Wraz z decyzją o zwolnieniu Christiana Hornera z Red Bulla w środowisku F1 pojawiły się szumne spekulacje o jego dalszych losach na najwyższym szczeblu sportów motorowych. W tle mówi się głównie o dwóch możliwych kierunkach, z czego jeden z nich jest bardzo medialny i dotyczy przejścia do Ferrari. Drugi to Alpine, czyli coś, co początkowo zaskakuje, choć może mieć sporo sensu.

Odejście Hornera z Red Bulla to wielka sprawa nie tylko ze względu na jej kaliber, ale również przez to, ile znaczył on sam jako postać. Brytyjczyk wśród Czerwonych Byków nie sprawował tylko roli szefa zespołu, lecz był jednocześnie CEO i zarządcą działu silnikowego. Christian ciągle jest zakontraktowany w Red Bullu, lecz zwyczajnie nie pracuje. Zanim więc będzie mógł zająć się swoją przyszłością, konieczne stanie się formalne zakończenie poprzedniego rozdziału, co zapewne skończy się całkiem solidnym wypchaniem kieszeni.

Proces rozwodowy zajmie tu nieco dłużej, niż ma to miejsce w przypadku innych zwolnień, ale to ostatecznie kwestia czasu. Gdy już Horner będzie w stu procentach wolny, to automatycznie stanie się ciekawą opcją dla tych zespołów, które będą potrzebować niezwykle doświadczonego człowieka. Mowa w końcu o kimś, kto doprowadził zespół do dwóch okresów święcenia triumfów i wie, jak powinien funkcjonować mistrzowski skład. 

Obecnie przyjmuje się, że Horner nie musi się spieszyć z podjęciem nowego wyzwania w karierze. Choć w tej chwili trwa już fala spekulacji i domysłów na temat tego, gdzie uda się w przyszłości, to istotna jest tu także przeszłość - zdaniem The Race po ostatnich 18 miesiącach, które były niezwykle burzliwe i prywatnie, i zawodowo, Christian ma celować w spędzenie najbliższego czasu z rodziną. Dochodzi do tego aspekt potencjalnego zakazu pracy u konkurencji, który w Formule 1 wynosi zwykle 365 dni. Z reguły, nawet gdy ktoś sam decyduje się na odejście, zgodnie z prawem trudno jest mu zabronić pracy przez więcej niż rok.

Gdzie w F1 może trafić Horner?

Od środy media są raczej zgodne co do tego, że Horner nie pożegna się z królową motorsportu w takim stylu. To ambitny człowiek, który lubi władzę, kontrolę i twardą walkę. Co prawda ma sukcesy, miliony na koncie i nic już nie musi, ale jednocześnie jest stosunkowo młody i może popracować dłużej, ma gigantyczne doświadczenie i będzie łakomym kąskiem. Poza tym, jako jeden z najlepszych szefów w tym sporcie, mógłby podjąć się misji odbudowania innej potęgi, co wyraźnie podbiłoby jego historyczne notowania.

Liczba zespołów F1, które mogą być zainteresowane Hornerem, z drugiej strony nie jest wcale taka gigantyczna. Z 10 ekip naturalnie odpadają Red Bull i Racing Bulls, a równie trudno wyobrazić sobie go np. w McLarenie czy Mercedesie. Sauber/Audi ma już nowe szefostwo z dużymi nazwiskami, podobnie jak Aston czy Williams. Haas wydaje się natomiast zbyt mały, a Cadillac - zbyt świeży. 

Tym sposobem łatwo wytypować, że miejscami, które mogłyby dać potencjalnemu nowemu szefowi najwięcej, są Ferrari i Alpine. To właśnie te dwa rozwiązania są teraz najmocniej podgrzewane w medialnych spekulacjach, chociaż oczywiście nie oznacza to, że żadne z zamkniętych drzwi lada moment się nie otworzą. Złośliwi powiedzieliby, że zmiany na szczytach zespołów F1 są przecież tak częste jak te wśród kierowców Red Bulla. 

Ferrari chciało Hornera, ale... 

Scuderia to taki kierunek, który pojawiłby się zawsze, aczkolwiek tym razem istotne jest to, że nie tak dawno Christian faktycznie miał ofertę na stole, a dosłownie kilka tygodni temu dziennikarze znów dopytywali go o taki transfer.

