Według Zaka Browna Red Bull popełnił kolejny błąd przy wyborze swojego nowego kierowcy F1. Przy okazji dnia medialnego przed GP Chin do całej sprawy krótko i dosadnie odniósł się sam Liam Lawson, który w Szanghaju będzie musiał udowodnić swoją wartość w kokpicie RB21 po nieudanym otwarciu sezonu 2025 w Australii.

Stajnia z Milton Keynes od wielu lat zmaga się z problemem dotyczącym obsady drugiego fotela w swoim zespole, a po zeszłorocznych przygodach Sergio Pereza doczekaliśmy się kolejnej zmiany na tym gorącym stanowisku. Choć część fanów uznawała wybór robiącego progres Yukiego Tsunody za naturalny, to rodzina Red Bulla miała zupełnie inne zamiary - do partnerstwa z Maxem Verstappenem wytypowano Liama Lawsona. 

W środowisku F1 panuje powszechne przekonanie, iż Helmut Marko i spółka przy wyborze nowego zawodnika kierowali się dłuższą perspektywą współpracy. Japończyk z kolei znalazł się obecnie w dość niekomfortowym położeniu, gdyż pod koniec tego roku z byczego obozu odejdzie Honda. Brak jej wsparcia - podobnie jak ciągle istniejący brak przekonania co do tego, jak pewnym kierowcą jest Yuki - może okazać się dla niego bardzo niekorzystny w odniesieniu do utrzymania swojej posady. 

Do całej tej sprawy postanowił włączyć się ostatnio dyrektor generalny McLarena, który otwarcie przyznał, iż wciąż nie może zrozumieć, dlaczego Red Bull nie zdecydował się na angaż Tsunody.

- Yuki wykonał w ostatnim czasie świetną robotę i jest tym facetem, który powinien siedzieć w bolidzie Red Bulla - przyznał Zak Brown w rozmowie ze Sky Sports F1. - Ta decyzja jest dziwna, zwłaszcza gdy popatrzymy na jego minione występy, ale Red Bull od czasu do czasu dokonuje po prostu dziwnych wyborów kierowców. 

Takie sugestie nabrały jeszcze większego rozpędu po tym, jak Tsunoda wywalczył P5 w kwalifikacjach do Grand Prix Australii, a Lawson w lepszym bolidzie nie zdołał przebrnąć przez Q1. Niedziela również nie ułożyła się po myśli Nowozelandczyka, który rozbił swój samochód w zdradliwych warunkach, co oczywiście natychmiast wywołało lawinę spekulacji i porównań do jego poprzedników, którzy także nie unikali poważnych błędów na torze.  

Sam zainteresowany nie zamierza jednak przejmować się opinią środowiska i otwarcie przyznał, że nie interesuje go, co na jego temat wygadują członkowie innych ekip.

- Nie obchodzi mnie to, co mówi o mnie Zak Brown - powiedział Liam Lawson przed GP Chin. - Prawdopodobnie nigdy nawet nie rozmawialiśmy ze sobą. Szczerze przyznam, że nie śledziłem żadnych wypowiedzi w mediach społecznościowych przez ostatnie dwa tygodnie.

Komentując już wątek samej rywalizacji w Szanghaju, zawodnik podkreślił, że po prostu zależy mu na odbiciu się po kiepskim występie na Albert Park i wykorzystaniu czasu w kokpicie.

- Nie sądzę, że po jednym wyścigu możemy mówić o wpadnięciu w jakąś spiralę. Mamy wysokie oczekiwania i Melbourne było słabe, ale tu chcemy po prostu zaliczyć dobry weekend.

- Tamta runda była trudna już od początku. Byliśmy po prostu wolni. Później krótki przejazd na slickach był dobry, choć mieliśmy wtedy zupełnie inny balans. To bardzo mi pomogło. Ale ogólnie w trakcie weekendu nie byłem zbyt przygotowany.

- Ten, przy jednym treningu, też nie pozwoli mi na to. Natomiast [w Australii] było za dużo niewiadomych. Tutaj trening i nawet sprint - choć stawką są punkty - to już szansa na to, aby nauczyć się czegoś więcej. Dobrze, że na starcie sezonu jest dużo wyścigów. Więcej weekendów pozwoli mi na lepsze poznanie maszyny i poczucie się bardziej komfortowo.

- Nie sądzę za to, że zmienię swoje podejście. Będzie bardzo podobne do poprzedniego razu i wszystkich innych Grand Prix, które przejechałem w F1.

Pewną nadzieję na postępy daje mu to, że RB21 wydaje się mieć nieco mniejsze problemy niż zeszłoroczny model.

- Nie wiem, czy auto ma większe okienko pracy, ale jest ciut łatwiejsze w prowadzeniu - potwierdził Lawson. - Oczywiście nie pojeździłem zbytnio zeszłorocznym samochodem, ale sprawdziłem je w symulatorze, więc wiem, jak to było. Powiedziałbym, że naprawdę jest łatwiejsze, lecz ciągle szukamy sposobów, aby to wykorzystać. W Melbourne udało się szczególnie po stronie Maxa.