Jos Verstappen skomentował obecną sytuację w McLarenie, która budzi kontrowersje i domysły o rzekome faworyzowanie Lando Norrisa. Były kierowca F1 uznał spadek formy Oscara Piastriego za niezrozumiały i zasugerował, że skoro problem może leżeć po stronie zespołu, to ktoś powinien uderzyć pięścią w stół.
Ostatnie tygodnie w walce o tytuł są wyjątkowo intensywne. Jeszcze niedawno wydawało się, że Oscar Piastri, dzięki swojej równej formie, pewnie sięgnie po mistrzostwo. Australijczyk wpadł jednak w kryzys, Lando Norris odrobił straty po GP Holandii, a Max Verstappen powrócił do walki w wielkim stylu.
Choć kierowców McLarena dzieli zaledwie jeden punkt, to nastroje są zupełnie różne. Norris jest na fali wznoszącej, podczas gdy Piastri nadal szuka formy, co po kilku imponujących miesiącach zaczyna zastanawiać część obserwatorów.
Wśród nich jest sam Jos Verstappen, który przez lata był bardzo czuły na najmniejsze przejawy gorszego traktowania swojego syna. Ojciec Maxa podkreślił, że nagłe odwrócenie trendu wśród reprezentantów stajni z Woking jest trudne do wytłumaczenia. Powiedział również, jak zachowałby się na miejscu Oscara.
- Uważam, że to, co dzieje się w McLarenie, jest dość dziwne - ocenił Jos Verstappen w rozmowie z De Telegraaf. - Piastri przecież nie mógł nagle zapomnieć, jak się jeździ, prawda? Gdybym był na jego miejscu, czy też na miejscu jego menedżera [Marka Webbera], to na pewno uderzyłbym pięścią w stół wewnątrz zespołu. Nagle wszyscy zastanawiają się, czy Oscar potrafi poradzić sobie z presją, a to nie jest dobre dla jego reputacji.
- Być może automatycznie wydaje nam się [że Piastri jest gorzej traktowany], ale ja nie mam wglądu w sytuację. Natomiast gdybym był nim, to teraz na pewno bym się postawił. Wszyscy zakładali, że zostanie mistrzem, a to postrzeganie bardzo szybko się zmieniło.
Piastri komentuje słowa Josa
Gdy sam Oscar zjawił się w czwartek przed dziennikarzami, to zapytano go o wypowiedź Josa, podobnie jak potencjalne faworyzowanie Norrisa przez McLarena. Wicelider mistrzostw zapewnił, że nie ma mowy o brudnych gierkach.
- Nie, to nie tak [że zespół ingeruje]. Myślę, że ostatnie weekendy były trochę trudniejsze, ale mamy dość jasne odpowiedzi, dlaczego tak się stało. Nie ma tu zbyt wielu niewiadomych, jeśli chodzi o to, co się wydarzyło - stwierdził Australijczyk.
- Pojawiło się kilka pytań o to, dlaczego wystąpiły pewne różnice w sposobie, w jaki muszę prowadzić samochód i tym podobne, ale wszystko da się wytłumaczyć. Na pewno nie znajduje się w tym nic więcej.
- Uważam, że w naszym zespole zawsze jesteśmy wobec siebie bardzo otwarci, jeśli chodzi o to, co myślimy, czy uważamy, że coś było fair lub czy decyzje były słuszne. Z tej perspektywy potrafimy się za siebie wstawić. Czuję się z tym bardzo dobrze, a zespół wręcz nas do tego zachęca, by każdy z nas potrafił samodzielnie przedstawić swoje racje.
- Oczywiście to trudna sytuacja do zarządzania, gdy dwa samochody z tego samego zespołu walczą o mistrzostwo, a może je zdobyć tylko jeden z nich. Wtedy naturalnie pojawiają się napięcia. Ale szanuję to, że zespół pozwala rywalizować nam obu.
- Dla mnie najważniejsze jest wyjechać na tor i próbować zdobyć mistrzostwo, wiedząc, że zrobiłem to własnymi siłami i w granicach tego, na co mam wpływ. Jeśli zespół postawi na jednego kierowcę, to zawsze istnieje 50% szans, że nie będziesz tym wybranym. Jesteśmy wręcz zachęcani do tego, aby stawiać się już teraz. Nie sądzę, by trzeba było cokolwiek w tym zmieniać.

