Po tegorocznym wyścigu F1 na torze Imola światło dzienne ujrzała bardzo ciekawa informacja. Jak się okazuje, na tydzień przed GP Emilii Romanii FIA postanowiła dokonać kolejnej interwencji w postaci wypuszczenia nowych dyrektyw technicznych. Tym samym w środowisku bardzo szybko pojawiło się wiele teorii na temat zwyżki formy Red Bulla i ciut gorszego występu McLarena, choć wiele raportów podkreśla, że nie musi mieć to związku.
Głównym tematem po minionym weekendzie wyścigowym stała się niedzielna dyspozycja Maxa Verstappena i jego bolidu RB21, który spisał się świetnie na dłuższym dystansie. Jest to o tyle ciekawe, że dotychczas to McLaren przeważał w tym aspekcie dzięki lepszemu zarządzaniu oponami.
Od pewnego czasu sugeruje się, że lepsze kontrolowanie temperatury opon w projekcie MCL39 może mieć swoje fundamenty w konstrukcji tylnych hamulców. Urosło to do tego stopnia, że po GP Miami delegaci FIA przeprowadzili drobiazgową kontrolę tego obszaru. Ta wykazała, że wszystkie zastosowane rozwiązania są zgodne z aktualnym regulaminem technicznym.
Polowanie na McLarena? Niekoniecznie
Jak się okazuje, nie jest to jednak koniec tej historii. W poniedziałkowy wieczór w dużych mediach, takich jak De Telegraaf, Motorsport czy The Race, pojawiły się różne raporty na temat nowych dyrektyw technicznych. Niektóre z nich mówiły o dwóch, a inne o trzech dyrektywach. Z naszych informacji wynika, że dokumenty są trzy - dotyczą elementów przy kołach i sposobu traktowania opon, drobnego doprecyzowania ws. bloczków przy desce oraz testu elastyczności przedniej części podłogi.
Aż trzy dyrektywy same w sobie brzmią bardzo poważnie, ale najprawdopodobniej nie jest to powtórka z polowania na Ferrari z 2019 roku, tylko nagromadzenie spraw, które zahaczają o inne obszary. Naturalnie największą uwagę przykuł ten pierwszy podpunkt, który może sugerować próbę uderzenia w aktualnych mistrzów świata. Pozostałe nie dotykają tego, w czym ma tkwić się największa przewaga McLarena.
Najprawdopodobniej jednak nie doszło tu do trzęsienia ziemi - Motorsport pisał, że zagrywka FIA ma jedynie charakter wyjaśniający, a zdaniem The Race dyrektywa ws. opon nie zmieniła interpretacji przepisów, lecz podkreśliła jedynie, że niedozwolone są projekty wykorzystujące wodę do chłodzenia elementów kół. Stało się to poprzez upublicznienie komunikacji z Red Bullem, która zapewne odbyła się na drodze standardowych zapytań technicznych. Nie każdy kontakt z FIA kończy się przecież dyrektywą, aczkolwiek zespoły lubią w ten sposób wywierać nacisk, szczególnie gdy podejrzewają jakieś sprytne rozwiązania. To dlatego sezon 2019 jest tu dobrym przykładem.
Rzadka przypadłość w F1
Moment opublikowania tej informacji jest bardzo ciekawy. W ostatnich czasach w światku F1 dyrektywy techniczne, a przede wszystkim te głośne/pasujące do narracji w mediach, wydostawały się stosunkowo łatwo. Tutaj minął aż tydzień, a po drodze odbył się wyścig na europejskim torze, pełnym dociekliwych mediów. Jak udało nam się dowiedzieć, mimo tego niemała część ludzi ze światka F1, w tym ekip, usłyszała o dyrektywach dopiero w poniedziałek, choć z reguły z oczywistych względów mają taką wiedzę natychmiastowo.
Poza tym wszystko zbiegło się z zaskoczeniem po stronie Red Bulla i McLarena - z powodu dobrych i nie aż tak dobrych osiągów na Imoli, również w kluczowym obszarze. To naturalnie dodało pikanterii całemu zamieszaniu, choć wygląda na to, że jak na razie są to tylko chmury, ale nie deszcz.
Raporty wspominają o zapewnieniach ze strony mclarenowych źródeł, które wskazują, że zespół nie został dotknięty niczym, nawet zmianami w obszarze bloczków pod podłogą. Dodatkowo przypominane są tu ostatnie działania FIA, które były drobiazgowe, ale nie skończyły się znalezieniem niczego. Jest to jednak stosunkowo świeża sprawa, a zaprzeczenia w przypadku dyrektyw są raczej powszechne - powszechniejsze od utrzymywania takich sekretów przez tydzień. Niewykluczone, że wkrótce pojawią się kolejne doniesienia.