Długo oczekiwany F1 Manager 2022 to pierwsza licencjonowana gra strategiczna od ponad 20 lat. Szumne zapowiedzi podsycały przedpremierowe i tak wygórowane już nastroje. Recenzenci zostali usatysfakcjonowani, produkcja otrzymała dobre oceny, ale wraz z upływem czasu grę zaczęła prześladować powtarzalność, a braki oraz liczne błędy coraz bardziej rzucały się w oczy. Jesteśmy trzy miesiące po premierze i należy zadać sobie pytanie: czy warto ponownie wcielić się w szefa zespołu?
Gdybym miał zobrazować atmosferę wokół gry studia Frontier Developments, odnosząc się do sytuacji wziętej z Formuły 1, cofnąłbym się do czasów świetności Roberta Kubicy w BMW Sauber. Do jakiego momentu dokładnie? A do tego, gdy szefostwo niemieckiego koncernu, mając Polaka na pozycji lidera klasyfikacji generalnej, podjęło absurdalną decyzję o zatrzymaniu rozwoju samochodu i skupieniu się na przyszłorocznym projekcie.
Jak pamiętacie lub wiecie, zespół na własne życzenie przestał się liczyć w walce o mistrzostwo świata w sezonie 2008, a rok później przestrzelił z koncepcją konstrukcji. Łeb do interesów - z tym trzeba się urodzić.
Wydaje mi się, że trudno było popsuć ekscytację, jaka towarzyszyła premierze F1 Managera. Na papierze wszystko się zgadzało - renomowani twórcy, sympatyczny budżet i odpowiedni marketing. F1 używała swoich strumieni do promocji gry, czy to na portalach społecznościowych, czy też w podcaście Beyond The Grid. Twórcy dokładali swoją cegiełkę, prezentując dzieło na długich i szczegółowych streamach. Można było odnieść wrażenie, że zajęli się tym prawdziwi zapaleńcy.
Gry strategiczne w klimacie motorsportowym to wciąż nisza i jak dobry nie byłby cieszący się dużą popularnością Motorsport Manager, tak oficjalna gra na licencji Formuły 1 po prostu musiała wciągnąć tę niszę nosem. Ale tak się nie stało, chociaż paradoksalnie pierwsze recenzje brzmiały bardzo pozytywnie.
Można pomylić z prawdziwością
Co zdecydowanie trzeba grze oddać, to znakomite pierwsze wrażenie, na którym zapewne bazowało gros recenzji. Przez pierwszych kilka godzin wielbiciel Formuły 1 będzie zachwycony. Przyjazny interfejs, rozbudowana, ale względnie prosta mechanika, jak i świetnie przygotowana warstwa audio-wizualna. Odczułem to na własnej skórze, gdy wyścigi z początku sezonu potrafiłem rozgrywać godzinami i namiętnie obserwować szaloną walkę na torze oraz wyliczać najlepszą możliwą strategię, aby skroić rywali z jak największej liczby punktów. Być może to taki tani chwyt, w sensie ładne grafiki i umiejscowienie widoku z kamer żywcem wziętych z transmisji telewizyjnej, ale to po prostu dobrze działa.
Wtedy, na początku, bawiłem się znakomicie i denerwowałem się, gdy kierowany patriotyzmem wybór Roberta Kubicy na fotel wyścigowy nie przynosił oczekiwanych rezultatów, a zamiast wyp...wyprzedzać brytyjskich amatorów, ten rozbijał się zgodnie ze swoimi bardzo niskimi statystykami. Zresztą nie tylko on, bo wielu formułowych ananasów robi w tej grze wszystko, żeby zaprzepaścić dobry wynik. Latifi zaliczył obrót? Schumacher rozbił bolid? Stroll zablokował koła? W tym świecie to codzienność.
