Po wyścigu F1 w Miami sporego rozpędu nabrały spekulacje na temat przyszłości Jacka Doohana w Alpine. Jeszcze rano sugerowano, że Franco Colapinto może już wkrótce otrzymać swoją szansę i wrócić do kokpitu. W ciągu kilku godzin media zmieniły narrację i opisują sprawę jako pewną.

Nowy tydzień w środowisku F1 przyniósł nam mocną falę informacji, według których w stajni z Enstone może dokonać roszady składu kierowców. Ma mieć to związek z kolejnym słaby występem Australijczyka, który na Florydzie odpadł z rywalizacji już na etapie pierwszego okrążenia. Jeżeli dołożymy do tego jego przygody z Australii, Japonii oraz Chin, to jasne jest, że jego pozycja cały czas wisi na przysłowiowym włosku.

Plotki o występie Colapinto na Imoli istnieją już w teorii od paru dni, kiedy to jeden z jego sponsorów wygadał się przy aktywnym mikrofonie. W Miami dementował to Oliver Oakes, szef stajni, aczkolwiek bardzo wyraźnie podkreślał, że jest to czas teraźniejszy. Po wyścigu nie stawił się natomiast na rozmowach, co uzasadniano planem podróży.

- Na dzień dzisiejszy Jack i Pierre to nasi kierowcy. Myślę, że przedstawialiśmy to całkiem jasno. Co prawda zawsze to analizujemy, ale na dziś tak to wygląda - mówił Oakes w piątek.

Nie tak dawno serwis The Race przekazywał, że Doohan mimo licznych wpadek ma otrzymać kredyt zaufania i mieć pewną pozycję do połowy sezonu. Narracja w tym wątku bardzo szybko uległa jednak zmianie. Jak od dziś donoszą m.in. Erik van Haren z De Telegraaf i ponownie The Race, Flavio Briatore może w najbliższych dniach dopiąć swojej koncepcji i obsadzić Franco Colapinto u boku Pierre’a Gasly’ego.

Istnieje całkiem duże prawdopodobieństwo, iż stanie się to już przed rundą na Imoli. W ciągu paru godzin media przestały pisać o rozważaniu czy możliwej zmianie - w tej chwili wspomina się o tym bezpośrednio. Doohan miał otrzymać informację o zmianie w składzie jeszcze przed wylotem z Miami. Powrót Colapinto do F1 jest więc bardzo bliski, a jeżeli zostanie potwierdzony, to Franco rozpocznie rywalizację od trzech startów w trzy tygodnie - na Imoli, w Monako i Hiszpanii.

Za kandydaturą Argentyńczyka przemawia przede wszystkim jego mocne wejście do F1, w której zadebiutował w tamtym roku, zastępując w Williamsie Logana Sargeanta. Jego wyniki były na tyle dobre i zaskakujące, że nawet Red Bull na pewnym etapie rozważał ściągnięcie go do swoich szeregów w miejsce zawodzącego Sergio Pereza. Byki postanowiły finalnie odstąpić od tego pomysłu, gdy wraz z kolejnymi startami Franco zaczął dopuszczać się dość kosztownych błędów.

Warto odnotować także fakt, że za postacią 21-latka stoi również spore zaplecze sponsorskie z Ameryki Łacińskiej. Alpine przy okazji sprowadzenia do siebie Colapinto zyskało też jednego z jego sponsorów, a mianowicie firmę Mercado Libre. Gdyby tego było mało, sam zainteresowany jest powiązany z argentyńską spółką naftową YPF - tą samą, której CEO wygadał się ws. Imoli.