Gabriel Bortoleto wytłumaczył, jak z jego perspektywy wyglądał potworny wypadek, którego doświadczył w sprincie F1 w Brazylii. Na spotkaniu z dziennikarzami kierowca nieoczekiwanie musiał stanąć też w obronie swojej agresywnej postawy, a powołał się przy tym na niełatwe początki Maxa Verstappena.

Sobotni wypadek Bortoleto na Interlagos zostanie zapamiętany na długo. Była to potworna kraksa, niespodziewana i bardzo gwałtowna, w której bolid zaliczył dwa poważne uderzenia w bariery. Debiutantowi na szczęście nic się nie stało, lecz rozmiar wypadku przyćmił kilka innych wydarzeń.

Brazylijczyk kilka godzin później miał okazję skomentować całe zajście, stawiając się na rozmowach po czasówce, w której nie zdążył wziąć udziału. Gdy próbował diagnozować przyczyny, zwracał uwagę na wilgotną nawierzchnię, choć nie udzielił stuprocentowo pewnej odpowiedzi.

- Okrążenie wcześniej spróbowałem takiego ataku i dałem radę, ale Alex odzyskał pozycję z pomocą DRSu. Nie wiem, co stało się później. To chyba było połączenie paru rzeczy. Zaatakowałem z daleka, sam miałem DRS. Prawdopodobnie zahamowałem już na bardziej mokrej części, a samochodem rzuciło w lewo, na ścianę. Dalej byłem pasażerem. Nie da się kontrolować czegoś takiego. To straszne - opowiadał Bortoleto.

Pytany o zachowanie systemu DRS, którego późne zamknięcie uznawano za potencjalnie ważny czynnik, odparł: - Nie wiem, co zrobił DRS. Nie skupiałem się na tym. Widziałem nagrania, zdjęcia i dane, które pokazują to częściowo, ale skupiłem się na kwalifikacjach. Nie analizowałem, dlaczego doszło do kraksy. Zaraz wrócę do zespołu i się tym zajmę. Prawdopodobnie zahamowałem na mokrym asfalcie i obróciło mnie. To mogło być tak proste, lecz odpowiedź dam wam jutro. Teraz nie za bardzo mogę to zrobić.

Bortoleto doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jak potężnie się roztrzaskał. Stracił panowanie przy 339 km/h, przy pierwszym uderzeniu doświadczył przeciążenia o wartości 34 g, a przy drugim aż 57 g.

- Jestem farciarzem. Powiedziałem lekarzom, że wyszedłem z bolidu i czułem pewien ból, ale normalny. Mam na myśli, że to coś jak po zwykłym weekendzie. Zawsze trochę boli mnie ramię, pobolewa tu i tam. Teraz jest podobnie. Mam ogromne szczęście. To mogło się skończyć dużo gorzej, a jestem tu, w jednym kawałku, rozmawiam z wami i prawie wystąpiłem w czasówce. 

- Trudno powiedzieć, ile zabrakło mi do wyjechania z garażu. Przygotowaliśmy auto, a ja się ubrałem, ale jeżeli chcesz zrobić wszystko porządnie, to pewnie potrzebujesz jeszcze z 20-30 minut. Myślę, że zespół chciał wypuścić mnie, aby zobaczyć, czy bolid jest dobrze odbudowany, czy silnik działa i czy wszystko jest okej. 

Bortoleto broni agresji. Argument Verstappena

Najciekawszy był natomiast zupełnie inny wątek. W pewnym momencie Bortoleto dostał pytanie od brazylijskiego dziennikarza. Ten przypomniał sytuację z GP Chin, gdzie Gabriel wściekał się na Jacka Doohana za niepotrzebny atak w walce o pietruszkę w sprincie. Dziennikarz chciał wiedzieć, czemu więc teraz Bortoleto sam zaatakował rywala tak ostro, nie walcząc o nic wielkiego. Za potencjalny powód podał fakt, że zmagania odbywają się akurat w Sao Paulo.

Zawodnik początkowo nie zrozumiał pytania, sensu cofania się aż do Szanghaju, a później samych intencji dziennikarza, przez co trochę się zagotował. Dopytał, czy też jest z Brazylii i dla kogo pracuje, a gdy usłyszał nazwę, to rzucił oschle, że wszystko jest już dla niego jasne. 

Widząc to zajście, zareagowała nawet oficerka prasowa Saubera, która przypomniała zirytowanemu kierowcy, że nie musi odpowiadać, jeżeli nie chce. Ten jednak zamierzał to zrobić i mówił przez dłuższą chwilę, z wyraźnymi emocjami, powołując się m.in. na początki kariery Maxa Verstappena. Wyglądało to tak, jakby Gabriel poczuł się niesłusznie zaatakowany i chciał bronić swojej agresywnej postawy na torze.

- Nie, w porządku. Odpowiem na pytanie. Dziś w zasadzie powiedziałem to swojemu ojcu. I to w sumie dobre pytanie. A jak ty się nazywasz? - mówił Bortoleto.

- Zadałeś dobre pytanie. Jak wiesz, niestety w poprzednich kategoriach przyzwyczaiłem się do ciągłej walki z przodu. Dziś, w Formule 1, nie mam jeszcze takiego samochodu. W pewnym momencie muszę zacząć o to walczyć, a przez cały rok trochę się z takich starć wycofywałem i nie byłem w stanie tego robić. A przecież powinienem uczyć się i sprawdzać pewne rzeczy.

- Chodzi o to, że gdy nadejdzie taki dzień, w którym - mam nadzieję - dostanę bolid zdolny do walki o mistrzostwo, to nie będę mógł popełniać takich błędów. Wierzę, że takie zdarzenia jak to dzisiejsze tworzą lepszych kierowców. Każdy przez to przechodzi. Wystarczy spojrzeć na początek kariery Maxa Verstappena i to wszystko, czego doświadczył.

- A wracając do Chin, byłem wtedy zły na Jacka, tak. Zblokował dosłownie wszystko i mnie uderzył, ale później porozmawialiśmy i było już w porządku. Oczywiście na gorąco byłem bardzo zły, lecz dziś? Dziś wykonałem taki atak okrążenie wcześniej i skończyło się dość dobrze. Nie rozbiliśmy się. A później, nie wiem, było mokro, uderzyłem w ścianę. Nie uderzyłem nawet w Alexa, tylko w ścianę. Jest mi przykro z jego powodu, bo moje skrzydło wpadło pod jego bolid. Nie wiem, czy miał uszkodzenia, ale takie jest życie. Ja za to mam nadzieję, że wyciągnę wnioski ze swoich błędów.