Lewis Hamilton wymownie podsumował najnowszą dyrektywę techniczną FIA, która mogła wpłynąć na osiągi bolidów od trwającego GP Hiszpanii 2025. Zdaniem kierowcy Ferrari było to wyrzucenie pieniędzy w błoto.
Od rundy na Circuit de Barcelona-Catalunya obowiązują ostrzejsze wymogi ws. uginania się przednich skrzydeł. To kontrowersyjna zmiana, którą zapowiedziano późno i wyznaczono dopiero na dziewiąty wyścig sezonu. Oznaczało to, że zespoły przejadą 1/3 mistrzostw z mniej sztywnymi komponentami, a następnie będą musiały stworzyć nowe. Pierwotny plan zakładał zresztą, że dyrektywa wejdzie w życie na etapie Imoli czy Monako, ale ekipy wolały mieć większy zapas starych części na najciaśniejszy tor w kalendarzu.
Oczekiwania przed wizytą w Hiszpanii były umiarkowane, bo od pewnego czasu dochodziły już głosy o tym, że efekty nie będą kolosalne. Niektórzy wyliczali, że różnica może wynosić około jednej dziesiątej, ale wszystkie oczy były i tak zwrócone na McLarena - to najlepszy samochód w 2025 roku, a do tego lider w dziedzinie elastyczności.
Kwalifikacje pokazały, że MCL39 ciągle ma się dobrze. Oscar Piastri i Lando Norris zajęli miejsca 1-2, mając 0,3 sekundy przewagi nad Maxem Verstappenem. Gdy więc o wpływ dyrektywy zapytano Lewisa Hamiltona, którego ekipa była typowana jako potencjalny wygrany nowych przepisów, ten nie przebierał w słowach i wyśmiał całe zamieszanie.
- Balans na pewno nie jest tak dobry jak wcześniej, ale to nie zrobiło żadnej różnicy. Co za strata kasy! [FIA] po prostu sprawiła, że wszyscy stracili pieniądze. To dosłownie nie zmieniło niczego - mówił Brytyjczyk z dużym rozbawieniem w głosie.
- Wszystkie skrzydła i tak się wyginają, tylko o połowę mniej. Każdy musiał stworzyć nowe skrzydło i wydać na to pieniądze. To zwyczajnie nie ma sensu, ale tak to już jest. Jedziemy dalej.
- Nie oczekiwałem [czegoś innego]. Przejechałem się w symulatorze i wszystko było praktycznie takie jak wcześniej. Może jest trochę więcej nadsterowności w szybkich zakrętach, ale to tyle.
Opisując formę stajni z Woking, Hamilton wskazał, że choć piłka ciągle jest w grze, to dystans wydaje się spory.
- McLaren zrobił niesamowitą robotę. Ja tracę pół sekundy, ale inni tracą trzy dziesiąte. To nie jest coś, czego nie da się nadrobić, lecz jedna dziesiąta sekundy wymagała ostatnio miesięcy rozwoju. Nie wiem, czy jesteśmy w stanie... w zasadzie to na pewno nie będziemy w stanie urwać pół sekundy, a tyle nam brakuje. Ale nigdy nie mów nigdy.
Gdy natomiast zapytano go o dyspozycję Ferrari, to siedmiokrotny mistrz wyjawił, że na tym etapie myśli już raczej o tym, aby zredukować pewne niedoskonałości, które przeszkadzają mu w tym momencie.
- Nie wiem, jakie będą nasze dalsze cele. Dawno nie mieliśmy poprawek, więc trzeba walczyć z tym, co mamy. A teraz będę myślał o progresie na przyszły rok. Chodzi o położenie fundamentów, poznanie narzędzi, struktury, procesów i nauczenie się tego wszystkiego. Mam na myśli to, żebyśmy w przyszłym roku naprawdę mieli taki bolid, jakiego chcemy, a poza tym byli gotowi.
- Jutro celuję w podium, bo nie byłem tam przez długi czas. Do zakrętu nr 1 jest duży dystans, a pamiętamy przecież zeszłoroczny start George'a. Dalej będę zarządzał oponami, co stanowi wyzwanie.
- Co weekend przyjeżdżam na inny tor pierwszy raz w barwach tego zespołu i bolid okazuje się być zupełnie inny niż to, z czym jeździłem w poprzednich latach. Przez cały czas muszę dostosowywać się do nowego stylu jazdy, który jest okropny. To nie jest przyjemny styl, ale staram się dostosować do każdego obiektu. Uwielbiam to, że co weekend jest jakaś nowość.