Tekst: Bruno Wilk
Szef Red Bulla wytłumaczył, dlaczego po zakończeniu wczorajszego wyścigu F1 postanowił złożyć protest. Oczywiście była to próba wygrania zawodów Maxowi Verstappenowi, do czego mogło dojść z uwagi na specyficzne zachowanie George'a Russella.
GP Kanady 2025 nie zakończyło się wraz z przekroczeniem linii mety. Czerwone Byki złożyły oficjalny protest po kontrowersyjnych manewrach rywala za samochodem bezpieczeństwa. Zarzuty dotyczyły jazdy szarpanym tempem, którą - jak wynika z werdyktu sędziów - w Milton Keynes uznano za potencjalnie niesportową. Russell nie stracił jednak zwycięstwa, gdyż jego zachowanie zostało ocenione jako w miarę standardowe. Arbitrzy stwierdzili, że George zrobił za mało, aby zarzucić mu niesportową postawę.
Jeszcze zanim poznaliśmy decyzję, przed mediami stanął Christian Horner, który wyjaśnił, dlaczego czuł, iż zagrywka ma szansę powodzenia.
- Złożyliśmy dwa protesty - powiedział Horner. - Oczywiście wszystko znajdzie się w dokumentacji, ale chodziło nam o dwa konkretne incydenty, które według nas zasługują na analizę sędziów.
- Pierwszy dotyczy jazdy szarpanym tempem za samochodem bezpieczeństwa, kiedy to George bardzo mocno zahamował, wyraźnie zerkając w lusterka i patrząc, czy Max się zbliża.
- Druga sprawa, zresztą bardzo wyraźna, to dystans, jaki George zostawił za samochodem bezpieczeństwa. Myślę, że przynajmniej trzykrotnie odległość znacznie przekraczała tę dopuszczalną. Mamy oczywiście prawo to zgłosić, więc złożyliśmy protest. Teraz wszystko jest w rękach sędziów.
Pytany wprost, czy jego zdaniem Russell celowo próbował sprowokować Verstappena do złamania przepisów, Horner zasugerował, że to możliwe. Oczywiście miało to związek z tym, że Max znajduje się zaledwie jeden punkt karny od zawieszenia, co czyni go łatwym celem strategicznych prowokacji - a przecież każda okazja, by wykluczyć go choćby na jeden wyścig, może mieć wpływ na układ mistrzostw. To zresztą dlatego Red Bull próbował z góry ostrzec kontrolę wyścigu przed potencjalnymi próbami wrobienia Holendra w karę.
- Myślę, że mogliście usłyszeć z wypowiedzi George’a w sobotę, iż jego cel był dość jasny. Nie sądzę więc, żeby to było dla kogokolwiek zaskoczeniem - kontynuował Horner.
- Moim zdaniem to nieuniknione, że musiały pojawić się jakieś gierki. To coś, co zostało podniesione już na odprawie kierowców z dyrektorem wyścigu. Oni [FIA] także mieli tego świadomość, bo jasne jest, co może się wydarzyć. Max w ten weekend był natomiast czysty jak łza i przejechał bardzo dobry wyścig.
- Zapytaliśmy dyrektora, czy może mieć to na oku. Wiadomo, że w mediach udzielono już pewnych komentarzy, więc poprosiliśmy, aby mieli to na uwadze.
GP Kanady to już drugi przypadek (po Miami), gdy Red Bull formalnie protestuje przeciwko działaniom Russella w ostatnich pięciu wyścigach. Horner jednak zaprzecza, jakoby było to wymierzone personalnie:
- To z pewnością nie jest nic personalnego wobec George’a. Po prostu regulacje są dość jednoznaczne. Przepisy dotyczące samochodu bezpieczeństwa są bardzo klarowne. Jeśli pamiętacie, Checo w Singapurze w 2022 roku dostał za to dwie kary. Precedensy są więc bardzo wyraźne.
- To również nie tak, że w tej sprawie jakieś naciski wyszły ze strony Maxa. On rozmawiał z mediami i nie miał pojęcia, że to się dzieje. Prawem uczestnika jest złożenie protestu. Za jeden wniosek płacimy 2000 euro.
- Byliśmy zaskoczeni, że to nie zostało odnotowane i wysłane do sędziów, lecz po to istnieje to prawo. Postanowiliśmy z niego skorzystać.