Dzień dla mediów przed wyścigiem F1 w Las Vegas przyniósł pierwsze komentarze kierowców Ferrari na temat dziwnej wypowiedzi Johna Elkanna. Charles Leclerc i Lewis Hamilton, którym nakazano mniej gadać, a więcej skupić się na jeździe, przed wejściem do bolidu musieli jednak trochę pogadać, aby akurat ugasić pożar, jaki wywołał ich przełożony. 

W ostatnich dniach Ferrari trafiło na nagłówki za sprawą swojego dyrektora generalnego, który publicznie skrytykował swoich kierowców. John Elkann w głośnej rozmowie z włoskim Sky opisał, jak to zespół i mechanicy są na świetnym poziomie, inżynierowie poprawiają samochód, ale reszta nie jest już tak dobra. Następnie wypalił, że sami zawodnicy powinni więcej zajmować się jazdą, a nie gadaniem.

Były to naprawdę zaskakujące słowa, przede wszystkim ze względu na to, jakim niewypałem okazał się model SF-25, który już od testów wydawał się problematyczny i nigdy nie nawiązał do niemalże mistrzowskiego SF-24. Dla wielu oczywiste jest, że to samochód ma wiele wad, które wpływają na cały przebieg sezonu 2025 w wykonaniu Scuderii, a niektóre z jego cech dosłownie wiążą kierowcom ręce w kokpicie. 

Na Elkanna i Ferrari naturalnie spadła wielka krytyka, która skupiała się na tym, że właśnie przez taką postawę Scuderia od lat nie wygrywa. Gdy więc Hamilton i Leclerc wreszcie pojawili się przed mediami w Las Vegas, to musieli mocno skupić się na gadaniu i spróbować ugasić ten niepotrzebny pożar. Ostatecznie narrację obracali na taką, wedle której nic wielkiego się nie stało.

- Znam się z Johnem od wielu, wielu lat. Mamy bardzo dobre kontakty i współpracujemy od dawna. Wiem, że jest bardzo ambitnym człowiekiem i chce, aby wszyscy dawali z siebie maksimum oraz maksymalizowali wyniki. On kocha Ferrari. Ja też, zresztą wszyscy kochamy Ferrari i chcemy być najlepsi w każdej sytuacji - mówił Charles Leclerc.

- Poza tym nawet nie widziałem wtedy tych komentarzy. John zadzwonił do mnie, jak po każdym wyścigu, aby się złapać i pogadać. Powiedział mi również, że chciał nadać pozytywny komunikat, wskazując, że musimy być lepsi. To jasne dla wszystkich. Jesteśmy zjednoczeni, a ja zrobię wszystko, aby Ferrari wróciło na szczyt. 

Podobnie, choć nie tak obficie, tłumaczył to Hamilton, który przy okazji zadeklarował, że choć wrzucił coś do internetu niedługo po opublikowaniu wypowiedzi swojego przełożonego, to nie chciał miękko mu odpowiedzieć.

- Rozmawiam z Johnem niemalże co tydzień. Mamy świetne kontakty, a na takie rzeczy nie patrzę jakoś szczególnie mocno. [Mój post] to nie była reakcja, bo nie widziałem nawet tego komentarza. Leciałem samolotem i po prostu to wrzuciłem. Odnosiłem się do weekendu - twierdził Brytyjczyk.

Jedno z najciekawszych pytań, jakie padły na obu sesjach, dotyczyło bezpośredniego wycelowania komunikatu w kierowców. Mocniejszą wersję otrzymał Monakijczyk, bowiem była to kontra ws. tego, że Elkann chciał zrobić coś pozytywnego. Media zwyczajnie chciały wiedzieć, jak coś wycelowanego w siebie, wycelowanego wprost i publicznie, można odbierać w ten sposób.

- Bo John zawsze był ze mną bardzo szczery, a jak pokazała mi moja kariera, to rzadkość - odparł Leclerc. - W F2 i F3 łatwo spotkać ludzi, którzy są z tobą szczerzy. Ale po wejściu do F1 twój status się zmienia i robi się o to trudniej. John zawsze był ekstremalnie szczery i gdy uważa, że coś zrobiłem źle, czy ktokolwiek zrobił coś źle, to powie o tym. 

- Przez telefon wyjawił mi, jaki był cel użycia tych słów. To jasne. Ta wiadomość była pozytywna, miała być pozytywna. Nie mogę komentować tego, jak zostało to wyrażone. To nie jest moje zadanie. Natomiast intencje były dobre, a to ma dla mnie największe znaczenie. Nie mam z tym problemu.

Hamilton spróbował zaś obrócić wątek mniejszego skupienia na gadaniu w żart. Później udzielił dość standardowej odpowiedzi, podkreślając zaangażowanie każdej ze stron.

- Zawsze jestem chętny na to, aby mieć mniej obowiązków medialnych! A już na serio, wszyscy musimy brać odpowiedzialność za zespół i odgrywać swoją rolę. Wiem, że każdy w tej ekipie ma ogromną pasją i stara się ze wszystkich sił każdego tygodnia. Jestem im za to wdzięczny. 

- Na Ferrari zawsze skupia się ogromna uwaga, niekoniecznie pozytywna, ale my jesteśmy w pełni oddani temu, aby odwrócić sytuację. Sam jestem całkowicie zaangażowany, aby ten zespół jeszcze się rozwinął i został odbudowany. W pełni wierzę, że dojdziemy tam, gdzie chcemy być. 

Siedmiokrotny mistrz był też pytany o porównania obecnego Ferrari do swoich poprzednich zespołów, z którymi zdobywał mistrzostwa. Nie zgodził się także z tym, że dziś można mu w ogóle mówić, aby bardziej zajmował się jazdą.

- Nigdy nie tworzyłbym takiego porównania do innego zespołu, bo różnic jest dużo. Gdy wchodzę do fabryki, to zawsze czuję inspirację. Powrót tam daje niesamowite uczucie, świetne. Ono jest niemalże romantyczne, dzięki tej marce - ocenił Hamilton.

- Mamy tu świetną harmonię, a pomimo wzlotów czy upadków wszyscy skupiają się na tym, aby ten rok pozwolił wyciągnąć wnioski i budować lepszą przyszłość. To zachęca mnie do pracy za każdym razem, gdy wracam do fabryki. I jasne, są obszary, które należy poprawić, lecz nad tym pracujemy.

- Niekoniecznie [mogę się mocniej skupić na jeździe]. Budzę się i myślę o tym. Idę spać i myślę o tym. Jest tak nawet podczas snu. Muszę się bardziej skupiać na tym, aby być w domu. Ten rok okazał się trudny. Byłem prawdopodobnie najbardziej zajęty z tych wszystkich lat. Spędziłem w fabryce więcej niż kiedykolwiek wcześniej, bo było tyle rzeczy do zrobienia, tyle do nauki. W stu procentach staję za zespołem i w stu procentach wierzę w siebie. Wiem, że gdy dobrze wszystko ułożymy, to będzie fantastycznie. Nie mogę się doczekać tego momentu.