Skoro jesteśmy przy statystykach, to - należy odnotować - mowa o uproszczonych statystykach. Twórcy celowali w zachowanie balansu między grywalnym Excelem, a prostą grą skierowaną dla szerokiego grona odbiorców. Właśnie dlatego ustawienia bolidu streszczono do pięciu suwaków, za to wpływ elementów nadwozia do potrzebnego minimum. Nawet największy laik nie poczuje się przytłoczony, a być może nawet zostanie skuszony do lepszego zapoznania się ze światem F1. Czy to dobrze, czy to źle? Tak naprawdę trudno powiedzieć, bo taki system ma prawo działać, lecz pozostaje jeden warunek - podejmowane decyzje muszą mieć realny wpływ na rozgrywkę.
Trzymać się planu
Problem pojawia się po rozegraniu mniej więcej połowy sezonu, kiedy wszystkie schematy wychodzą na światło dzienne. Już wtedy można zauważyć, że wiele czynności mija się z celem. Konfigurowanie auta nie przekłada się w większy sposób na uzyskiwane rezultaty, przez co rozgrywanie treningów jest zwyczajną stratą czasu. Możemy je pominąć i komputer sam ustawi bolidy na przyzwoitym poziomie.
Jeżeli kierowca nadal nie jest w 100% zadowolony, to na kwalifikacje możemy mu zmienić ustawienia, co w rzeczywistości skupia się na przestawieniu znacznika w odpowiednie miejsce na skali. Nowa konfiguracja na czasówkę nie sprawi zawodnikowi żadnego problemu. Od razu będzie notował pierwszorzędne wyniki. Po co więc aklimatyzować się na torze i zapoznawać z częściami? Twórcy sami chyba tego nie wiedzą.
Kwalifikacje są smutną parodią tego, co znamy z rzeczywistości. Na każdym torze kolejność wygląda tak samo. Różnice ograniczają się do statystyk bolidów. Jeżeli Wasz jest bardziej zaawansowany w wolnych zakrętach, to odrobinę mocniej zaprezentuje się na wolnych torach, ale podkreślam - tylko odrobinę. Wśród kierowców tempo kwalifikacyjne zawsze wygląda tak samo. Alonso non stop jest przed Oconem, Verstappen przed Perezem, za to Norris przed Ricciardo - to akurat całkiem realistyczne. Za to sama sesja jest monotonna do bólu - każdy, niezależnie od warunków atmosferycznych czy charakterystyki toru, wyjeżdża na dwa szybkie okrążenia.
Najwięcej czasu spędziłem w Alpine, które w świecie gry znajduje się na ziemi niczyjej, a to potęguje wszystkie problemy produkcji. Jest za wolne dla Red Bulla, Ferrari i Mercedesa, ale za szybkie dla reszty kolorowej ferajny - przynajmniej po jednej z aktualizacji. Skoro mam czwarty bolid w stawce, to moi kierowcy każde kwalifikacje kończą na pozycjach 7-8. I choćbym stawał na głowie, to wyżej nie podskoczą.
No chyba, że spadnie deszcz i któryś z moich kierowców powtórzy Magnussena z Brazylii. Zgarnięcie takiego pole position jest dość łatwe, ale przestrzegam - nie cieszcie się, gdy w pierwszej sesji nad torem panuje tajfun, bo druga sesja rozpocznie się na suchym torze. Tak, każda sesja kwalifikacyjna jest tutaj zupełnie niezależna i brak w nich logicznego ciągu.
Wspomniałem wcześniej o aktualizacjach, bo to jeden z głównych powodów mojego rozgoryczenia względem gry. Od początku F1 Manager 2022 trapiły wszelkiej maści błędy. Zbyt mocne działanie systemu DRS, karykaturalne kolizje, dziwaczne zachowania sztucznej inteligencji w trakcie neutralizacji i zmiennych warunków pogodowych - było tego naprawdę dużo, ale najbardziej bolał zbyt prosty poziom trudności, bo w rzeczonym Alpine, grając w premierową wersję, potrafiłem wygrać 6 na 10 wyścigów - wystarczyło tylko mądrze zarządzać baterią ERS.
