Charles Leclerc po kompromitującym występie Ferrari w kwalifikacjach F1 gorzko stwierdził, że obecną sytuację Scuderii odmienić może tylko jakiś nieprawdopodobnie mocny pakiet poprawek do bolidu SF-25. Swoimi spostrzeżeniami w tym wątku podzielił się również Lewis Hamilton, którego auto było dziś przyjemne, ale wolne.

Ferrari ma za sobą kolejny okropny dzień. Obaj reprezentanci tego składu nie zdołali przebrnąć do finałowego segmentu czasówki i jutro ustawią się poza pierwszą dziesiątką. Dodatkowej goryczy tej historii dodaje fakt, że tak katastrofalnie Scuderia spisała się na włoskiej ziemi. 

- To strasznie frustrujące - przyznał Charles Leclerc. - Jestem bardzo rozczarowany obecnymi wynikami, a jedyne, co mogę teraz powiedzieć, to przeprosić naszych kibiców. Oni przejechali wiele kilometrów, aby móc nas zobaczyć, a tymczasem wszystko, na co było nas stać, to 11. i 12. miejsce. To boli.

- Liczę na to, że jutro uda mi się zdziałać jakieś cuda, lecz będąc całkowicie szczerym, w tej chwili nic nie daje mi nadziei, jeżeli chodzi o nasze jutrzejsze tempo. Uważam po prostu, że teraz nasz samochód nie ma odpowiedniego potencjału.

- Nie za wiele ekstremalnych rzeczy można jutro zrobić. Dobra strategia jest taka sama dla wszystkich. Zawsze można liczyć na samochód bezpieczeństwa, ale czy to odpowiednie podejście na jutro? Być może, zobaczymy, jak to będzie. Wystartujemy, zobaczymy, gdzie się znajdziemy i wtedy będziemy podejmować decyzje.

Mniej negatywny i łagodniejszy ton wypowiedzi miał Lewis Hamilton, który zwrócił uwagę na postęp w zakresie pracy hamulców i ogólnego ustawienia maszyny. Siedmiokrotny mistrz mówił też na temat pierwszego wyścigu we Włoszech w roli kierowcy Ferrari.

- Jestem po prostu bardzo rozczarowany, bo samochód generalnie wydawał się być dobrze ustawiony - powiedział Brytyjczyk. - Hamulce działały tak, jak powinny, wszystko było w porządku, ale zwyczajnie nie mogliśmy jechać szybciej. Gdyby spojrzeć na to, jak Max przejeżdża przez zakręty nr 2 i 3, to widać, że nie jesteśmy w stanie mu dorównać. Nawet nowe miękkie opony, które założyliśmy pod koniec, nie zaczęły działać i nie dały żadnej dodatkowej przyczepności.

- Nasi fani są niesamowici. Bycie tu, wraz z tym zespołem, jest magiczne. Można poczuć, ile Ferrari znaczy dla tych ludzi. Nigdy nie widziałem czegoś takiego. Mamy tu niesamowity tłum i pełne trybuny. Naprawdę liczyłem, że bolid ożyje, a potem patrzyłem, jak inni jeździli sekundę szybciej od nas.

Zwykłe poprawki to za mało, aby uzdrowić Ferrari

Według włoskich źródeł największą bolączką inżynierów z Maranello ma być aktualnie tylna sekcja bolidu, a dokładnie zawieszenie, które prawdopodobnie blokuje pełen potencjał konstrukcji. Sugeruje się, że Ferrari już od dłuższego czasu pracuje w swojej fabryce nad ulepszeniem tego elementu, aczkolwiek na ten moment termin wdrożenia tej aktualizacji jest owiany sporą tajemnicą. 

Gdy Charlesa zapytano o nadchodzące na GP Hiszpanii pierwsze zmiany w aucie, to ten wypowiedział się tak gorzko, że aż sam nieco się zreflektował i odmienił ton wypowiedzi. Brzmiał tak, jak gdyby chciał powiedzieć, że nie sądzi, iż nowe elementy odniosą tak spektakularny sukces.

- Taki pakiet musiałby być cholernie dobry, jeżeli mielibyśmy osiągnąć punkt zwrotny - ocenił Leclerc. - Szczerze mówiąc, nie sądzę... Mam nadzieję, że chociaż uda nam się zrobić krok we właściwym kierunku, ale przed nami jeszcze bardzo długa droga.

- Po prostu brakuje nam osiągów. Z balansem możemy sobie robić cokolwiek, ale ostatecznie czyste osiągi są zwyczajnie niewystarczające. Samochód ma dobre tempo wyścigowe, ale co z tego, skoro na takim torze wyprzedzanie jest bardzo trudne. Wiedzieliśmy, jak ważna jest czasówka, ale nie zrobiliśmy odpowiedniej roboty. 

Mocne słowa padły także w odniesieniu do rundy na jego domowym podwórku, którą ostatnio wygrał.

- Uważam, że Monako obnaży wszystkie problemy naszego samochodu. Dlatego według mnie również i następny weekend będzie dla nas bardzo trudny.