Carlos Sainz ma ogromne pretensje do Liama Lawsona i sędziów dzisiejszego wyścigu F1 w Holandii. Rywalowi oberwało się za to, że jest kierowcą nieostrożnym i pakującym się w incydenty, natomiast arbitrom za to, że nie dotrzymali słowa ws. swojej polityki oraz nie chcieli rozmawiać z wściekłym zawodnikiem Williamsa.
Frustrację Sainza można było usłyszeć już podczas samej transmisji, gdy realizator puszczał jego komunikaty radiowe. Carlos był zły z powodu strat czasowych i zmarnowania szansy na niezłe punkty, ale szczególnie mocno zdenerwowała go kara, którą wlepili mu sędziowie. Po wyścigu okazało się, że poszły za tym dodatkowe 2 punkty karne. Jutrzejszy solenizant ma łącznie 4/12 oczek.
- Sainz próbował wyprzedzić Lawsona po zewnętrznej zakrętu nr 1, a jego przednia oś nie była przed przednią osią rywala na wysokości wierzchołka. Sainz chciał utrzymać się na zewnętrznej w chwili, gdy doszło do kolizji - czytamy w uzasadnieniu.
- Naszym zdaniem to Lawson miał prawo do tego zakrętu. Z tego powodu to Sainz jest w pełni lub przeważająco winny doprowadzenia do kontaktu. Standardem w przypadku takiej kolizji, jak mówią wytyczne, jest 10-sekundowa kara czasowa, którą nałożyliśmy na Sainza.
Gdy Hiszpan stanął przed kamerami F1TV, to nie przebierał w słowach i mocno podsumował Nowozelandczyka. Wytknął mu m.in. to, że ten kolejny raz notuje przygody na torze, a jego kolega tym razem pije szampana.
- Byłem ofiarą incydentu, który kosztował mnie kolejne 10 punktów w mistrzostwach. Akurat wtedy, gdy zaliczałem jeden z najlepszych weekendów w sezonie. To jest pierwsza frustrująca rzecz - mówił Sainz.
- Drugi element to ściganie się z gościem, który - i to nie jest pierwszy raz - pakuje się w incydent, aby nie doprowadzić nawet do jazdy koło w koło czy akcji bok w bok. Ścigałem się wielokrotnie z innymi na tym torze, w zakręcie nr 1. Wielu jakościowych zawodników pozwoliłoby na jazdę bok w bok tutaj, w tym pięknym zakręcie nr 1 na Zandvoort. Dzisiaj wybrałem do walki kogoś, kto woli nie mieć takich starć, tylko preferuje incydent i ryzyko utraty wielu punktów, podczas gdy drugi bolid jego zespołu jest na podium. To bardzo frustrujące i bardzo rozczarowujące.
Od Sainza oberwało się także arbitrom, którzy zostali skrytykowani za niedotrzymanie polityki otwartych drzwi.
- Do tego wszystkiego dostałem jeszcze 10-sekundową karę, która jest nie do przyjęcia. Nie rozumiem jej i domagam się wyjaśnień. Zamierzam porozmawiać z sędziami i Lawsonem. Wolałbym zrobić to z jakimś wideo w ręce, choć sam już to przeanalizowałem i... widziałem wystarczająco.
- Najbardziej zadziwiające jest natomiast to, co mówi FIA - że drzwi są zawsze otwarte i możemy pójść do sędziów, aby skonsultować jakieś wątpliwości. A ja dostałem niedawno wiadomość, że woleliby jednak ze mną nie gadać. Nie wiem, skąd to się bierze. Przecież to nie tak, że coś tam zrobię. Chciałbym jedynie usłyszeć wyjaśnienia.
Aktualizacja
Gromy leciały też w rozmowach z mediami piszącymi, gdzie poziom sędziowania doczekał się dobitnego określenia. Sainz czuł, że jego krytyka jest ostra, więc w pewnym momencie trochę się zreflektował.
- Moim zdaniem takie sędziowanie to nie jest poziom Formuły 1, jeżeli naprawdę stwierdzili, że to ja zasłużyłem na 10 sekund kary. To poważna sprawa, którą przejmuję się i jako kierowca, i jako dyrektor GPDA. To coś, co na pewno poruszę w dyskusjach.
- Staram się to opisać spokojnie i elokwentnie. Próbuję wybierać jak najlepsze słowa, aby nie powiedzieć niczego złego o kimś. Ale to, co widziałem dzisiaj, po prostu mnie martwi. Chodzi nie tylko o mnie, lecz również o innych kierowców i motorsport w ujęciu ogólnym, jeżeli naprawdę wydaje się im, że to powinna być kara dla człowieka, który był na zewnętrznej.
Co ciekawe, spotkanie Carlosa z arbitrami miało się już odbyć. Jak przekazał Thomas Maher z PlanetF1, początkowa niechęć wynikała z natłoku pracy, w tym konieczności rozesłania wielu wezwań.