Twórcy naprawili większość usterek i w końcu podnieśli poziom trudności. Niestety trwało to zbyt długo i wielu graczy zdążyło odbić się od produkcji. W mojej kampanii nadejście aktualizacji podważyło sens kontynuowania zapisu. Mając znacznie bardziej rozwinięty bolid względem stawki, w drugim sezonie moje wyniki były o wiele gorsze jak rok wcześniej, chociaż zgodne z jego potencjałem. Nie zmieniało to faktu, że w oczach zarządu nie radziłem sobie z rozwojem zespołu. Jeżeli przyjmiemy, że zespoły F1 działają jak polskie kluby piłkarskie, to wtedy możemy uznać ten błąd za zaletę.
Ponad dwa miesiące zajęło autorom zaimplementowanie odwzorowanych modeli samochodów. Do tej pory wszystkie bolidy posiadały malowania zgodne z przedsezonowymi prezentacjami, zaś same konstrukcje bazowały na popularnym domyślnym samochodzie, wyprodukowanym przez Liberty Media. Niby kosmetyczna zmiana, ale rażąca w oczy. Po tym czasie aż dziwnie oglądało mi się Mercedesa bez side-podów czy kwadratowe Ferrari. Ślamazarność twórców kiepsko wygląda przy Codemasters. Można im wiele zarzucić, ale zwykle dość szybko aktualizują wygląd samochodów w swoich grach z serii F1.
Twórcy F1 Managera dalszych poprawek nie przewidują i tutaj znajduje się największa bolączka edycji 2022. Limity budżetowe niczym dla Red Bulla praktycznie nie istnieją. Możemy szastać pieniędzmi na prawo i lewo, przyspieszać produkcję nowych elementów do granic możliwości, rozbudowywać infrastrukturę zespołu ot tak, a pieniędzy będzie dostatek. To tylko jeden z mankamentów, który pozostanie już na zawsze, bo więcej otrzymamy dopiero w kolejnej edycji.
Spokojnie
Frontier Developments podpisało umowę z Liberty Media na wydawanie gry przez cztery kolejne lata (2022-2025). Siłą rzeczy studio skupiło się już na kolejnej części. Tam czeka nas wiele poprawek, jak i zapewne trybów gry. Mając w perspektywie wieloletnią współpracę, nie musieli rzucać wszystkiego na stół, ale przez to od początku dało się odczuć, że edycja 2022 jest wybrakowana.
O możliwość stworzenia własnego zespołu fani prosili jeszcze przy okazji pierwszych trailerów, ale studio raczej wolało to przemilczeć. Z jednej strony może to i lepiej, ponieważ pozostaje więcej czasu na dopracowanie potencjalnego trybu, lecz spowodowało to, że gra znacznie zubożała i zbytnio nie zachęca do powtórnego rozpoczęcia kampanii. A że losowość między kolejnymi grami jest niewielka, to po pierwszym ograniu odechciewa się wracać do produkcji.
Czego brakuje jeszcze? Życia! Kierowcy są jeżdżącymi robotami - jak nakażemy Verstappenowi przepuszczenie Pereza, zrobi to bez problemu i swoich powodów. Tak możemy co wyścig! Statystyki nie obejmują psychiki zawodników, więc podatność na stres, pewność siebie i determinacja to obce w tym świecie terminy.
Nie istnieją tu żadne relacje międzyludzkie. Nie ma wywiadów, konferencji prasowych czy jakiejkolwiek otoczki. Podpisywanie kontraktów to rzucanie w ciemno kwotami i oczekiwanie odpowiedzi w stylu tak/nie. Media w ogóle nie istnieją. Nie ma czarnogórskiej domeny, nie dowiadujemy się o poczynaniach innych zespołów, o nadchodzących zmianach regulaminowych i tak dalej. Jedziemy od wyścigu do wyścigu.