Trzy lata temu, zanim pożegnano się z Mattią Binotto, John Elkann próbował chwycić byka za rogi i wyrwać je wraz z najważniejszą osobą. Rozmowy nie przyniosły jednak pozytywnego skutku. Horner miał argumentować odmowę m.in. tym, że praca we Włoszech to zbyt duża presja, a dodatkowo deklarował wierność Red Bullowi. Warto pamiętać, że wtedy odejście po prostu nie miało sensu. Rozpoczynał się drugi okres odnoszenia sukcesów, Adrian Newey i spółka mieli najlepszą bazę bolidu nowej generacji, a do tego czuli się tak pewnie, że nie potrzebowali Porsche i ludzi w krawatach w zespole wyścigowym.

Teraz wygląda to zupełnie inaczej, bo większość z tamtych argumentów trafiła już do kosza. W teorii nie można więc wykluczyć kontynuacji tej historii, szczególnie że trzęsienie ziemi w Milton Keynes zbiegło się w czasie z mocną falą spekulacji o niepewnej przyszłości Freda Vasseura w Maranello. Choć Horner nie zna włoskiej kultury, to mógłby być idealnym następcą - jest człowiekiem z zewnątrz, umie rządzić twardą ręką i ma udokumentowaną skuteczność. Gdyby przywrócił Ferrari na szczyt, to zyskałby potwornie dużo, lecz ryzyko niepowodzenia jest równie duże co w przypadku ludzi, którzy zostają kolegami Maxa Verstappena.

GP Bahrajnu 2023: Laurent Mekies i Fred Vasseur. Jeden jest dziś szefem Red Bulla (jak to w ogóle brzmi?!), a drugi może być zastąpiony przez tego, który... wszystkim kojarzy się jako szef Red Bulla (fot. Ferrari).

GP Bahrajnu 2023: Laurent Mekies i Fred Vasseur. Jeden jest dziś szefem Red Bulla (jak to w ogóle brzmi?!), a drugi może być zastąpiony przez tego, który... wszystkim kojarzy się jako szef Red Bulla (fot. Ferrari).

Możliwe jednak, że i ten wątek wkrótce umrze. Według dobrze poinformowanego we Włoszech serwisu, AutoRacer, Vasseur ma być na dobrej drodze do odnowienia swojego kontraktu, który wygasa pod koniec tego roku. Co prawda plotki o rozstaniu nie wzięły się znikąd, ale od ich wypłynięcia Fred doczekał się mocnych głosów poparcia od szanowanych kierowców, a samo Ferrari wydaje się zauważać, że ciągłe robienie tego samego i oczekiwanie innego rezultatu nie jest, delikatnie mówiąc, najrozsądniejsze. 

Jedyną niewiadomą pozostaje to, jak długiego przedłużenia współpracy doczeka się Vasseur oraz - oczywiście - jak mocny będzie zespół w nowej erze. Zepsucie otwarcia nowej generacji z pewnością rozbuja medialną karuzelę na nowo. Wtedy żadnym zaskoczeniem nie będzie, jeżeli Horner ponownie trafi na radar Elkanna, lecz i tu mogą wystąpić pewne przeszkody. Christian to ktoś, kto zagwarantuje wygrywanie, jeżeli dostanie dużo władzy i będzie miał swobodę - zupełnie jak w Red Bullu. To coś, co trudno osiągnąć w Ferrari, które od zawsze jest podatne na wpływy tzw. góry czy emocje włoskich dziennikarzy. 

Inna sprawa, że Brytyjczyk niekoniecznie musi być tak samo chciany w Maranello, jak był trzy lata temu. Ciekawy punkt widzenia na tę kwestię przedstawiło ostatnio Corriere della Sera, które uważa, że taki temat jest już zamknięty z powodu dobrze znanych kontrowersji z początku sezonu 2024.

- Ferrari zabiegało o niego w 2022 roku, zanim podpisało kontrakt z Vasseurem, lecz obecnie nie ma nic wspólnego z tą historią. Według źródeł z Maranello zespół nie jest już zainteresowany jego osobą, być może ze względu na problemy niezwiązane z wyścigami, które się za nim ciągną - czytamy w Corriere.

Horner, Briatore i silniki Mercedesa w jednym?

To dlatego w tej chwili na cichego faworyta wydaje się wyrastać Alpine, które wbrew pozorom może mieć sporo plusów, nawet takich jak lokalizacja w tzw. motorsportowej dolinie, zresztą niedaleko od domu bohatera tego tekstu. Enstone to takie miejsce, gdzie Horner mógłby trafić bez zmieniania swojego życia prywatnego i trudnej kulturowo przeprowadzki, a poza tym jest to projekt, który może być otwarty na ułożenie z pomocą kompetentnych rąk.

