Laurent Mekies po wyścigu F1 w Brazylii wyjaśnił, co stało za strategicznymi decyzjami Red Bulla. Ta najtrudniejsza i najciekawsza dotyczyła oddania prowadzenia przez Maxa Verstappena, który zamiast próbować utrzymać pozycję na torze, skierował się do alei i wybrał bezpieczniejsze rozwiązanie.

Choć niedzielny wyścig padł łupem Lando Norrisa, to w środowisku Formuły 1 najwięcej mówi się o kolejnym genialnym występie Maxa Verstappena. Czterokrotny mistrz świata, startował z alei serwisowej, a i tak zdołał dowieźć do mety trzecią lokatę. Pomocne w tym przypadku okazało się działanie zespołu, który wyposażył Holendra w lepsze ustawienia oraz świeżutki silnik Hondy.  

Co ciekawe, na pewnym etapie rywalizacji Verstappen znalazł się nawet na czele stawki i prezentował dość przyzwoite tempo na pośredniej mieszance. Zespół nie zdecydował się jednak podjąć ryzyka, które polegałoby na pozostawieniu Maxa na tym komplecie ogumienia do samej mety. Tym samym sam zainteresowany trzeci raz odwiedził swoich mechaników, co w praktyce dało mu spore korzyści w ostatniej fazie ścigania, ale odebrało szansę na nieoczekiwany triumf. 

To właśnie o ten wątek podczas spotkania z mediami zapytano szefa Red Bulla. Dziennikarze chcieli wiedzieć, czy utrzymanie pozycji na torze dawało jakąkolwiek nadzieję na wygraną, ale Francuz zaprzeczył i podkreślił, że preferował mieć lepsze narzędzia do wyrwania rywalom miejsca na podium zamiast dużej niewiadomej.

- Nie. Nie sądzę, że wyścig byłby wtedy do wygrania. Nie wiemy, gdzie finiszowałby Max, gdybyśmy tak zrobili. To temat do dyskusji dla was - przyznał Laurent Mekies.

- W pewnym momencie musieliśmy podjąć stosowną decyzję i tak też się stało. Myślę, że dzięki tej strategii otrzymaliśmy szansę na bardzo mocną walkę o podium. Ostatecznie nasz plan zadziałał. Gdyby wyścig trwał jedno okrążenie dłużej, to być może zdobylibyśmy drugie miejsce. Mimo tego nie sądzę, aby możliwe było utrzymanie prowadzenia, zwłaszcza jeśli spojrzymy na przebieg całych zawodów i pozycję, na której zaczynaliśmy. 

Zanim w ogóle Red Bull znalazł się w tamtej fazie, to plany pościgu Verstappena zostały poważnie zastopowane przez uchodzące z jednej opon powietrze. To zajście poskutkowało dość wczesną wizytą zawodnika w alei serwisowej i stratą wcześniej odrobionych pozycji.

- Wtedy nie była to dla nas oczywiście dobra wiadomość. Trzeba za to przyznać, że wprowadzenie wirtualnej neutralizacji nieco pomogło nam w tej niekorzystnej sytuacji. Dzięki temu nasze straty zostały nieco zmniejszone, choć i tak sporo straciliśmy.

- Gdyby nie to wydarzenie, możliwe, że moglibyśmy przejechać więcej kółek na twardej i pośredniej mieszance, a tym samym nie musielibyśmy wykonywać ostatniego pit stopu. Na torze było dużo odłamków i jeden z nich uszkodził boczną ściankę opony. To cześć tej gry, ale niefortunna. Na tym etapie, z samochodem w ogonie stawki i z powolnym przebiciem opony, nie wyglądało to zbyt różowo. 

48-latek został także zapytany o kwestię nieudanego eksperymentu z soboty, po którym konieczna stała się kolejna zmiana ustawień i start z alei.

- Prawda jest taka, że nie byliśmy zadowoleni z balansu samochodu i odczuć kierowcy po sprincie. Zajęliśmy wówczas czwarte miejsce, ale bez przygody Oscara Piastriego bylibyśmy na piątym. Myślę, że nikt nie był zadowolony z samochodu na takim poziomie. Czuliśmy, że optymalne okno pracy nie było tam, gdzie powinno być.

- Próbowaliśmy więc dokonać zmian w bolidzie Maxa przed kwalifikacjami i oczywiście popełniliśmy w tym przypadku błąd. Ale takie jest już nasze podejście - lubimy podejmować ryzyko. Uważamy, że bez tego wygrywanie wyścigów nie będzie możliwe.  

- Podjęliśmy to ryzyko również i w ten weekend, co ostatecznie niestety nie przyniosło dobrego rezultatu. To bolesna lekcja, choć powtórzę tu, że w ciągu ostatnich kilku miesięcy podjęliśmy wiele tego typu ryzykownych zagrywek. Takie już jest nasze podejście do wyścigów. Mamy to wpisane w nasze wyścigowe DNA.  

- Dziś zdecydowaliśmy się ponownie dokonać zmian w ustawieniach bolidu, zamontować nowy silnik i znaleźć lepsze okno operacyjne. Samochód dzięki temu ożył w wyścigu, a to najważniejsze. Właśnie tego szukaliśmy po stosunkowo przeciętnym wyniku w trakcie sobotniego sprintu.