Charles Leclerc nie stracił podium po dzisiejszym wyścigu F1 w Hiszpanii, choć był zamieszany w kontakt z Maxem Verstappenem. Za zajście nie przyznano żadnej kary.

Restart GP Hiszpanii 2025 z pewnością zostanie zapamiętany przez to, jaki chaos zapanował na torze pod Barceloną. Głównym aktorem widowiska był Max Verstappen, który znalazł się w trudnym położeniu i musiał liczyć na defensywny cud.

Czterokrotny mistrz wznawiał rywalizację na twardych oponach, przez co czekał go nieuchronny atak Charlesa Leclerca. Już na początku głównej prostej Verstappenem rzuciło tak mocno, że ten ledwo opanował swoje auto. To naturalnie było zaproszeniem dla Monakijczyka, który nadrobił dużo dystansu i zaczynał wyprzedzać Red Bulla, jadąc pełnym gazem.

W pewnym momencie obie maszyny dotknęły się, ale na szczęście na tyle lekko, że nie doszło do groźniejszej kraksy. Leclerc na końcu prostej dokończył manewr, a Verstappen wściekał się przez radio i miał na głowie George'a Russella.

Sędziowie jeszcze przed ceremonią wydali decyzję ws. Holendra i Brytyjczyka, a tematem prostej startowej mieli zająć się po wyścigu, oczywiście po wysłuchaniu obu uczestników. Po wykonaniu analizy stwierdzili, że nikomu nie należy się tu żadna kara, bo nikt nie był przeważająco winny. 

- Na środku toru oba samochody delikatnie zjeżdżały w swoją stronę, co doprowadziło do drobnej kolizji. Obaj kierowcy uznali, że był to kontakt, którego dało się uniknąć, a ponadto mógł skutkować wielkim wypadkiem. Żaden zawodnik nie był jednak w pełni lub przeważająco winny, przez co nie podejmowaliśmy dodatkowych działań - czytamy w uzasadnieniu.

Taki werdykt oznacza, że Leclerc utrzymał 3. pozycję na mecie GP Hiszpanii. Poniższe wyniki są już oficjalne i nie zmieniły się w porównaniu z tym, co pokazano w transmisji.

Ładowanie danych