W niedalekiej przyszłości w zespole konieczne będzie poszukiwanie kogoś na miejsce starszego już Flavio Briatore. Jego obecność nie wyklucza ściągnięcia Hornera, szczególnie że łączą ich niezłe relacje, ale w pewnym sensie trudno wyobrazić sobie, aby Christian miał być zależny od niego, zwłaszcza że wcześniej miał już obok siebie niesfornego Helmuta Marko.

O ile Marko zawsze był bezpieczny z uwagi na Austriaków, a Horner ostatecznie przegrał rozgrywkę o usunięcie go, o tyle w Alpine - szczególnie po odejściu Luci de Meo - takie coś nie będzie mieć miejsca. Briatore był mocno związany z de Meo, ale teraz nie posiada tego atutu. Poza tym z racji wieku i tak nie ma tam wybitnie długoterminowej przyszłości. Horner mógłby więc zacząć działać i knuć sprytne plany powrotu na szczyt.

Przeszkodą potencjalnie jest też posiadanie nad sobą koncernu, czyli Renault, który również mógłby mieć więcej do powiedzenia, niż życzyłby sobie nowy szef. Istnieje jednak kilka wyjść z tej sytuacji, przez które Horner mógłby zostać skuszony.

Zdaniem The Race jednym z nich jest po prostu wizja i chęć, aby wreszcie sięgnąć po porządnego człowieka, który zna się na rzeczy, mistrzostwo zdobywał w zeszłym roku, a nie 2006, plus ciągle będzie głodny i ambitny. Co więcej, serwis zasugerował, że rozumie to tak, iż opcja Alpine nie jest taka bezpodstawna.

   To bardzo popularne zdjęcie i raczej nie lubimy takich nadużywać, ale przynajmniej podpis będzie śmieszny. Rok 2026, Toto Wolff i Christian Horner świętują pierwsze wspólne podium zespołu Alpine-Mercedes (fot. Red Bull, koloryzowane).

To bardzo popularne zdjęcie i raczej nie lubimy takich nadużywać, ale przynajmniej podpis będzie śmieszny. Rok 2026, Toto Wolff i Christian Horner świętują pierwsze wspólne podium zespołu Alpine-Mercedes (fot. Red Bull, koloryzowane).

- Jeśli Renault poczuje, że potrzebuje bardziej nowoczesnego lidera zespołu F1, który będzie w stanie zarządzać całością i raportować do zarządu w bardziej konwencjonalny sposób, to Horner wydaje się być oczywistym kandydatem. Uznaje się, że Christian zamierza przynajmniej rozważyć taką możliwość - czytamy. 

- Nowe regulacje na przyszły rok mogą odegrać znaczącą rolę w tym, co może się wydarzyć. Nawet jeśli w tym sezonie nie dojdzie do żadnych przetasowań, to karuzela z szefami zespołów oraz kierowcami na dobre rozkręci się na początku 2026 roku, kiedy będzie jasne, kto najlepiej dostosował się do nowych zasad, a kto zaliczył bolesną weryfikację. Jeśli dany zespół wpadnie do tego drugiego obozu, to jego właściciele zaczną szukać winnego tej sytuacji oraz osoby najlepiej nadającej się do wyciągnięcia drużyny z kłopotów. 

- To właśnie w takim momencie Horner mógłby mieć najmocniejsze karty. Jego kontrola nad Red Bullem wykraczała poza prowadzenie zespołu wyścigowego. Jako dyrektor generalny firmy był kluczową postacią, która doprowadziła do tego, że podmiot stał się rozległym przedsiębiorstwem, z odpowiednim ramieniem technologicznym, robiącym znacznie więcej niż tylko projektowanie i budowanie bolidu Red Bulla. 

Warto również pamiętać o tym, że dalsze losy Alpine są ogólnie nieznane. Odkąd jest tam Flavio Briatore, regularnie mówi się i dementuje plotki o sprzedaży zespołu. Wiele zapewne będzie zależeć od następcy de Meo, aczkolwiek tutaj także kryją się szanse dla Hornera.

Gdyby na horyzoncie pojawiła się okazja na wejście do struktury właścicielskiej, Christian zdołałby odhaczyć coś, czego jeszcze nie zrobił - zabezpieczyć posadę na wzór swojego wielkiego rywala, Toto Wolffa. Byłoby to wyjątkowo zabawne, gdyby jednocześnie stał się też klientem silnikowym Austriaka.