Max Verstappen wywołał ostatnio trochę szumu swoją wizytą na Nurburgringu. Szczególną uwagę przyciągnęło to, że wystartował jako Franz Hermann. Po przybyciu do padoku F1 na Imoli Holender opisał, co stało za zmianą nazwiska, skoro jego samochód niekoniecznie kamuflował tożsamość.
Wizyta czterokrotnego mistrza świata na kultowej pętli była zaskakująca i to nie tylko z powodu nazwiska. Kilka lat temu, za sprawą Helmuta Marko, Red Bull zabronił Verstappenowi gościnnego występu na imprezie promocyjnej właśnie w tamtym miejscu. Gdy pytano go o to, ten przerwał dziennikarzowi i dodał, że chodziło o konkretny pojazd.
- Nie pozwolili w bolidzie F1! - wtrącił się Max. - Ale to moja pasja. Poza tym mam też zespół GT3. Chcę zebrać trochę doświadczenia, lecz ostatecznie to mój wolny czas.
Gdy poproszono go o zdradzenie historii z Hermannem, Verstappen powiedział, że stał za tym całkiem sprytny plan. Nie przejmował się za to wielkim napisem Verstappen.com i charakterystycznym malowaniem swojego auta.
- Zapytali mnie o fałszywe nazwisko, więc powiedziałem, że możemy wziąć tak bardzo niemieckie, jak tylko się da. Chodziło o to, żebym nie znajdował się na liście startowej.
- Ludzie przybyliby tam o ósmej rano, gdyby wiedzieli, że pojadę. Miałem świadomość, że w końcu wszyscy się dowiedzą i to będzie normalna sprawa, ale przynajmniej nie byłem na tej liście. Dlatego o 8 czy 9 rano było względnie spokojnie.
Poza zmianą tożsamości jedną z ciekawszych historii wokół tego testu było znaczne pobicie rekordu trasy w specyfikacji NLS. Co prawda wynik miał nie zostać oficjalnie zmierzony, ale zdaniem kierowcy nie miało to większego znaczenia.
- Tak, to była prawda, a inna specyfikacja byłaby bez sensu. Przy czym nie chodzi o to, żebym pokazał, że mogę pobić rekord okrążenia czy jakikolwiek rekord. Po prostu dobrze się bawiłem i uczyłem toru wraz z zespołem.
Verstappen zdradził, że ma w planach poważniejsze ściganie na tej nitce, ale najpierw będzie mu potrzebna licencja, która wymaga częstszych wizyt i startów. Niemieccy dziennikarze przypomnieli mu jednak, że możliwe są pewne wyjątki ze strony władz.
- Rozmawiamy z nimi, bo mój kalendarz jest napakowany. Ale wiem, co jest potrzebne. Zobaczymy, a w tej chwili rozmawiamy.
- Chciałbym przejechać 24-godzinny wyścig w przyszłości. To dlatego zająłem się tymi przygotowaniami, aby zebrać trochę doświadczenia i nie musieć robić tego później.
- Zaliczyłem tam tysiące okrążeń. Gdy przyjechałem, to chodziło bardziej o poznanie poziomów przyczepności, wyczucie nowego asfaltu i przyczepności samego auta. Zmodyfikowane są też niektóre bariery. Chociaż najważniejsze i tak jest to, żeby wiedzieć, gdzie się jedzie.
Czym innym jest natomiast wizja sprawdzenia obecnego bolidu F1 na Nurburgringu. Zdaniem Maxa byłoby to zwyczajnie nieprzyjemne.
- Nie w tych samochodach. Nie chciałbym tego zrobić. To zbyt wyboiste i jest za dużo kompresji. Szczerze mówiąc, po zaliczeniu tego dnia uważam, że prędkości GT3 są idealne. Wszystko powyżej tego to już większe ryzyko.