Dyrektor generalny F1, Stefano Domenicali, zdradził, że w najbliższej przyszłości z kalendarza może wypaść kilka etatowych torów, jednocześnie dodając, iż wszystkie historyczne obiekty również nie mogą być pewne pozostania w harmonogramie mistrzostw świata.
W środowisku najwyższej kategorii wyścigowej na świecie w ostatnim czasie zaroiło się od spekulacji na temat nowych lokalizacji, które F1 mogłaby odwiedzić w następnych latach. Najpoważniej wygląda obecnie kandydatura Światowej Stolicy Rozrywki, czyli Las Vegas, której umowa może być ogłoszona już niedługo.
Ponadto w przyszłym sezonie do grafiku serii dołączy Katar, w wyniku czego liczba weekendów wyścigowych będzie powoli zbliżała się do odgórnego limitu 25 rund, który został określony w zapisach najnowszego porozumienia Concorde.
Domenicali podczas minionego weekendu odniósł się do tej kwestii oraz potwierdził, że za kulisami trwają już prace dotyczące zastąpienia niektórych etatowych wydarzeń na rzecz nowych lokalizacji.
- Ten proces właściwe się już rozpoczął. Niektórym organizatorom GP wkrótce wygasają umowy i wiele wskazuje na to, że pewne tory nie będą już częścią kalendarza. Z kolei inne obiekty zachowają swoje miejsce, ale w zmienionej formie, na przykład w systemie rotacyjnym - wyznał Włoch, cytowany przez Autosport.
- Wkrótce ogłosimy nasze wybory i możecie spodziewać się nowych Grand Prix. Dużym problemem jest wciąż planowanie czegoś z wyprzedzeniem. Pierwszym przykładem są Chiny, którym będziemy musieli się przyglądać w kwestii pandemicznej, tak jak robiliśmy to w zeszłym roku, mając w perspektywie tegoroczny sezon.
Na ten moment umów na kolejny rok nie posiadają następujące kraje - Francja, Monako, Belgia oraz Meksyk. W najbardziej niekorzystnym położeniu z tego grona znajduje się aktualnie tor Paul Ricard, który może stracić swoje miejsce kalendarzu pomimo deklarowanego wsparcia lokalnego rządu i świetnego widowiska w 2021 roku.
Od pewnego czasu mówi się, iż Francuzi nie mają najlepszych relacji z F1, a runda ta bywa też problematyczna pod kątem logistyki. Jednak nie tylko oni mogą czuć się zagrożeni. Stefano zasugerował nawet, że historyczne miejsca mogą znaleźć się w gorszym położeniu, jeśli nie będą się rozwijać.
- Wiemy, że musimy odpowiednio zrównoważyć nadejście nowych wyścigów z historycznymi Grand Prix i torami, które nadal muszą być częścią naszego kalendarza.
- Napływ nowych ofert od promotorów przynosi F1 spore korzyści, bowiem zmusza to organizatorów tradycyjnych GP do podnoszenia jakości swoich wydarzeń pod względem tego, co oferują publiczności, infrastruktury i zarządzania całą imprezą. W obecnych czasach nie wystarczy już tylko kawał historii. Trzeba też udowodnić, że nadążą się za obecnymi trendami.
W rozmowie nie zabrakło też wątku dotyczącego mocnej ekspansji F1 na rynek USA, gdzie w przyszłym roku możemy spodziewać się aż trzech Grand Prix.
- Zainteresowanie, jakim cieszy się obecnie F1 w USA, jest niespotykane. Dużym błędem z naszej strony byłoby niewykorzystanie takiej szansy. Cały czas staramy się zrozumieć, jak najlepiej sobie poradzić z tak ogromnym wzrostem zainteresowania - dodał szef F1.
- Duże zainteresowanie pojawia się również ze strony Dalekiego Wschodu, co ma związek z pojawieniem się w stawce Zhou Guanyu, który skutecznie przyciąga swoją osobą uwagę. Nie jest to dla nas żadne zaskoczenie.
- Z wyjątkiem Ferrari, to głównie kierowcy sprawiają, że w danym kraju rośnie zainteresowanie tym sportem. Widzieliśmy to w przypadku Brazylii, Hiszpanii i w wielu innych zakątków świata. Z Chin dostaliśmy w ostatnim czasie nowe zapytania o organizację Grand Prix, choć Zhou na tamten moment nie miał na swoim koncie nawet jednego wyścigu.