Christian Horner zdradził, dlaczego we wczorajszym wyścigu F1 w Bahrajnie jego zespół, Red Bull Racing, miał tak wolne pit stopy.
Tegoroczna rywalizacja na torze Sakhir przysporzyła sporo problemów stajni z Milton Keynes, a jednym z mankamentów była wadliwa obsługa kierowców w alei serwisowej podczas niedzielnego Grand Prix.
Najpierw dotknęło to Maxa Verstappena, który w trakcie swojego pierwszego postoju spędził ponad 4 sekundy na stanowisku serwisowym. Miało to związek z tym, że Holender czekał, aż na sygnalizatorze pojawi się zielone światło, aczkolwiek taki sygnał nie miał finalnie miejsca. Co ciekawe, chwilę później to samo spotkało Yukiego Tsunodę.
Jak się wkrótce okazało, nie był to koniec. Druga wizyta czterokrotnego mistrza świata w pit lane ponownie nie poszła zgodnie z planem. Tym razem problemem okazała się kwestia prawego przedniego koła, co automatycznie odbiło się na czasie spędzonym pod swoim garażem.
Podczas spotkania z mediami szef zespołu ujawnił, że prawdopodobnie było to spowodowane wadliwym okablowaniem lub elektryką w jednym z elementów, który służy do obsługi pit stopów. Sygnał miał być w jakiś sposób zakłócany i nie trafiał tam, gdzie powinien.
- Mieliśmy okropny dzień, w którym doświadczyliśmy czegoś, co wygląda na problem z wiązką przewodów w naszej konstrukcji sygnalizacyjnej - przyznał Christian Horner. - Niestety przełożyło się to na kłopoty z sygnalizacją świetlną. Finalnie, mimo wielu przygód, wyjeżdżamy z Bahrajnu z szóstym miejscem i ograniczamy stratę do Lando Norrisa do 8 punktów. Teraz musimy skupić się na tym, jak możemy wyzbyć się podobnych przeszkód za kilka dni w Arabii Saudyjskiej.
- Należy się temu dokładnie przyjrzeć. Usłyszałem, że mogło to mieć związek z okablowaniem lub problemem elektrycznym. Z pewnością nie widziałem wcześniej takiej sytuacji. Szkoda, bo mieliśmy całkiem dobre postoje na poziomie 2 sekund, ale potem kierowcy czekali na odpowiednie światło, które ostatecznie się nie zapalało.
- To bardzo prosty system i myśleliśmy, że być może przycisk jednego z pistoletów nie został wciśnięty wystarczająco mocno przez któregoś z mechaników. Następny pit stop wydarzył się jednak minutę później i ta sytuacja się powtórzyła. W tamtym momencie zdecydowaliśmy, że najlepszym rozwiązaniem będzie przejście na ręczne sterowanie systemem. Wtedy to główny mechanik był odpowiedzialny za wypuszczanie samochodów.
Dopytany, czy operacyjne trudności są teraz większym zmartwieniem niż te po stronie osiągów, odparł: - Naszym największym problemem na ten moment jest tempo, którego nie mamy, a także kwestia balansu i zarządzania oponami.