Początki Lewisa Hamiltona w Ferrari z pewnością nie spełniają oczekiwań. Najgłośniejszy transfer w historii Formuły 1 na ten moment można określić raczej jako fiasko - zawodzi zarówno samochód, jak i sam kierowca. Po ubiegłorocznej kampanii Scuderia dawała nadzieję na walkę z McLarenem, co według wielu miało zwiastować powrót dawno niewidzianego, zmotywowanego Lewisa. W Miami za to usłyszeliśmy go w wybitnie sfrustrowanym wydaniu.
Niestety pierwsze rundy pokazały, że Scuderia nie tylko nie rzuci rękawicy ekipie z Woking, ale też nie będzie w stanie dotrzymać tempa Verstappenowi i Mercedesom. W takiej sytuacji punkt odniesienia dla siedmiokrotnego mistrza świata stanowi jego zespołowy kolega, na którego tle Hamilton wypada bardzo słabo.
Podczas GP Miami, za sprawą komunikatów radiowych, potwierdziła się duża frustracja 40-latka. Trudno jednak spodziewać się innych emocji, biorąc pod uwagę sposób funkcjonowania stajni z Maranello w porównaniu z latami spędzonymi w załodze z Brackley, która przez długi czas przypominała znakomicie naoliwioną maszynę.
W trakcie czwartkowych rozmów z mediami Hamilton przyznał, że nowa rzeczywistość jest dla niego niezwykle wymagająca, a perspektywy na najwyższe cele są bardzo odległe. Lewis nie ukrywał, że liczył się z niełatwą przeprawą, ale nie wiedział, jaka będzie tego skala.
- Spodziewałem się, że będzie bardzo trudno, bo wcześniej zmieniałem już barwy - zaczął Brytyjczyk. - Podszedłem do tego z otwartym umysłem. Nie wiedziałem za to, jak trudne to będzie. Wiedziałem, że będzie to wyzwanie. I rzeczywiście, pod każdym względem jest zdecydowanie najtrudniejsze.
- Mistrzostwo? Do tego jeszcze bardzo, bardzo długa droga. Z mojego doświadczenia wynika, że kiedy jesteś ponad 100 punktów za liderem na tym etapie sezonu, rywalizując z dominującym autem, to musisz założyć, że raczej nie walczysz o tytuł. Ale sytuacja może się odwrócić, choć nigdy czegoś takiego nie widzieliśmy.
Lewis udzielił także wypowiedzi dla F1.com i stanął w obronie zespołu, podkreślając jedność, co jest jasnym sygnałem na ostatnie niesnaski w załodze, które były szeroko komentowane po weekendzie w Miami.
- Musimy spojrzeć na to, co zrobiliśmy nie najlepiej, i być wobec siebie krytyczni. Bierzemy odpowiedzialność, każdy z nas, i zastanawiamy się, jak to naprawić. Tym się właśnie zajmujemy.
- Jestem naprawdę dumny z naszych ludzi, bo obrywamy w mediach i od kibiców w komentarzach, jesteśmy oceniani. A ja jestem pełen podziwu, że co weekend pojawiają się z podniesioną głową. Próbują, dają z siebie absolutnie wszystko - i więcej nie można od nich wymagać.