Red Bull uważa, że obecny sposób zarządzania wyścigami F1 wymaga zmian, gdyż potrafi doprowadzać do podejmowania błędnych decyzji przez zespoły. Po wyścigu F1 w Hiszpanii Max Verstappen i Christian Horner skrytykowali nie tylko same zasady ścigania, ale też podejście FIA do sytuacji 50/50.
Rywalizacja na Circuit de Barcelona-Catalunya zakończyła się chaosem, którego głównym elementem został lider Czerwonych Byków. Max Verstappen brał udział w sekwencji zdarzeń, która skończyła się przedziwną kolizją tuż po tym, jak miał oddać pozycję George'owi Russellowi.
Była to naprawdę wyjątkowa sprawa. Holender czuł się sfrustrowany instrukcją zespołu, ale wykonał ją, przy okazji powodując kosztowny kontakt. Jak się potem okazało, jego nerwy były o tyle uzasadnione, że zdaniem sędziów po prostu mógł pozostać z przodu.
Po tym starciu uwaga naturalnie skupiła się na punktach karnych i potencjalnym celowym wjechaniu w Russella, ale Red Bull był niezadowolony z faktu, że sam podjął błędną decyzję. Verstappen co prawda nie złościł się później na swoich ludzi, lecz pokazał palcem na wytyczne, przez które ekipa najprawdopodobniej uznała, że został już wyprzedzony.
Słynne zasady, które opisują ściganie, co jakiś czas powracają na nagłówki, bo ciągle tworzą tzw. wyścigi o bycie z przodu w okolicy wierzchołka. Sam Max potrafi to sprytnie wykorzystywać, lecz tym razem nie wahał się przed podkreśleniem niedoskonałości.
- Wjechali we mnie i na prostej, i w zakręcie nr 1, a potem kazali mi jeszcze oddać lokatę. Ale szczerze mówiąc, największy problem to te zasady ścigania, które wskazują, co jest dozwolone, a co nie. One po prostu nie są naturalne i to jest dość frustrujące. Pewnie, czasem zagrają na twoją korzyść, czasem nie, a dziś były przeciwko mnie - powiedział krótko Verstappen.
Dużo więcej do przekazania miał Christian Horner, który nakreślił, że problem jest wielowątkowy. Jego zdaniem wytyczne nadal nie działają idealnie i zachęcają do specyficznych ataków, a poza tym sama FIA nie ułatwia życia zespołom, gdy te muszą szybko przewidzieć zachowanie arbitrów. W tym przypadku przyczyniło się to do błędnej oceny i oddania miejsca, którego nie należało oddawać.
- [Max] był oczywiście zły, bo Leclerc wpadł w niego na prostej - tłumaczył szef Red Bulla. - Potem George wykonał nurkowanie, a przy tych przepisach liczy się tylko to, gdzie jest przednia oś. Kierowcy znają zasady i wiedzą, jak mają się zachowywać.
- Argument polega na tym, czy George miał kontrolę przez cały czas i czy pokonałby zakręt. Widzieliśmy wiele sytuacji w tym roku, za które dawano już kary. Incydent został odnotowany, więc następną rzeczą było oczekiwanie na karę. To dlatego pomyśleliśmy: „Wiecie co, lepiej będzie oddać to miejsce”. Sprawdziliśmy to zajście oraz wideo w spowolnieniu. To naprawdę było 50/50. Wyglądało na to, że George dałby radę pokonać ten zakręt, więc uznaliśmy, że należy oddać pozycję.
- Zespołowi bardzo trudno jest to ocenić i podjąć decyzję, bazując na precedensach. Patrzysz na to, co masz przed sobą, a następnie próbujesz uprzedzić ruch sędziów i dyrektora wyścigu. Byłoby to korzystne dla zespołów, gdyby to dyrektor mówił, że albo oddajemy miejsce, albo dostajemy karę, zamiast domyślać się, co zrobią arbitrzy.
Brytyjczyk zwrócił tu uwagę na ograniczoną komunikację z dyrekcją wyścigu. Ta do 2021 roku włącznie prezentowała się zupełnie inaczej, ale to również miało swoje wady. Przy zażartej batalii o mistrzostwo rozmowy przypominały próby przeciągnięcia Michaela Masiego na swoją stronę i wywołały niejedno zamieszanie.
- Możemy się kontaktować [z Ruim Marquesem], ale nie dostajemy odpowiedzi - kontynuował Horner. - Możemy zadać pytanie, lecz pozostaje ono bez odpowiedzi. Wygląda na to, że takie mają podejście. Kiedyś dostawaliśmy jakieś wskazówki, ale teraz to tylko subiektywna ocena zespołu, który decyduje.
- Byłoby więc dobrze, gdyby dyrektor wyścigu zachowywał się jak sędzia i albo mówił, że gramy dalej, albo nakazywał oddać pozycję. To dawałoby ekipom wybór, bo próby domyślenia się, co zrobią sędziowie, w ogniu walki są cholernie trudne.
W trakcie tego spotkania jeden z dziennikarzy przypomniał, że podejście FIA ma na celu „zachęcenie zespołów i kierowców do podejmowania ryzyka w sytuacjach 50/50, w nadziei na to, że zostanie to przekalkulowane”. Horner miał na to krótką odpowiedź: - I właśnie to dziś dostali.