radzie. Wybory dla 245 organizacji rozstrzygnęło 6 z nich, ale to nic nowego. Nowością jest to, że pula kandydatów w Światowej Radzie się zmniejszyła. Nowością jest to, co do tego doprowadziło, a także brak jakichkolwiek opcji wyboru. Ostatnio mieliśmy przynajmniej tyle.
Bardzo ciekawe pytanie dotyczyło też tego, czy Tim w ogóle wiedział, w co się pakuje. Odpowiedź okazała się twierdząca, choć nie zabrakło tu drobnego bicia się w pierś.
- Nie podchodziłem do tego naiwnie. Być może naiwnością było wybranie się do kraju w Afryce, którego nie wymienię, gdzie powiedziano mi, że dopóki nie zaprezentuję swojej mocy, to nie dostanę głosu. Może to jest naiwność? Wiele osób mówiło mi, że wszystko we mnie jest wspaniałe, lecz nie pokazuję tej mocy. A dla mnie liczy się integralność. Nie mogę nagle dać komuś 20-30 tysięcy euro grantu. To nie do mnie należy, aby teraz obiecywać takie rzeczy.
- Mieliśmy pełną świadomość tego, jak wygląda ten system. Gdybyście zapytali o to FIA, opowiedzą wam, że mają demokratyczny proces i wiele zależy od ludzi, którzy stają do walki. Rozumiem, ale chciałbym podkreślić, że 6 klubów w Ameryce Południowej rozstrzygnęło wybory dla wszystkich klubów, dla 245. Natomiast tak, rozumiałem to. Odwiedziłem nawet te kluby. A czy wiedziałem, że ludzie Mohammeda również tam byli? Tak. W tym wyścigu po prostu mnie pokonali.