I tak jedziemy przez kilka, może nawet kilkanaście lat. I stawka też się nie zmienia. Wraz z wiekiem umiejętności tylko rosną, więc 40-letni Daniel Ricciardo to nadal lepszy wybór niż młody Oscar Piastri. A że na emeryturę nikt się nie garnie, to stawka z 2022 będzie w 80% taka sama w 2030 roku. Rozwój kierowców jest nielogiczny. W teorii utalentowani debiutanci mają wyższy współczynnik wzrostu umiejętności, ale w praktyce choćby Piastri miał 10-letnie doświadczenie w F1, to nigdy nie będzie na poziomie czołówki.
Serie juniorskie nie mają żadnego znaczenia dla rozgrywki. Młodzi kierowcy po prostu są przypisani do tych mistrzostw, ale gra nie zawiera jakichkolwiek informacji o ich przebiegu. W zasadzie czy zatrudnimy Sargeanta z F2, czy będącego wolnym agentem Roberto Merhiego, też różnicy nie ma. W rzeczywistości czepiamy się, że Hulkenberg nie jeździł w żadnej serii przez trzy lata, a tutaj... każdy jest plug and play.
Kierowcy rezerwowi to absolutne darmozjady. Nigdy nie ma potrzeby, żeby kogoś zastąpili, jak i nie odgrywają żadnej roli w rozwoju zespołu. Możemy ich wystawiać w treningu, aby zdobyli doświadczenie, no ale po co, skoro rozwój nie działa tak, jak powinien? Zresztą tutaj nie ma czegoś takiego jak wymóg dwukrotnego wystawienia juniora w FP1.
Wiecie. co w tym wszystkim boli najbardziej? Rok temu ogrywałem starego jak świat F1 Managera, wydanego przez Electronic Arts w 1999 roku. W wielu aspektach była to bardzo prosta gra, wręcz infantylna, bo rozgrywka w dużej mierze ograniczała się do wysyłania e-maili i nieskomplikowanego zarządzania tempem wyścigowym oraz strategią. Ale gdyby podkręcili jakość tekstur w tamtym menadżerze, to bez wahania sięgnąłbym po niego.
EA lata temu potrafiło zadbać o przybliżenie medialnej bańki, jaka okala F1. Informacje ze świata nakręcały rozgrywkę. Jak wyglądało to w praktyce? Schumacher rozmawia z McLarenem - musimy rzucić więcej pieniędzy, żeby skusić go do pozostania w Ferrari. Także McLaren zmienia dostawcę silników - być może to znak, że dotychczasowa jednostka Mercedesa będzie gorsza w nadchodzącym sezonie. Bezsensownie wydajemy pieniądze na prywatne sesje testowe - w budżecie będzie coraz większa dziura, a kierowcy będą się irytować stratą czasu. O sponsorów stale należało walczyć, jak i odpowiednio umiejscowić ich logo na samochodzie.
Długa droga czeka Frontier Developments, żeby doprowadzić F1 Managera do statusu kultowej gry, jaką w świecie piłki nożnej jest Football Manager. Edycja 2022 położyła swego rodzaju fundament. Najważniejsza część rozgrywki, czyli same wyścigi, zostały odpowiednio dopracowane i sprawiają frajdę. Całą resztę czeka sporo pracy i tutaj mam nadzieję, że twórcy podołają oczekiwaniom i będą stale rozwijać serię, w której nadal tkwi spory potencjał.
Póki co trudno stwierdzić, czy gra okazała się sukcesem, czy może falstartem. Mimo wszystko do kolejnej edycji podejdę ze sporą rezerwą i poczekam z ostatecznym werdyktem. Pierwsza część serii pokazała, że hurraoptymistyczne zapoznanie z produkcją zakończyło się na gorzkim rozczarowaniu. Oby przyszłość była bardziej łaskawa, bo rynek gier motoryzacyjnych potrzebuje odskoczni od symulatorów ścigania.